7. Ósmy uczestnik

2.7K 274 104
                                    

Lea

Rytmiczne buczenie maszyny do tatuażu brzęczy w moich uszach, wprowadzając mnie w przyjemny stan relaksacji. Ten dźwięk zawsze mnie uspokaja. Przecieram wytatuowany fragment gazą nasączoną roztworem antyseptycznym, pozbywając się nadmiaru krwi i płynu limfatycznego. Już prawie kończę. Pozostało mi tylko cieniowanie.

Mrużę oczy, oceniając swoją pracę. Głowa wilka na tle gęstego lasu. Zero zarzutów do wykonania, co do rodzaju tatuażu nie mam zamiaru się wypowiadać. Każdy może tatuować sobie, co tylko chce, a skoro Cormakowi taki się podoba to nie mam co komentować.

Wymieniam igły na te o gęstszym rozmieszczeniu i zaczynam cieniować obszar wokół drzew. Leżący przede mną chłopak w reakcji wydaje z siebie syk protestu.

‒ To już boli ‒ skarży się.

‒ Cieniowanie bywa bardziej bolesne, niż konturowanie, bo wykonuję więcej powtarzających się ruchów w jednym miejscu, by lepiej utrwalić kolor ‒ wyjaśniam spokojnie, nieporuszona jego cierpieniem. Skoro zdecydował się na tatuaż to powinien liczyć się z dyskomfortem. ‒ Ale jeśli nie wytrzymujesz to możemy przerwać na tym etapie i dokończyć innym razem.

To byłoby mi wręcz na rękę. Im szybciej się z nim uwinę tym wcześniej pojedziemy do Nicholasa. Umówiliśmy się u niego w domu na biforek, zanim wybierzemy się do opuszczonych magazynów, gdzie ma odbyć się dzisiejszy wyścig. Od rana jestem tym strasznie podekscytowana. Zresztą nie tylko ja, cała nasza paczka, oprócz Micaha, żyje tym wydarzeniem. Nawet Audrey! Choć ona nie z powodu wyścigu, lecz perspektywą zobaczenia motocyklistów i typów spod ciemnej gwiazdy, których na pewno tam nie zabraknie. Montrose ma spaczony gust i słabość do patusów.

‒ Nie, nie! ‒ zaprzecza Cormak, niwelując moje plany. ‒ Aż tak nie boli.

Nie reaguję i kontynuuję swoją pracę. Zwykle najprzyjemniej mi się tatuuje w ciszy i bez niepotrzebnej gadaniny. Niestety Cormak należy do tych osób, co lubi bezsensowną paplaninę i co chwilę mnie zagaduje.

‒ Każdy piątkowy wieczór spędzasz w ten sposób? Tatuując?

‒ Nie każdy.

‒ Czyli rozumiem, że mógłbym w któryś gdzieś cię zaprosić?

Odsuwam igły od jego skóry i podnoszę na niego pozbawiony wyrazu wzrok. Chłopak obserwuje mnie z krzywym uśmiechem na ustach i wyczekuje mojej reakcji. Powstrzymuję chęć przewrócenia oczami. Najgorszy typ klienta, bajeranta.

‒ Nie mógłbyś ‒ ucinam.

To nie tak, że Cormak jest nieurodziwy czy coś. Wręcz przeciwnie, to przystojny blondyn, liczący sześć stóp wysokości i wiem, że wzdycha do niego wiele dziewczyn. Ale dla mnie to nie jest powód, by się z nim umówić. Prawdopodobnie odrzuciłabym podryw nawet najprzystojniejszego chłopaka, jaki stąpa po całej kuli ziemskiej, kimkolwiek jest taki facet. Po prostu nie czuję potrzeby, by się z kimś spotykać, czy też randkować.

‒ Z powodu Hayesa?

Marszczę brwi w niezrozumieniu.

‒ Dlaczego o niego pytasz?

‒ Myślałem, że jesteście razem.

Czuję się, jakbym oberwała jego odpowiedzią w twarz.

‒ Nie? ‒ Parskam śmiechem na tę absurdalność. ‒ To mój przyjaciel.

‒ Zawsze kręci się blisko ciebie i widziałem ostatnio na ognisku, jak cię przytulał, a potem pojechaliście razem na jego motocyklu. Nie wyglądaliście, jak przyjaciele. Zresztą dużo osób bierze was za parę.

Out of my reachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz