rozdział 18

4 0 0
                                    

Świetnie, wygląda na to, że czeka nas noc pod gwiazdami – powiedział JJ z uśmiechem, starając się rozładować napięcie.

Tylko żeby nam nie przyszło do głowy ściągać na siebie kłopotów – dodała Kie, wyciągając koce z bagażnika.

Rozłożyliśmy koce na pace i staraliśmy się ułożyć jak najwygodniej. Noc była chłodna, ale mieliśmy wystarczająco dużo koców, by się przykryć. Leżałam obok JJ'a, czując jego ciepło, co dodawało mi otuchy.

No to jakie plany na jutro? – zapytałam, patrząc w gwiazdy.

Najpierw naprawimy auto – odpowiedział Pope. – Potem wrócimy do Charleston, by przekazać dowody.

Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko – powiedziała Kie. – Nie możemy sobie pozwolić na więcej przeszkód.

Leżeliśmy w ciszy przez kilka minut, słuchając odgłosów nocy. Było coś kojącego w tej chwili, mimo wszystkich trudności, które nas spotkały.

Myślisz, że John B i Sarah są bezpieczni? – zapytałam, przerywając ciszę.

Wierzę, że tak – odpowiedział JJ, trzymając mnie za rękę. – Są sprytni, poradzą sobie. A my zrobimy wszystko, żeby ich oczyścić.

JJ ma rację – dodał Pope. – Musimy trzymać się razem i nie poddawać.

- Dobranoc Jayj - szepnęłam dając mu buziaka, a Kie i Pope popatrzyli na nas lekko zazdrośni.

JJ uśmiechnął się i odwzajemnił pocałunek. - Dobranoc, Mia – szepnął, przytulając mnie jeszcze mocniej.

Kie i Pope spoglądali na nas z lekką zazdrością, ale i zrozumieniem. Byliśmy przecież rodziną, związaną nie tylko przyjaźnią, ale i wspólną walką.

- No to dobranoc wszystkim – powiedziała Kie, próbując rozluźnić atmosferę. – Jutro czeka nas długi dzień.

- Dobranoc – dodał Pope, ziewając szeroko. – Obyśmy jutro mieli więcej szczęścia

Ułożyliśmy się wygodnie pod kocami, starając się znaleźć jak najwięcej komfortu na twardej pace samochodu. Słyszałam szum drzew i odgłosy nocnych zwierząt, co działało na mnie kojąco.

JJ przytulił mnie mocniej, a ja wtuliłam się w jego ramiona, czując się bezpiecznie mimo wszystkich problemów. Powoli zapadałam w sen, z nadzieją, że jutro przyniesie lepsze rozwiązania.

Noc była spokojna, a gdy obudziłam się rano, pierwsze promienie słońca zaczęły przebijać się przez drzewa. JJ, Kie i Pope jeszcze spali. Spojrzałam na ich twarze i poczułam wdzięczność za to, że mam takich przyjaciół.

Rano obudziliśmy się na pace samochodu, owinięci kocami. Pierwsze promienie słońca zaczynały przebijać się przez drzewa, a powietrze było rześkie i orzeźwiające. Wszyscy powoli wstawali, przecierając zaspane oczy.

- Dzień dobry – powiedziałam, budząc JJ'a lekkim pocałunkiem.

- Dzień dobry – odpowiedział JJ z uśmiechem, otwierając oczy. – Gotowa na nowy dzień?

- Zdecydowanie – odpowiedziałam, pełna energii i determinacji. – Charleston czeka.

Kie i Pope również się obudzili, ziewając i rozciągając się.

- Jak tam nasz samochód? – zapytała Kie, spoglądając na Pope'a.

- Musimy to sprawdzić – odpowiedział Pope, wstając i kierując się w stronę silnika. – Może uda nam się coś zrobić.

JJ i ja podeszliśmy do Pope'a, starając się pomóc, podczas gdy Kie zaczęła przeglądać nasze zapasy jedzenia.

- Mam nadzieję, że to nic poważnego – powiedział JJ, otwierając maskę samochodu.

- Wygląda na to, że to tylko drobna usterka – odpowiedział Pope, przyglądając się silnikowi. – Może uda nam się to naprawić.

Wspólnymi siłami zaczęliśmy naprawiać samochód. Z każdą minutą czułam, że jesteśmy coraz bliżej celu. To było nasze jedyne wyjście, żeby dotrzeć do Charleston i zdobyć dowody, które mogłyby oczyścić Johna B.

Po kilku godzinach pracy samochód wreszcie ruszył. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.

- Udało się! – zawołał Pope, uśmiechając się szeroko.

- Świetna robota, Pope – powiedziała Kie, dając mu przyjacielskiego kuksańca.

- Teraz jedźmy do Charleston – powiedział JJ, patrząc na mnie z determinacją w oczach. – Musimy zdobyć te dowody.

Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w dalszą drogę, pełni nadziei i determinacji. To była nasza szansa, żeby pomóc Johnowi B i Sarze, a my zamierzaliśmy ją wykorzystać.

Usiadłam z tyłu samochodu, opierając się o siedzenie i patrząc przez okno na mijające nas krajobrazy. JJ siedział obok mnie, trzymając mnie za rękę. Kie i Pope byli z przodu, skupieni na drodze i na naszym celu w Charleston.

- Myślisz, że to naprawdę ona ma te dowody? – zapytała Kie, spoglądając w lusterko wsteczne na Pope'a.

- Musimy to sprawdzić – odpowiedział Pope, nie odrywając wzroku od drogi. – To nasza jedyna szansa.

- Mam nadzieję, że to coś, co naprawdę nam pomoże – dodałam, ściskając rękę JJ'a. – John B i Sarah zasługują na to, żeby oczyścić swoje imię.

JJ przytaknął, spoglądając na mnie z powagą.

- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy – powiedział stanowczo. – Nie pozwolimy, żeby Ward i Rafe im to zabrali.

Podróż do Charleston była długa, ale wypełniona determinacją i nadzieją. Wiedzieliśmy, że to może być nasza szansa na odwrócenie sytuacji i uratowanie naszych przyjaciół.

W końcu dotarliśmy do Charleston, zmierzając prosto do umówionego miejsca spotkania z nieznajomą kobietą. Było to małe, niepozorne biuro na obrzeżach miasta.

- To tutaj – powiedział Pope, parkując samochód i wyłączając silnik. – Gotowi?

- Tak – odpowiedziałam, biorąc głęboki oddech. – Idziemy.

Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w stronę biura, pełni nadziei, że to spotkanie przyniesie nam potrzebne dowody i pomoże ocalić Johna B i Sarę.

Renfield, starszy, elegancki mężczyzna, otworzył drzwi biura i spojrzał na Pope'a z surowym wyrazem twarzy.

- Miałeś przyjść wczoraj – powiedział Renfield, jego ton był zimny i beznamiętny. Obok niego stała Limbrey.

- Przepraszamy za opóźnienie – odpowiedział Pope, starając się zachować spokój. – Mieliśmy problemy z samochodem.

- Rozumiem – odparł Renfield, choć w jego głosie nie było widać zrozumienia. – Wejdźcie.

Weszliśmy do środka, a Renfield zamknął za nami drzwi. Pomieszczenie było skromne, ale elegancko urządzone. Carla Limbrey usiadła za biurkiem i wskazała nam krzesła, żebyśmy usiedli.

- Macie dowody, które mogą oczyścić Johna B Routledge'a? – zapytała Kie, nie tracąc czasu na formalności.

- Tak – odpowiedziała Carla, patrząc na nas z powagą. – Mamy nagrania, które pokazują prawdę o tym, co się stało. Ale musicie zrozumieć, że to nie będzie łatwe. Ward i Rafe Cameron mają dużo wpływów.

- Jesteśmy gotowi na wszystko – powiedział JJ stanowczo. – Zrobimy, co trzeba, żeby ich zatrzymać.

- Dobrze – powiedział Renfield, podając nam pendrive. – Tutaj są dowody. Musicie je dostarczyć do odpowiednich władz i upewnić się, że zostaną użyte właściwie.

- Dziękujemy – powiedział Pope, biorąc pendrive. – To dla nas bardzo ważne.

- Życzę powodzenia – dodała Samantha, patrząc na nas z troską. – Uważajcie na siebie. Ward Cameron to niebezpieczny człowiek.

Wyszliśmy z biura, pełni nadziei i determinacji, gotowi na kolejne wyzwania. Wiedzieliśmy, że przed nami jeszcze długa droga, ale teraz mieliśmy coś, co mogło zmienić wszystko.

Forever in my heart - JJ MaybankOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz