Rozdział 28

281 14 10
                                    


*Zmrok zapada znów coś mi nie pozwala spać.

Nie uciekam już w ciszy topię strach.

Słychać głosy w głowie myśli są tak obce.*

Cicho śpiewałam, starając się nie myśleć o sytuacji z przed kilku godzin.
To było okropne,ale na szczęście udało mi się zwiać.
Z pewnością swoim zachowaniem wkurwiłam Vincenta,ale za bardzo mnie to nie obchodziło.
Biegłam przed siebie, próbując jakoś odczytać mapę od Alberta.
Skręciłam w lewo.

*Czy to tylko moje sny?

Księżyc w nowiu błyszczą wilcze kły.

Tonie w mroku świata ja chcę żyć.

Chcemy być sobą,więc nie próbuj zmienić nas.

Niosą w dłoniach strach staniemy twarzą w twarz.

Dopóki mamy głos możemy zmienić coś, więc walcz,walcz ,walcz!

Pochowane w szafie nocne zmory waszych słów.

Niesie echo wilczy skowyt, zemsty głód.

W cieniu słychać kroki,noc zasłania oczy.*

Po paru minutach przed moimi oczami, ukazał się wysoki budynek,na wzór starej elektrowni.
Poczułam nieprzyjemny dreszcz na myśl,że muszę tutaj znowu wracać,ale chcę to nareszcie zakończyć i uwolnić wszystkich od tych nieszczęść.
Ostrożnie weszłam do środka, drzwi lekko zaskrzypiały.
Rozglądałam się uważnie, żeby przypadkiem nie uruchomić żadnej pułapki.

****

Kiedy w końcu znalazłam pomieszczenie,którego szukałam odwróciłam kartkę Alberta na drugą stronę.
Napisał na niej kod do laboratorium.
Wpisałam kolejno cyfry i po chwili ciężkie wrota się otworzyły.
Moją uwagę przykuły dziwne maszyny i wynalazki.
Widać,że Golarz Filip był niezrównoważony.
Atmosfera tego miejsca wprowadzała mnie w niepokój, zwłaszcza te urządzenia,które wyglądały jak narzędzia tortur.
Nagle coś srebrnego błysnęło
na wielkim blacie, podeszłam bliżej i wzięłam przedmiot w ręce.
Wyglądał dokładnie jak ten, który dostałam w śnie od mojego taty.
Składał się z dwóch części, przypominał takie zamykane przenośne lusterko.
Otworzyłam je, wtedy przedmiot zaczął się ładnie mienić.
Miałam rację.
Po chwili w zwierciadle pojawił się napis:

Wkrótce się spotkamy.

Uśmiechnęłam się,bo to na pewno była wiadomość od taty.
Ostrożnie schowałam przedmiot do kieszeni i kontynuowałam swoją przechadzkę po budynku.
Zatrzymałam się przed wielkim ekranem na , którym było coś napisane.

Skala nienawiści maksymalna.

Mordercą twojej matki jest Aleks Niezgódka.

Zabij Adę jego córkę,by się zemścić.

Z prawowitą królową Vanessą u swego boku,zajmiesz ziemię należące do wszystkich bajek.

Była jeszcze maszyna połączona z tym ekranem,na niej widniały różne przyciski.
Albert wspominał mi,że ten wynalazek kierujący Vincentem jest stworzony za pomocą magii,więc wszystko powinno wrócić do normy.
Szukałam czegoś czym mogłabym zniszczyć te ustrojstwa.
Złapałam metalowy pręt i z jak największą siłą uderzyłam w pierwsze urządzenie
W ten oślepił mnie tak mocny blask,że upadłam na ziemię.
Przymknęłam powieki i zobaczyłam jak maszyna samoistnie rozpada się na malutkie kawałeczki.
Po chwili się podniosłam i zniszczyłam urządzenie kierujące armią robotów.
Monitor pękł,a wszystkie przyciski zgasły.
Byłam z siebie dumna,że nareszcie to wszystko zakończę i zajmę się poszukiwaniami taty.
Tylko coś mi tu się nie zgadzało,bez żadnych przeszkód znalazłam się w laboratorium Filipa.
Żadne niebezpieczeństwo na mnie nie czyhało.
Nagle usłyszałam kroki, odwróciłam się w tamtym kierunku i zamarłam.
Zobaczyłam w oddali postać zmierzającą w moją stronę.

Cholera!

Przysięgam,że już się nie odzywam,nawet nie pomyślę o czymś takim!

Nie wiedziałam, gdzie uciekać przerażona postanowiłam się schować za innymi wynalazkami.
W pomieszczeniu zrobiło się ciemno, odkąd rozwaliłam tamte badziewia.

-Wiem,że tu jesteś.

-Nie chowaj się Ado.

Słysząc te słowa, zaczęłam się jeszcze bardziej trząść,a strach mnie na moment sparaliżował.
Kroki były coraz bliżej,nagle zatrzymały się przy miejscu, gdzie się ukryłam.
Zakryłam usta dłońmi,żeby nie wydać żadnego pisku.
Serce mi biło jak szalone,po chwili wyszedł z pomieszczenia,a ja odetchnęłam z ulgą.
Postanowiłam stąd spieprzać zanim mnie znajdzie.
Biegłam przed siebie korytarzami,które chyba nie miały końca.
Jedynym źródłem światła był księżyc, którego blask wpadał przez wielkie okna.
Na moje nieszczęście trafiłam w ślepy zaułek.

-Popełniłaś duży błąd przychodząc tutaj-usłyszałam za sobą.

Nie zdążyłam się odwrócić,a już byłam przyciśnięta do ściany z pazurami na mojej szyi.
Brutalnie mnie dusił i z każdą sekundą zmacniał uścisk.
Po policzkach płynęły mi łzy
pragnęłam, żeby to się skończyło.
Poczułam jak pazury wbijają mi się w krtań, tworząc rany.
Po chwili lepka ciecz zaczęła spływać po mojej szyi.
Przed oczami miałam mroczki,było mi słabo i powoli zamykałam oczy.
Nagle przerwał te tortury,a ja działając impulsywnie szybko przywaliłam mu w policzek i uciekłam.
Biegłam ile tylko miałam sił w nogach, ignorując ból krtani.
Najważniejsze było to,żeby stąd uciec.
Po paru minutach moje ciało odmówiło posłuszeństwa i runęłam na ziemię.
Starałam się podnieść,ale przez sporą utratę krwi byłam strasznie słaba.
Po paru minutach usłyszałam kroki ,już było mi wszystko jedno co się ze mną stanie.
Poczułam mocne szarpnięcie za ramię.

****
Leżałam na plecach przywiązana.
Ręce i nogi miałam skrępowane.
Nie wiedziałam czy mój prześladowca dał sobie spokój z dręczeniem mnie.
Jednak,gdy tylko poczułam szpony wbijające się w moją szczękę,zadrżałam.

-Myślałaś,że uda ci się uciec?-usłyszałam.

-Muszę cię zmartwić,ale los napisał ci inne zakończenie.

-Dostaniesz to na co zasłużyłaś.

-I nikt cię nie uratuję.

-Zostaw mnie proszę-powiedziałam ledwo słyszalnie.

W odpowiedzi usłyszałam tylko psychopatyczny śmiech.
Krzyknęłam głośno,gdy wbił mi nóż w brzuch.
W ustach poczułam smak krwi.
Nagle ktoś otworzył drzwi ,po całym pomieszczeniu rozniósł się głośny huk.
Obraz mi się zamazywał i nie mogłam nic dostrzec.
Ból był nie do zniesienia,rozrywający.
Rany na szyi nie pozwalały mi w pełni oddychać,czułam,że powoli się wykańczam.
Na brzuchu szybko się wykrwawiałam.
Po chwili zamknęłam oczy wiedziałam,że to już mój koniec i umrę.
Jedynie tylko słyszałam,bo moje powieki nie miały zamiaru już się otworzyć.

-Co ty jej kurwa zrobiłeś?!

Poczułam dotyk na policzku,był delikatny i uspokajający,że mogłam na chwilę zapomnieć o bólu.

-Słyszysz mnie Ada?!

-Nie zostawiaj mnie!

Tak bardzo chciałam odpowiedzieć,ale nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.
Po chwili ktoś chwycił mnie pod kolanami i podniósł z ziemi.
Poczułam przyjemne ciepło,bo w tamtym pomieszczeniu było strasznie zimno,a może tylko ja miałam takie wrażenie.

-Już jesteś bezpieczna.

-Zrobię wszystko,żebyś przeżyła.

-Kocham cię.

Po tych słowach poczułam pocałunek na czole.
Później nie reagowałam już na nic.
Zapadłam w bardzo długi sen.

,,Ty jesteś moja'' ~𝔸𝕕𝕒 𝕚 𝕍𝕚𝕟𝕔𝕖𝕟𝕥~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz