Ośmioletni Micah
Przytrzymuję siodełko, pilnując, by Carmen nie straciła równowagi i nie spadła z roweru. Nie muszę za nią biec, jedzie ślimaczym tempem na równi z wózkiem, w którym śpi Tony. W dodatku co chwilę chwyta się za obdartą z materiału poręcz, bo boi się, że upadnie.
Opanowuję zniecierpliwione westchnienie, nie chcę sprawić siostrze przykrości. Jest młodsza ode mnie o trzy lata i jeszcze nie opanowała jazdy na rowerze bez dodatkowych kółek.
‒ Nie możesz cały czas trzymać się wózka ‒ upominam ją łagodnie. ‒ Nie bój się, nie spadniesz. Będę zaraz za tobą i zdążę cię złapać.
‒ Wiem, ale już znudziło mi się to jeżdżenie ‒ oznajmia i zatrzymuje się w miejscu, by następnie zejść z mojego roweru.
Jeździła dosłownie kilka minut, odkąd wyszliśmy z domu na spacer, by mały Tony szybciej zasnął. Uparła się, że teraz to ona będzie się uczyć, a mama oczywiście kazała mi jej pilnować. Ale Carmen zawsze szybko traci czymś zainteresowanie, zwłaszcza, kiedy czegoś nie potrafi.
Nie będę jednak się z nią kłócić i namawiać do dalszej nauki, skoro sam mogę teraz pojeździć. Od razu wskakuję na rower i czym prędzej się oddalam, pedałując najszybciej jak potrafię.
‒ Micah, nie środkiem drogi! ‒ Słyszę za sobą krzyk mamy.
Słucham jej polecenia i przybliżam się do chodnika. Przynajmniej już nie każe mi jeździć wolniej. Lubię szybkość. Ale jazda na rowerze jest nieporównywalna do jazdy i szybkości na motocyklu. Uwielbiam nasze wspólne przejażdżki z tatą.
Tata obiecał, że za kilka lat kupi mi motocykl, a wtedy już razem będziemy przemierzać ulice LA. O ile do tego czasu zdąży do nas wrócić.
Kilka tygodni temu do naszego domu przyjechała policja i go zabrała. Pewnie znowu trafił do więzienia. Nie wiem na jak długo, mama nie chce mi powiedzieć, bo jak stwierdziła nie muszę się niczym martwić. Ostatnim razem nie widziałem taty pół roku. Ile tym razem go z nami nie będzie?
Bez niego zawsze jest dużo gorzej w domu. Brakuje pieniędzy i często zostajemy sami, kiedy mama musi iść do pracy. Wtedy to ja opiekuję się Carmen i Tonym. Albo zagląda do nas sąsiadka, pani Burns. Jej syn Ray ma tyle lat co ja i jest moim najlepszym kolegą. Chodzimy do tej samej szkoły.
‒ Micah, skręcamy! ‒ nawołuje mama.
Oglądam się za siebie i widzę, że obie z Carmen pchają wózek w stronę bocznej ulicy. Zawracam i doganiam je po kilku sekundach. Wiem, dlaczego tutaj skręciliśmy. Carmen uwielbia patrzeć na te wszystkie piękne domy bogatych ludzi, podziwiać idealnie przycięte trawniki, krystalicznie czystą wodę w basenie i zaparkowane przed wejściem drogie samochody. Mnie to średnio interesuje. Ale lubię tędy jeździć na rowerze, przynajmniej droga jest prosta i pozbawiona dziur.
‒ Chciałabym mieszkać w takim domu ‒ snuje rozmarzona siostra. ‒ Jak będę kiedyś bogata to kupię nam taki.
Nie słyszę odpowiedzi mamy, zdążyłem je wyprzedzić i się oddalić. Pędzę przed siebie, aż wiatr rozwiewa mi włosy i szumi w uszach. Zwalniam dopiero wtedy, gdy moją uwagę przyciągają stojące na poboczu ciężarówki. Uwijają się przy nich mężczyźni w niebieskich uniformach, wyjmują z naczepy ogromne i wyglądające na ciężkie pudła i zanoszą je do wnętrza jednego z domów.
Zatrzymuję się zainteresowany tym widokiem. Ktoś wprowadza się do tego wielkiego domu? Od zawsze stał pusty, choć czasem widziałem tutaj ogrodnika, który kosił trawnik. Ale teraz nie ma już nigdzie tabliczki z informacją „na sprzedaż".
CZYTASZ
Out of my reach
RomanceLea Prescott to siedemnastoletnia uczennica elitarnej szkoły w LA, świetnie prosperująca modelka i przyszła studentka college'u we Francji. Przynajmniej taki plan ma wobec niej matka, bo Lea ma nieco odmienną wizję swojej przyszłości. Ona chce robić...