8. Martwisz się o mnie?

3K 304 114
                                    

Lea

Serce dudni mi w uszach, zagłuszając wszystko co dzieje się dookoła. Widzę krzyczących w podekscytowaniu ludzi, ale nie docierają do mnie ich wrzaski. Nie czuję nawet uderzeń wpadających na mnie osób. Mój wzrok jest skoncentrowany wyłącznie na chłopaku, który siedzi na motocyklu i czeka na linii startu. Na moim przyjacielu, który zaraz będzie się ścigał na torze, na którym zginęli ludzie.

Przerażenie i autentyczny szok wypełniają moje żyły, zamieniając mnie w sparaliżowany w bezruchu słup. Nie mogę pojąć rozumem to, co widzą moje oczy.

‒ Co on robi? Co on do licha robi?! ‒ wrzeszczy Carmen, szarpiąc się w objęciach mojego brata. Jej głos dociera do mnie w spowolnieniu. ‒ Powstrzymajcie go! Przecież on się zabije!

Ale jej ostatnie słowa działają na mnie, jak cios prosto w twarz. Wzdrygam się i wybudzam z chwilowego odrętwienia. Teraz dla odmiany w moim umyśle materializuje się wyjący syreną alarm. Zabije się. On nie może wziąć w tym udziału.

Nogi same prowadzą mnie przez tłum, a ręce odpychają stojących mi na drodze ludzi.

Muszę go powstrzymać. Nie mogę do tego dopuścić, by wystartował. Nie mój Micah.

Załamię się, jeśli coś mu się stanie.

Gdzieś na skraju świadomości przechwytuję ryk wołającego mnie Vinniego i chyba też Audrey, ale nie dociera do mnie treść ich słów. Jedyne na czym się skupiam to na Hayesie, który zaraz weźmie udział w wyścigu, jeśli nie zdążę go powstrzymać.

Przedzieram się przez skupisko gapiów, używając do tego łokci i kolan. Nie jestem delikatna, przez co w nagrodę obrywam bluźnierstwami. Nijak to na mnie wpływa. Prawie się przewracam, kiedy w końcu wypadam poza tłum. Odzyskuję szybko równowagę i ruszam biegiem. Nie myślę, po prostu działam i rzucam się na środek drogi tuż przed czekającymi motocyklistami.

Wokół rozlegają się okrzyki protestu i gwizdy. Ponad nimi przebija się głos prowadzącego, który wrzeszczy co ja wyczyniam, ale mam ich wszystkich gdzieś. Dopadam do Micaha i staję przed jego motocyklem. Nie ruszy, kiedy będę mu zagradzać drogę.

‒ Lea, Chryste... Co ty robisz?! ‒ wydusza w zdumieniu na mój widok.

‒ Dziewczyno, złaź z tej drogi! ‒ opieprza mnie inny motocyklista. ‒ Jeszcze cię ktoś zaraz przejedzie!

‒ Niech próbuje ‒ cedzę, nie odrywając oczu od Micaha. ‒ Nie ruszę się stąd.

Pozostaję w miejscu przez zaledwie dwie sekundy. W następnej chwili Micah chwyta mnie za ramię i przyciąga w swoją stronę, zmuszając bym zeszła sprzed maski jego motocykla. Przez kask nie widzę twarzy przyjaciela, ale wystarcza mi ton jego głosu, by wiedzieć, że jest zirytowany.

‒ Lea, nie wygłupiaj się ‒ warczy w złości. ‒ Uniemożliwiasz rozpoczęcie wyścigu.

Wyszarpuję rękę z jego uścisku.

‒ I bardzo dobrze, bo ty nigdzie nie jedziesz! ‒ Zaciskam palce na jego motocyklowej kurtce, chcąc go siłą zmusić do pozostania w miejscu. ‒ Co ty robisz, Micah?! Zamierzasz brać w tym udział?! Czy ciebie już do końca potłukło?!

‒ Zejdź z drogi.

‒ Nie ruszę się stąd! ‒ krzyczę i szarpię jego kurtką. ‒ Nie pozwalam ci!

‒ Nie rób scen ‒ mamrocze i jestem pewna, że przewraca oczami.

‒ To niebezpieczne! Micah, proszę cię, wycofaj się. ‒ Czekający na wyścig tłum gwiżdże w niezadowoleniu, a organizator dalej coś wywrzaskuje w moim kierunku, ale totalnie to olewam. ‒ Po co to robisz?

Out of my reachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz