4. Diana

337 74 23
                                    

 Słońca i Słoneczka!

Dzisiejszy rozdział jest krótki, ale jak będzie dużo gwiazdek i komentarzy, to dodam Wam bonusik w niedzielę 😁

Z ciekawostek tego tygodnia:

zagościłam na Instagramie empik.selfpublishing:

https://www.instagram.com/empik.selfpublishing/

✨✨✨


– Nie! To jest beznadziejne! Tak nie może być! – Mark wymachuje łapskami i wydziera się wniebogłosy.

Spinam się i kurczowo trzymam konia, na którym siedzę. Biedny zwierzak jest zestresowany sytuacją. Nie dość, że siedzi na nim ktoś obcy, to jeszcze wokół kręci się tłum ludzi, błyskają światła i jest bardzo głośno. Jeszcze trochę i mnie z siebie zrzuci, by uciec w siną dal.

– Proszę się uciszyć – interweniuje jeden z kowbojów, łapiąc za uzdę i uspokajając stworzenie. – Przy pracy ze zwierzętami nie można okazywać agresji. To może się źle skończyć.

Cała drżę. Mam ochotę uciec i ukryć się gdzieś. Od rana Mark robi wszystko, bym poczuła się nic niewarta. Krytykuje mój wygląd, miny, figurę, postawę, to, w jaki sposób pozuję.

– Nie wiem, kto wpadł na to, by Diana reprezentowała naszą markę – sarka ten dupek. – Nie pasuje. Nic tu się nie klei! Kolory z nowej kolekcji wcale do niej nie pasują. Zmieńmy modelkę!

– Możemy zrobić chwilę przerwy? – pytam słabo i z pomocą kowboja zsuwam się z konia.

Ze spuszczona głową idę do namiotu rozstawionego dla ekipy. Trzęsącą się dłonią sięgam po butelkę wody i z całych sił staram się hamować łzy. Chłodny płyn spływa mi do gardła, dając częściową ulgę.

Mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę. Skoro się nie podobam, nie muszę tu być. Uwielbiam Dallas Cosmetics. Jako nastolatka zbierałam drobniaki, żeby kupić sobie ich truskawkowy błyszczyk, ale nie pozwolę się tak traktować. Z pewnością inna marka zainteresuje się mną i zatrudni do roli ambasadorki. A nawet jeśli się to nie stanie, to mam wystarczająco wiele źródeł dochodu, bym nie musiała tolerować zachowania tego buca!

Wiem, że to zemsta za wczoraj, ale i tak skutecznie wbija mi szpilki. Czuję się jak jakaś cholerna laleczka voodoo.

– Jak się czujesz? – Obok mnie pojawia się zatroskana Emma.

– On chce mnie zniszczyć – szepczę płaczliwie.

– Nie damy dupkowi tej satysfakcji. Wyglądasz pięknie. Odwalasz kawał dobrej roboty. Cała ekipa jest tobą zachwycona i patrzą na Marka jak na wariata – pociesza mnie pewnym tonem. – To nie on podejmuje ostateczną decyzję, a jego matka. Ten palant nie zniszczy twojej kariery.

Kiwam głową i biorę kilka głębokich oddechów, by zapanować nad emocjami. Wracam na plan. Gdy mijam członków zespołu, napotykam ich współczujące spojrzenia. Wsiadam na konia i uśmiecham się do obiektywu.

– Jest pięknie! – mówi fotograf i morduje wzrokiem naburmuszonego Marka.

Ten na szczęście już milczy. Chyba uświadomił sobie, że jeśli dojdzie do wypadku, to do końca życia nie wypłaci się z odszkodowań.

***

Po zakończeniu sesji od razu wsiadam do samochodu i proszę Antonia, by odwiózł mnie do domu. Drogę pokonujemy w milczeniu. Staruszek zerka na mnie współczująco. Najwyraźniej plotka o tym, co spotkało mnie na planie, już zdążyła dotrzeć do wszystkich zakątków 6666' Ranches. Kiedy zatrzymujemy się przed budynkiem, wypowiadam ciche podziękowanie i szybko wyskakuję z jeepa. Nie zatrzymuję się. Od razu biegnę do pokoju.

CukiereczekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz