Dedykuję tą historię wszystkim, którzy widzą w sobie wyłącznie zło.
Trochę wiary w siebie. Jesteście idealni.
Podobno od przeznaczenia nie da się uciec. Ta opowieść jest tego przykładem.Przeczytaj historię o tym jak cisza zakochała się w słowach.
,,Jednak musisz pamiętać droga Iris, że często osoby, które kochamy ranią nas najmocniej... Znałam kiedyś dziewczynę, która dwa razy odważyła się pokochać i dwa razy umarła tak samo bolesną śmiercią"
- Fragment książki.Oliver
- No chodź! - krzyknęła ciągnąc mnie pod górkę.
Nie miałem już siły. Za bardzo też się bałem. Jeśli ojciec by się dowiedział, że opuściłem dom spotkałyby mnie tego srogie konsekwencje, o których nawet wolałem nie myśleć.
I nie tylko mnie.
Gdy znaleźliśmy się na szczycie poczułem powiew wiatru. Takiego ciepłego wiatru, który był zbawieniem w upalne dni. Rozejrzałem się wokół. Byliśmy na polu pełnym kwiatów. Tylko my. I było tu tak kurewsko pięknie. Tysiące stokrotek rozsianych na wielkim polu wyglądały niczym śnieg.Dochodził świt. A słońce niedługo powinno wejść.
- Czuję się przy tobie wolny, wiesz? - przeniosłem wzrok na brunetkę, która podwinęła nogi pod brodę i objęła je rękoma.
Jej niebieskie a właściwie granatowe oczy się zaświeciły. To była miła odmiana jak na to, że zazwyczaj wyrażały jedynie pustkę i lęk. Poprawiła czekoladowe włosy zaplecione w warkocz i westchnęła.
- Ja przy tobie też... - odparła przepełnionym melancholią głosem. Przymknąłem na chwilę oczy i zaciągnąłem się powietrzem. Otworzyłem je dopiero kiedy usłyszałem wdech oznajmiający, że Jas zaraz coś powie. Rozchyliła malinowe wargi i złapała ze mną kontakt wzrokowy - Myślałeś kiedyś nad tym co by było gdybyśmy żyli w... - głos jej się załamał a po policzku spłynęła łza.
- Normalnych rodzinach? - dokończyłem za nią. Przytakneła więc kontynuowałem - Tak, ale nie umiem sobie tego wyobrazić. W zasadzie nawet nie wiem jak... - wyznałem.
- Ja też - odparła cicho - Ale się boje... Boje się, że nie odnalazłabym się w innym świecie. Że nie umiałbym przystosować się do ram społeczeństwa...
Nie odpowiedziałem. Mój wzrok powędrował do moich przedramion, które były całe w nakłuciach i nacięciach. Wzdrygnąłem się na ten widok i ponowienie zacząłem patrzeć na nią. Bo jej widok był o wiele przyjemniejszy.
Była najładniejszą dziewczyną jaką w życiu widziałem. Jej granatowe oczy były niczym niebo, usta miały kolor malin a cera była jak z porcelany.
- Czasem sobie myślę... - westchnęła - Ile jeszcze mam tak żyć... Myślisz, że jest jakaś szansa, że kiedyś ta cała nienawiść ze mnie zejdzie a ja poczuje się w końcu... Dobrze?
- Nie wiem - odpowiedziałem zanim zdołała doliczyć - Wątpię... Dla takich jak my nie ma szczęśliwego zakończenia...
6 lat później.
Oparłem głowę o dłoń zwinietą w pięść i niechętnie przeniosłem wzrok na kobietę za barem. Była całkiem ładna. Blond włosy związane w wysokiego kucyka pasowały do jej bladej cery, którą oświetlały kolorowe światła i lasery.
- Marge - zwróciłem się do niej wystawiając w jej stronę szklankę, w której jeszcze przed chwilą był alkohol - bądź tak miła i dolej whisky.
Kobieta przytakneła i od razu przystąpiła do wykonywania mojego polecenia. Miałem już na dziś cholernie dość a wizja tego, że jutro będę miałam znów wrócić do Seatlle mnie dobijała. Nowy Orlean był o wiele przyjemniejszym miejscem niż te deszczowe wypizdowie, które było dla mnie niczym więzienie. Sama myśl o ojcu sprawiała, że miałem ochotę się zajebać.
Przyjąłem szklankę od barmanki i przyłożyłem ją sobie do ust aby następnie upić spory łyk trunku. Muzyka bębniła mi w uszach zagłuszając mi myśli, które nie były chodź trochę przyjemne. Wtedy poczułem wibracje telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i zmrużyłem oczy.
Rihan.
Nie wiele myśląc odrzuciłem połączenie lecz on zaczął znów dzwonić. Czując narastające wkurwienie wstałem po czym wyjąłem kilka banknotów z kieszeni i zostawiłem je na blacie upewniając się, że Marge je dostrzegła po czym opuściłem klub. Stanąłem przed nim i dopiero wtedy odebrałem.
- Kurwa mać, dodzwonienie się do ciebie graniczy z cudem! - to było pierwsze ci usłyszałem po odebraniu.
Zaśmiałem się sucho na ten napad złości ze strony mojego brata...
- Ja też się nie cieszę, że cię słyszę - odparłem sarkatycznie - Cóż się wydarzyło Rihanie, że dzwonisz?
- Ojciec nie żyje.
Omal nie upuściłem telefonu. Przez pierwsze kilka sekund miałem wrażenie, że się przesłyszałem. Ojciec nie żyje.
Moje serce zabiło szybciej a w głowie zacząłem się modlić by nie był to żart. Jego śmierć oznaczała dla mnie jedno.
Wolność.
Albo natłok nowych obowiązków - pomyślałem opuszczając samochód. Rozejrzałem się wokół.
Wielki gotycki budynek architekturą przypominający zamek. Powoli zarastał bluszczem. Trawa na dziedzińcu była jak zwykle równo ścięta tak samo jak krzewy różane przy wielkich murach. Dziedziniec prezentował się nieco mrocznie przez ilość posągów, fontannę na środku i ogarniającą go ciemność. Lecz nawet to co piękne mogło być złe.
Nie ważne jak Eclisse by się nie prezentowało i jak piękne by nie było dla mnie miało pozostać na zawsze piekłem, z którego chciałem się wydostać odkąd tam trafiłem.
Zacząłem zbliżać się do drzwi wyjściowych. Pchnąłem je po czym weszłem do środka i zacząłem się rozglądać. Czarno biała podłoga w szachownicę i ściany z beżowej cegły. Wielkie okna z widokiem na otaczający budynek las, oraz ozdobne żyrandole.
Powoli wspiąłem się po schodach aby następnie otworzyć drzwi prowadzące do gabinetu dyrektora.
Czyli w zasadzie mojego.
CZYTASZ
Night of blood [Część 1]
Romance"Szukałem jej w każdej innej aby chodź na chwilę zapomnieć o bólu. Nie spodziewałem się jednak, że spotkam kogoś kto sprawi, że minie on na zawsze'" Oliver po śmierci ojca wraz z przyjacielem wraca do Seatlle. On by przejąć obowiązki po zmarłym Thom...