8. Diana

321 70 17
                                    

Słońca i Słoneczka!

Dzisiejszy rozdział jest krótki. Jeśli do niedzieli będzie miał 65 gwiazdek, w poniedziałek dodam kolejny.

✨✨✨

Gdy byłam dzieckiem, bardzo bałam się Piekła. Nie chodziło to, że moi rodzice umarli. Mój lęk był spowodowany słowami pastorami z kościoła, do którego chodziłam z ówczesnymi opiekunami.

Piekło to nie ogień, kotły ze smołą i ból. Piekło to samotność. Dusza, która do niego trafia, pozostaje całkiem sama na wieki.

Czy trafiłam do Piekła?

Budzę się w absolutnej ciemności. Nie wiem, jak długo leżę bez ruchu, ale nie czuję nic. Żadnych dźwięków poza moim przerażonym, przyspieszonym oddechem. Żadnego przebłysku światła. Żadnego uczucia chłodu lub gorąca. To, na czym się znajduję, nie jest ani szorstkie, ani puszyste. Niezbyt miękkie i niezbyt twarde. Co do cholery?

W końcu zmuszam mięśnie do pracy, ostrożnie przesuwam dłońmi po bokach, by wyczuć podłoże. Później przekręcam się na bok i unoszę na kolanach. Boję się wstać. Panuje tu absolutna ciemność. Zupełnie nie wiem, gdzie jestem, i czy mogę zrobić bezpiecznie krok.

Mam wrażenie, że jeden fałszywy ruch wystarczy, abym spadła w jakąś przepaść. Staram się panować nad narastającym lękiem i myśleć racjonalnie.

Boli mnie głowa. Boli to mało powiedziane. Uczucie jest tak intensywne, że przypomina rozsadzanie czaszki. Nie mam pojęcia, czy doznałam jakiegoś urazu, ale skoro boli, to znaczy, że żyję. A skoro żyję, to znaczy, że jakoś się tu dostałam. Czyli mogę się też wydostać.

Bardzo powoli przesuwam się do przodu i nie natrafiam na nic niepokojącego. O ile coś mogłoby być gorsze od sytuacji, w której teraz się znajduję.

Małe kroczki, czołganie się po podłożu. Paniczny lęk za każdym razem, gdy wydaje mi się, że przede mną nie ma już nic więcej. Nie mam pojęcia, jak długo to trwa, chyba bardzo długo.

– Co do...? – szepczę wystraszona. Na dźwięk swojego głosu gwałtownie przystaję i milknę.

Nie brzmię jak ja. Rozumiem sens słów, ale docierają do moich uszu w bardzo dziwny sposób. Jakbym była martwa. Nie wyczuwam w nich emocji, mój głos jest płaski.

Przysiadam na piętach i zaczynam niekontrolowanie drżeć. Obejmuję się ramionami i pozwalam sobie na pierwsze łzy. Do tej pory starałam się nad nimi panować, lecz już dłużej nie mogę.

Ciepła, spływająca po policzkach woda przynosi mi ulgę. Dzięki niej zyskuję nadzieję, że jednak żyję. Nie chcę jednak wędrować dalej bez celu. Muszę odpocząć. Kładę się, podkulam kolana pod brodę i czekam na ratunek. Z pewnością ktoś kiedyś po mnie przyjdzie, prawda?

Nie umiem określić czasu. Nie odczuwam głodu i pragnienia, chociaż chętnie zwilżyłabym usta. Ból głowy przechodzi, a jego miejsce zastępuje szum i dziwne stukanie. Dopiero po chwili dociera do mnie, że te dźwięki pochodzą z mojego wnętrza.

Siadam, ale rezygnuję z próby wstania. Zawroty głowy uniemożliwiają mi wykonanie jakiejkolwiek czynności. Mogę jedynie kulić się, płakać i błagać, by ten koszmar się skończył.

Szszsz...

Szszsz...

Szszsz...

Szum w uszach staje się tak głośny, że je zakrywam dłońmi. Wwierca się w mózg i torturuje.

Bum bum...

Bum bum...

Bum bum...

Łomot dołącza do szumu. Uderza w nerwy, wywołuje ból.

Unoszę głowę i spoglądam zapłakanymi oczami w ciemność.

– Błagam, niech to się skończy... – szepczę rozpaczliwie. – Niech to się skończy... Niech to się skończy...

Wplatam palce we włosy i ciągnę z całej siły. Teraz już pragnę śmierci. Byle tylko te upiorne dźwięki ucichły. Ból i tak jest lepszy od nich. Chcę, by zamilkły.

– Cisza!!! – krzyczę rozdzierająco, lecz nawet ten wrzask nie brzmi tak, jak powinien.

Już nie wiem, czy mijają minuty, godziny, czy może dni. Ciemność zaczyna się rozjaśniać. Blade, słabe światło unosi się na środku, lecz jest zbyt delikatne, by rozświetlić pomieszczenie. Wciąż nie widzę jego granic.

– Co...? – szepczę i oblizuję spierzchnięte wargi.

Srebrna kula lewituje, a ja nie mogę oderwać od niej wzroku. Powiększa się, powinna dać więcej blasku, a jednak nadal otacza mnie mrok.

– Nie! – krzyczę przerażona, kiedy gaśnie.

Znowu jest całkiem ciemno.

– Nie... nie... nie... – kręcę głową, zalewając się łzami – nie... błagam...

Mrok oblepia mnie, pochłania, a w nim budzą się potwory. Najgorsze koszmary z dzieciństwa, przy których upiory spod łóżka zdają się niczym.

Zalewa mnie fala wspomnień...

Samotność.

Strach.

Nowe domy, które mają być bezpieczną przystanią, a wcale nią nie są...

Dzieci śmiejące się z moich starych, używanych ubrań...

Worek z resztkami tego, co mi pozostało po tym, jak matka zastępcza sprzedała moje rzeczy, aby mieć na narkotyki...

Głód...

Mężczyzna skradający się nocą do mojego pokoju...

Ból...

Chcę skryć się przed lękami... Zamykam się w sobie... Zamieram, odcinam. Nie mogą mnie skrzywdzić.

Nie mogą.

CukiereczekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz