40. Naiwność

26 9 30
                                    

Wszystkie niedopowiedzenia, odkładane sprawy, nowe wiadomości i nagromadzony ból tworzyły jedność. Krążyły po umyśle jak jeden wielki mętlik. Przerażały, uszczęśliwiały i doprowadzały do furii jednocześnie. Tak wiele skrajnych emocji, a na twarzy Mamoru nie było widać ani jednej z nich.

Siedział na posłaniu. Nogi przykryte miał ciepłą pościelą. Spod koszuli z długim rękawem wystawały bandaże i opatrunki. Rozczochrane włosy opadały na przekrwione oczy. Palcami dotykał aksamitnego materiału z wyszytym herbem klanu Burzowej Chmury. Pamiętał, jak materiał płonął na jego oczach, jak zapłonęła w nim wściekłość i jak szybko emocje wygasły z powodu bezsilności.

Był słaby. Nie potrafił zrobić nic. Strach zwyciężył. Skompromitował siebie, rodzinę i własny naród.

Zbyt zamyślony, nie usłyszał pukania do drzwi ani tego, jak Jun wkroczył do pokoju ze srebrną tacą, na której położono miskę z zupą jarzynową i zieloną herbatę.

– Przyniosłem jedzenie – oznajmił.

Odłożył tacę na szafkę przy łóżku.

– Mamoru? – Położył dłoń na jego przedramieniu.

Czwarty książę wzdrygnął się na ten gest. Opamiętał się migiem. Był w domu. Nic mu nie groziło.

– Wybacz – powiedział ochryple, unosząc wzrok. Odkaszlnął, ale nie pomogło w pozbyciu się chrypy. – Zamyśliłem się.

– Zauważyłem. – Jun usiadł na posłaniu. – Przyniosłem jedzenie.

– Od tego jest służba – spostrzegł Mamoru i spojrzał na starszego brata podejrzliwie.

– I tak miałem zamiar tu przyjść.

– Mhm... – mruknął, z powrotem patrząc na materiał trzymany w dłoniach.

Jun obserwował go uważnie.

– Wybierasz się dokądś? – zapytał łagodnie.

– Nie – powiedział cicho. Gardło bolało go przy wypowiadaniu słów. – W mym stanie raczej daleko bym nie zaszedł.

Próbował zażartować, ale napad kaszlu spowodował, że w oczach Juna pojawiło się poczucie winy.

– To pozwolisz, że to zabiorę? – Wyciągnął rękę i bez pozwolenia zabrał materiał z jego dłoni. Przewiesił go przez ramię krzesła stojącego przy łóżku.

Mamoru odgarnął włosy palcami i odkaszlnął parę razy w zaciśniętą pięść.

– Długo zamierzasz na mnie patrzeć?

– Wybacz.

– Zamiast przepraszać, podaj mi zupę – rozkazał mu.

– Nie zapominasz się?

– Sam jesteś sobie winien – odpowiedział, uśmiechając się lekko. – Było dać służącym wykonać swoje zadanie.

– Przesadzasz – upomniał go Jun.

Mamoru wiedział, że tolerował jego zachowanie wyłącznie z powodu ran, co zgrabnie wykorzystywał. Odebrał naczynie i położył je na kolanach, lecz zanim nabrał łyżką jedzenie, odpowiedział:

– Co chwilę ktoś tu przychodzi. Nie dajecie mi spać i patrzycie na mnie, jakbym miał wyzionąć ducha. Czuję się jak małe dziecko.

Zaczął jeść.

– Martwimy się – powiedział łagodnie drugi książę.

Mamoru spojrzał na brata spod grzywki, która znów opadła mu na czoło. Przez ułamek sekundy zawiesił łyżkę w powietrzu, ale zrezygnował z wchodzenia w dyskusję. Pragnął w spokoju skończyć zupę.

Dokonać niemożliwegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz