7. Gabriel

300 68 27
                                    

 Słońca i Słoneczka!

Ważna informacja! Jeśli ktoś planuje przeczytać "Wmiksowanych" na EratoMKEO to ma czas tylko do dziś, do godziny 22.00 😁 Historia Miksera i Domi znika z Wattpada.

Więcej szczegółów już wkrótce 🥰

✨✨✨

– Gdzie. Jest. Towar? – Z każdym wypowiedzianym słowem mój kastet styka się z ciałem dzieciaka.

Żołądek, wątroba, jaja.

Przy tym ostatnim ciosie gówniarz osuwa się na ziemię, a łańcuch zapleciony wokół jego szyi zaczyna się zaciskać. Czekam, obserwując sinienie twarzy młodego. Dopiero, gdy ten otwiera usta i z trudem łapie powietrze niczym ryba wyciągnięta na ląd, luzuję stalową pętlę i pozwalam mu odetchnąć.

Nie rozumiem, dlaczego zdradził. Jego rodzina pracuje dla kartelu od pokoleń. Jego dziadek pracował z moim. Ojciec wciąż żyje i jest jednym z moich zaufanych ludzi. Co strzeliło dzieciakowi do głowy, by zdradzić?

– Diego, powiedz mi, gdzie jest towar?! – powtarzam gniewnie pytanie.

Jestem nie tylko wkurwiony, ale też zawiedziony. Liczyłem na to, że Diego zajmie kiedyś miejsce swojego ojca i stanie się jednym z ludzi w moim najbliższym otoczeniu.

– Szefie, błagam... – sapie zapłakany dzieciak.

Pewnie wyśpiewałby wszystko nawet, gdybym go nie torturował, ale to oznaczałoby moją słabość. Nie mogę dać ludziom nawet cienia wątpliwości. Jestem najgroźniejszym człowiekiem w Meksyku. Jestem bestią.

Wychodzę z celi i kieruję się do sąsiedniego pomieszczenia. To w nim znajduje się rozpalony piec. Podstawowa zasada – nigdy nie dawaj więźniom broni do ręki. Gdyby młody siedział w celi, w której paliłby się ogień, i jakimś cudem się uwolnił, mógłby w akcie desperacji wywołać pożar.

Zdejmuję kastet i chowam go do kieszeni. Zakładam rękawicę ochronną i wyjmuję z ognia stalowy pręt rozgrzany prawie do białości. Wracam z nim do Diego.

Dzieciak od razu zaczyna się trząść jak galareta, a gdy zbliżam metal do jego krocza, popiskuje niczym żałosny szczeniak, któremu wredne dzieciaki podpaliły ogon.

– Jeszcze nawet cię nie dotknąłem – przypominam z ironicznym uśmiechem. – Ale zrobię to, jeśli nie wyśpiewasz tego, co chcę wiedzieć. Powtarzam pytanie ostatni raz. Gdzie jest towar?

– Jakiś gringo zapłacił mi i kilku chłopakom ze slumsów za całego busa. Obiecał, że nikt się nie dowie, a my dostaliśmy dla siebie kasę do podziału – wyznaje płaczący gówniarz.

– Kurwa! Diego! To nie był jakimś tam gringo. Mamy na karku DEA. Amerykanie próbują się nas pozbyć! – wrzeszczę wkurwiony.

Żaden jebany turysta nie wparowałby to Ciudad Juarez, by sobie ot tak kupić cały bagażnik fentanylu. To musiał być agent, który wykorzysta towar przeciwko mnie, albo użyje go do opłacenia innej organizacji, która zaszkodzi mojemu kartelowi.

– Ty kretynie. – Kręcę z politowaniem głową.

Prawie mi żal dzieciaka, lecz nie mam wyjścia.

Krzyk Diego roznosi się po całej piwnicy. Tak samo jak smród palonego ciała stopionego z ubraniem.

Gdy kończę, dzieciak leży we własnych ekskrementach, drgając konwulsyjnie.

CukiereczekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz