Nadszedł dzień wyjścia do Ertmedi.
Słowo „harmider" idealnie opisywało tę miejscowość. Ludzie w różnym wieku przekrzykiwali siebie nawzajem, tańczyli na środku ulicy, upijali się i jedli wspólnie. Przedstawiciele niepochodzący z Narodu Powietrza wyróżniali się wśród tubylców kolorami przynależnymi do ich krain. Niepoinformowani wcześniej o dniu wolnym, z zachwytem wybyli z akademii. Wielu z nich nigdy nie opuściło własnego narodu. Chodzili głównymi ulicami, podziwiając różnorodne jedzenie, ozdoby, podłużne wiszące dzwonki i instrumenty muzyczne.
Mamoru, wchodząc do Ertmedi, ani na moment nie zapomniał o swoim zadaniu. W liście od mentor Hikari dokładnie opisano, kiedy miało nastąpić wyjście. Dzięki temu dysponował wystarczającą ilością czasu, aby przemyśleć, jak zgubić ogon w postaci dwójki szpiegów ojca, którzy od dnia incydentu w sali z niebezpiecznymi przedmiotami zdawali się nie spuszczać go z oczu. Poza tą dwójką – której się spodziewał – podążał za nim kuzyn z kolejnym pobratymcem z ich narodu, a którego imienia Mamoru dalej nie pamiętał.
Arata jak ochroniarz nie odstępował go na krok. Do jego obecności Mamoru dawno zdążył się przyzwyczaić. Nie tak jak do czerwonego ubrania ze złotymi elementami, które widział w oddali. Nie rozumiał poczynań Katsu, ale jego zachowanie znacząco zmieniło się po rozbiciu wazy.
Tak z dwóch osób musiał pozbyć się pięcioro. Współlokatora nie wliczał. Arata naiwnie wierzył, że Mamoru miał zamiar spotkać się po kryjomu z Satoshim. Wciągnięcie go w plan było niezbędne do osiągnięcia celu – najlepiej znał miasto. Dużo ryzykował, ale to, co wymyślił Arata, przeszło jego oczekiwania...
Zabrakło mu słów, kiedy przystanęli na środku ruchliwiej ulicy pełnej tawern. Budynek, na który patrzył, nie wyróżniał się od reszty. Blada farba z wzorami chmur była taka sama jak na pozostałych domach, ale w okiennicach wisiały ciemnoróżowe zasłony zasłaniające wnętrze. To one przykuwały wzrok oraz alarmowały z daleka. Dzieci nie miały tu wstępu, a mężczyźni i kobiety przychodzili tylko po jedno.
– Oto jesteśmy! – Arata szeroko rozłożył ręce. Odwrócił się do nich przodem i wyszczerzył zęby. – Dom rozkoszy to obowiązkowe miejsce do zwiedzenia dla dorastających młodych ludzi!
– Czy ty siebie słyszysz? – zapytała Gina. – Chcesz nas zabrać do domu rozpusty? Czwarty książę tam nie wejdzie, to poniżej jego godności!
– Wspaniały pomysł – wyszeptał Mamoru. Sam nie wpadłby na lepszy.
Członkowie rodziny spadkobierców unikali tego rodzaju rozrywek. Wielu z nich dom rozkoszy traktowało jako niebezpieczne miejsce, w którym zapomnienie przychodziło w postaci pięknych kobiet oraz przystojnych mężczyzn. Alkohol za to mamił ich pamięć. Szpiedzy prawowitego spadkobiercy z Narodu Błyskawicy z pewnością doniosą, że jego najmłodszy syn odwiedził tak niegodne miejsce. Reprymenda, którą dostanie, była warta tego, że w zamian pozostanie w rodzinie.
– Co proszę? – Gina spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami. Była pewna, że przyzna jej rację. – Czwarty książę, czy jesteś pewien, czym jest dom rozkoszy?
– Oczywiście. – Splótł palce z tyłu pleców. Spojrzał na nią z góry. – Czyżbyś sugerowała mi brak kompetencji?
Gina, speszona, szukała pomocy u kolegi, ale Shun z zaróżowionymi policzkami wolał podziwiać własne buty. Nie widząc żadnego sprzeciwu, Mamoru ruszył w stronę wejścia.
– Witamy!
Kiedy drzwi zostały otwarte, kilka pięknych kobiet powitało ich chórem. Ubrane były w długie do ziemi suknie z szerokimi rękawami, z ciasno przepasaną wstęgą na linii pasa. Mocny makijaż dodawał im kilku dodatkowych lat. Włosy miały spięte niedbale z tyłu głowy.
Różany zapach drażnił nozdrza Mamoru. Z trudem nie skrzywił się na ten odór. Jedna z dziewczyn uwiesiła się na jego ramieniu.
– Będzie stolik dla dwóch? – Zatrzepotała długimi rzęsami, mrugając do Mamoru.
Najdelikatniej, jak tylko potrafił, zabrał jej rękę ze swojej strefy komfortu.
– Trojga – poprawił ją.
Shun siłą został wepchnięty do środka. Drzwi o mało nie zatrzasnęły mu długiego płaszcza. Gina została na zewnątrz, zażenowana sytuacją, a Shun próbował pozostać niewidoczny, co mu się nie udało. Dwie kobiety złapały go pod ramiona i prowadziły przed siebie.
– Ale... ja... – jąkał się, próbując uwolnić się z ich szponów.
– Nami się nie przejmuj. – Mamoru uniósł dłoń w geście pożegnania. – Baw się dobrze!
– Czyli będzie stolik dla dwojga – stwierdziła niebieskooka kobieta, ponownie owijając ramiona wokół jego ręki.
– Wolę bardziej prywatne spotkanie – wyszeptał do jej ucha.
Kobieta uśmiechnęła się uroczo.
– Da się zrobić. – Zaczęła ciągnąć go wzdłuż korytarza w stronę czerwonych drzwi.
Arata, widząc sytuację, porozumiewawczo przytaknął głową. Mamoru zrobił ten sam gest. Przedstawiciel Powietrza oddał się w ręce kobiet. Poprowadziły go do boksów wypełnionych poduszkami i niskimi stolikami, na których znajdowały się Wesołe Dzbanki oraz filiżanki.
Mamoru w tym czasie zniknął w kolejnym, tym razem różowym korytarzu. Nim spostrzegł, kobieta wepchnęła go do jednej z wielu komnat znajdujących się w budynku. Nie czekając, przyłożyła swoje usta do jego. Oddał pocałunek intuicyjnie. Poczuł jej dłonie na tali, a sam złapał ją za pośladki. Ta pociągnęła go w stronę łóżka. Gdy byli blisko materaca, rzucił ją na ogromne łoże z baldachimem. Całował ją mocno, gdy chwycił za jej nadgarstki. Przycisnął je do materaca i odsunął się od kobiety. Spojrzał na jej spuchnięte usta i rozmazaną szminkę. Oddychała nierówno. Przesunął wzrok na szeroko rozszerzone źrenice.
– Wybacz – odparł lekko zachrypłym głosem – lecz ze swoim statusem, możesz co najwyżej czyścić mi buty.
Puścił ją i wstał. Kobieta zamrugała parę razy, po czym gwałtownie usiadła na posłaniu.
– Że co proszę?
– To, co słyszałaś. – Przyjrzał się swoim ubraniom i fryzurze w lustrze stojącym w kącie pokoju, nie zwracając uwagi na gniewne oczy wpatrzone wprost w jego plecy.
– Odezwał się wielki panicz! Gdybyś nie miał tyle szczęścia i nie urodził się w rodzinie spadkobierców, ciekawe jak byś poradził sobie w prawdziwym życiu? Pewnie nie potrafiłbyś wykonać codziennych czynności. Tacy wielcy i silni, a potrzebują nas, słabych, aby... Co to?
Mamoru wyciągnął z rękawa sakiewkę i rzucił ją na materac, przerywając tę bezsensowną paplaninę. Kobieta pochwyciła zdobycz swoimi długimi pazurami, wysypała zawartość na łóżko, a jej oczom ukazało się trzydzieści beryli – płaskich kamieni o kolorze morskiej zieleni. Z jednej strony wykuty miały symbol jednego z siedmiu nardów, z drugiej – nazwę jednej z rodzin spadkobierców.
Za taką sumę mogła kupić tygrołaka. Na półroczny zarobek gwardzistów musiałaby przepracować dwa lata w domu rozkoszy. Mamoru nie zdziwiła jej nagła zmiana zachowania.
– Och! – Zasłoniła dłonią usta. – Jednak nie przyszedłeś tutaj po nic.
– Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. – Podszedł do okna, zniesmaczony myślą, że musiałby pocałować ją ponownie, i otworzył je na całą szerokość. Wąska uliczka za domem rozkoszy idealnie nadawała się na ucieczkę. – Zostań tutaj przez kilka minut. Jak wyjdziesz i ktoś o mnie zapyta, to powiedz cokolwiek, byle nieprawdę. To chyba nietrudne zadanie dla kogoś twojego pokroju?
Kobieta zawinęła jeden kosmyk włosów na palec.
– Lubię stanowczych mężczyzn.
Położył but na parapecie i zeskoczył na drugą stronę, uderzając o wybrukowaną drogę.
– Przyjdź jeszcze. Będę czekać! – usłyszał przesłodzony głos, od którego go zemdliło.
Ruszył szybkim tempem, chcąc pozostawić za sobą drażniący, różany zapach.
![](https://img.wattpad.com/cover/357664111-288-k522137.jpg)
CZYTASZ
Dokonać niemożliwego
FantezieKretożmije atakujące wioski. Pigułki mroku pozwalające władać więcej niż jednym żywiołem. Schorowany książę, o którego istnieniu nikt nie wiedział. Rytuał siedmiu bram uznano za początek wojny, lecz sprawca znikł, pozostawiając za sobą martwe ciała...