9. Przecież mam ciebie

2K 265 117
                                    

Lea

Nasi przyjaciele żegnają się z nami i rozchodzą do samochodów. Niedługo później nocne powietrze wypełnia odgłos odpalanych silników i odjeżdżających aut, które szybko jednak niknie, kiedy range rover i porsche znikają nam z oczu.

Myślałam, że Micah też będzie chciał stąd odjechać, ale on podchodzi do motocykla i opiera się o niego plecami. Krzyżuje ramiona na klatce piersiowej i dalej bije się z myślami. Opadła maska pewnego siebie motocyklisty, który wygrał dzisiaj wyścig. Nie ma już Micaha, najstarszego z rodzeństwa Hayes, który chce zadbać o rodzinę i chorą mamę. Pozostaje zagubiony chłopak, który rozważa, czy na pewno podjął najlepsze decyzje i czy to co robi ma sens. Pokazuje swoje prawdziwe oblicze albo po prostu już nie ma sił dłużej udawać.

Gdy podnosi na mnie oczy, a ja dostrzegam w ich szarości niepewność i autentyczny smutek, coś ściska mnie nieprzyjemnie w serce.

‒ Ty też jesteś na mnie zła?

Przekładam kask do jednej dłoni. W kilku krokach zmniejszam dzielącą nas odległość i oplatam ramionami jego szyję. Muszę stać na palcach, by móc to zrobić, ale przytulam go mocno, chcąc zapewnić mu swoją obecnością wsparcie.

‒ Przykro mi, Micah ‒ szepczę z policzkiem opartym na jego mostku.

Czuję, jak rozluźnia się w moich ramionach i wypuszcza głęboki oddech. Nie waha się. Obejmuje mnie w talii i przyciąga bliżej do siebie tak, bym mogła stanąć wygodniej między jego nogami.

‒ Mnie też ‒ odpowiada równie cicho wprost w moje włosy. Zaraz po tym składa krótki pocałunek na czubku mojej głowy, czym wywołuje mój uśmiech. To było zaskakująco urocze.

Unoszę dłoń, tę, w której nie trzymam kask, i zatapiam palce w gęste włosy Micaha ponad karkiem. Głaszczę go powolnym tempem, mając nadzieję, że wpłynie to na niego kojąco. Mnie zawsze to pomaga, bo uwielbiam, kiedy ktoś porusza moimi włosami.

Micah wielokrotnie pocieszał mnie w ten sposób i przeczesywał moje włosy palcami, gdy płakałam albo miałam gorszy humor. Już od dawna nie musiał tego robić, bo teraz nieustanne kłótnie z mamą przestały wywoływać we mnie łzy. Ale w dzieciństwie często odreagowywałam większe sprzeczki płaczem, a wtedy Micah zawsze przy mnie był i dzielnie wysłuchiwał moich narzekań.

‒ Chcesz o tym porozmawiać? ‒ pytam łagodnie.

‒ Niekoniecznie. Zresztą nie ma o czym. Po prostu życie jest w chuj niesprawiedliwe i postanowiło kolejny raz być nam pod górkę.

‒ Wyzdrowieje ‒ przekonuję, starając się brzmieć pewnie. ‒ Już raz go pokonała. Teraz też organizm zwalczy to dziadostwo. Twoja mama to silna babka.

‒ Wiem. Innej opcji nie dopuszczam nawet do myśli.

Przywieram do niego mocniej, bo mimowolnie do mojego umysłu wkradła się obawa, że nie mamy racji. Nawet nie chcę sobie tego wyobrazić, co muszą teraz czuć Micah i Carmen. To straszne. Moja mama jest jaka jest, ale choć często mam jej dosyć, kocham ją i chyba pękłoby mi serce, gdyby i ona miała raka.

Ponad moją głową rozlega się zadowolone mruknięcie.

‒ To już drugi raz w ciągu tygodnia, kiedy mnie przytulasz ‒ zauważa z delikatnym rozbawieniem. ‒ Co się z tobą stało, Leo Prescott?

Mój śmiech tłumi jego kurtka.

‒ Może zaczynam wyrastać z etapu: „Faceci są fuj"? ‒ żartuję.

Ramiona Micaha zaciskają się odrobinę mocniej wokół mojej talii.

‒ Czyli mogę zacząć się do tego przyzwyczajać? ‒ Tym razem już wyraźniej słychać wesołą nutę w jego głosie.

Out of my reachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz