39. Oczekiwanie

31 9 24
                                    

Po przybyciu czwarty książę został przeniesiony do swych komnat. Kapłan i medyk nikomu nie pozwolili wejść. Rodzina pozostała w pokoju gościnnym, łączącym się z sypialnią Mamoru. Dopiero po dwóch godzinach oczekiwania pozwolono im wejść do środka.

Jun, modląc się do Wielkiego Twórcy, przeszedł przez próg. Mamoru leżał na łóżku. Do połowy pasa został przykryty pościelą w barwie indygo, a widoczną część ciała w większości pokrywały bandaże i opatrunki. Jego blada skóra wyróżniała się na tle ciemnofioletowych poduszek. Gdyby nie klatka piersiowa, która unosiła się i opadała, Jun uznałby brata za martwego.

Matka wytarła łzy chusteczką, którą ściskała w dłoniach. Przysiadła na łóżku, dotykając chudymi palcami przedramienia najmłodszego syna. Masahiro stanął przy niej i dla otuchy położył dłoń na jej ramieniu.

Jun, jak przystało na księcia, stał z boku przy najstarszym z braci. Pierwszeństwo zawsze mieli wyżsi rangą. Obserwował, jak pomarańczowe szaty kapłana i granatowe szaty medyka falują wokół łóżka. zerkała na rannego, jakby nie była pewna, co wydarzy się, jak spuści Mamoru z oczu. Kapłan klanu Akio wyglądał za to na nieobecnego – co rusz podchodził do czwartego księcia i przykładał dwa palce do pulsu na jego nadgarstku. Potem wstawał zamyślony i robił miejsce medyczce.

Majime i Akio znajdywali się w ich klanie od trzydziestu lat. Byli jednymi z zaufanych ludzi prawowitego spadkobiercy. Rzadko można było ujrzeć ich razem i chociaż oboje mieli na celu uzdrawiać ludzi, to jak przystało na Naród Wody i Światła, nie za bardzo za sobą przepadali. Obydwoje mieli swoje racje, których nie zamierzali zmieniać, ale gdy chodziło o życie jednego z członków rodziny spadkobierców, zapominali o sporze.

***

Sytuacja nie ulegała zmianie.

– Mogliśmy się tego spodziewać.

Jun zerknął na brata stojącego obok. Norio patrzył wprost przed siebie, a jego twarz nie wyrażała nic.

– O czym mówisz? – dopytał szeptem, nie rozumiejąc.

– Od kiedy Mamoru opuścił klan, stał się naszym najsłabszym punktem. Mogliśmy się spodziewać, że prędzej czy później ktoś zaatakuje go w ramach zemsty.

– Mówisz zupełnie jak ojciec. – Jun nie ukrywał zawodu w głosie. – Przecież Mamoru pobudził energię w rdzeniu żywiołu.

– I co to niby zmienia? Sam wiesz, jak wiele lat poświęciliśmy na trenowanie. Nawet jeżeli nasz brat wyzdrowiał, to ile potrwa, zanim będzie potrafił sam o siebie zadbać? Dwadzieścia lat?

– Mylisz się – upierał się Jun. – Mamoru dostał przepustkę bez nauki. Ojciec musiał w nim dostrzec potencjał.

– Taki wielki potencjał, że nie wiadomo, czy przeżyje – odparł Norio sarkastycznie. – Trzeba to przyznać. Szanuję ojca, ale na starość robi się zbyt sentymentalny i popełnia błędy.

– Norio, czy ty się słyszysz? Nie wierzę, że to mówisz.

– Jak chcesz. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Jeszcze wspomnisz moje słowa.

Jun pokręcił z niedowierzenia głową. Ich najmłodszy brat umierał, a najstarszemu wzięło się na szczerość. Miał tego serdecznie dość.

W pewnym momencie zagrzmiało. Noc rozświetliła błyskawica, a deszcz rozpadał się na dobre, zalewając klan Burzowej Chmury.

Usłyszeli trzask frontowych drzwi. Skrzypienie oraz kroki rozeszły się po komnacie.

– Gdzie mój syn?

Haiden, nawet w mokrym ubraniu i wściekły, nie ukazał ani krzty zmęczenia po podróży.

– Co z mym synem? – Zwęził oczy i rozejrzał się po komnacie czwartego księcia. Nienawidził się powtarzać.

– Panie. – Kapłan i medyk się pokłonili. Spojrzeli następnie na siebie, nie wiedząc, kto powinien zacząć przekazywać złe wieści.

– Co z Mamoru?! – krzyknął trzeci książę. – Żyje?!

Mocne wyładowania naelektryzowały powietrze, kiedy Satoshi wpadł do sypialni jak szalejąca na zewnątrz burza. Norio chwycił młodszego brata mocno, nie przejmując się jego przemoczonym, brudnym ubraniem po podróży. Zakrył mu dłonią usta, aby bardziej nie rozwścieczył ojca swym gadaniem. Atmosfera wokół prawowitego spadkobiercy była napięta. Jun wiedział, że jakikolwiek gest lub słowo mogły doprowadzić do furii, a co za tym szło – i do tragedii. Norio najwyraźniej domyślił się tego samego. Wzrok ojca – iskrzący, skierowany wprost na trzeciego księcia – potwierdzał, że dziś ktoś mógł zginąć.

– Panie. – Medyczka przerwała milczenie. – Mamoru ma wiele ran ciętych i jest mocno poobijany. Ktokolwiek zadawał rany, robił to tak, aby cierpiał, ale przeżył. Najgorzej wyglądają plecy i ramię. Oparzenia są na tyle mocne, że tkanina wtopiła się w skórę. Musiałam je usunąć razem. Niepokoi mnie również stan płuc panicza. Za długo przebywał pod wodą.

– Przeżyje?

– Trudno powiedzieć. Na dodatek nie wiem, jak ucierpiał umysł...

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Matka braci nie wytrzymała, wstała przerażona.

– Ewidentnie młody panicz był torturowany. Ludzie po czymś takim się zmieniają.

Zapadła cisza. Patrzyli na rannego, jakby jego obecny stan był niczym w stosunku do tego, co miało nastąpić, kiedy się obudzi.

– Co z jego rdzeniem żywiołu? – Władca zwrócił się do kapłana.

– Bramy i przewody są nienaruszone. Przepływ między nimi jest prawidłowy, ale... – Zerknął na zgromadzonych. – ...resztę wolałbym powiedzieć prawowitemu spadkobiercy osobiście.

– Nie ma mowy! Jestem matką! Mam prawo wiedzieć, co z moim synem!

– Panie, naprawdę wolałbym, abyś najpierw sam to usłyszał, a potem zadecydował, czy inni mają o tym wiedzieć.

– Ojcze, nasz brat umiera – powiedział twardo Norio, który jako jedyny miał odwagę spojrzeć władcy w oczy. – Nie ukrywaj przed nami prawdy.

– Mamoru! Obudziłeś się! – Satoshi wyswobodził się z uścisku Norio, nadeptując mu na stopę.

Mamoru miał półotwarte powieki, oddychał płytko i ciężko. Zdawał się nikogo nie widzieć. Nagle przekręcił się na bok, a rękami objął klatkę piersiową. Z trudem łapał oddech, jakby brakowało mu powietrza.

– Wyjdźcie stąd! – Medyczka podbiegła do księcia. – Wynocha stąd! Akio! Pomóż mi!

Jun podszedł do matki i razem z dziadkiem wyprowadził ją z sypialni, gdyż nie chciała pozostawić rannego syna. Reszta rodziny wyszła bez zająknięcia. Zamykając drzwi, ujrzał, jak kapłan przytrzymywał Mamoru, aby ten leżał na plecach. Medyczka w tym czasie nabrała kryształowego płynu z buteleczki do podłużnej rurki z przyssawką. Ścisnęła palcami szczękę leżącego, a kilka kropel wleciało do ust Mamoru.

– Oddychaj wolniej. – Położyła dłoń na jego klatce. – Pamiętaj, masz dla kogo żyć...

Jun zamknął drzwi i z dziadkiem poprowadził matkę na kanapę. Usiadł przy niej, dając jej możliwość wypłakania się na ramieniu. Nikt nie zamierzał się wykłócać, a tym bardziej przerywać milczenia. Gula ściskała im się w gardłach. Gdyby ktokolwiek odezwał się pierwszy, ich emocje wyciekłyby na wierzch, a dźwięk szlochu matki nie byłby tej nocy jedyny.

Dokonać niemożliwegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz