4

31 3 2
                                    

Szedłem przed siebie zamyślony nie wiedziałem co mam robić.. Krople deszczu leciały mi na głowę lecz miałem na szęścia moją czapkę którą zgarnołem po drodze do wyjścia i nie było tak źle... usiadłem w końcu na ławce obok miejsca mojej pracy przy jeziorku na które się wczoraj wpatrywałem z tym dzbanem z wiatrówką... Wszystkie myśli mnie przytłaczała jeszcze to coś wróciło tę oczy.. Obrączka na ręce mojego przyjaciela...  Łzy zaczęły spływać mi po twarz... Za dużo tego wszystkiego!
Z myślenia wybiło mnie to że ktoś się do mnie dosiadł i miał parasol którym też okrył moją głowę..

- Privet- odezwał się- Ej Reykh[Rzesza]- po chwili oparł sie o swoje kolano i patrzył mi w twarz - Jednak się nimi nie udławiłeś

- Was ?!- zapytałem zakłopotany

- W takim razie nie dotarły bo byś minie zabił za to...- uśmiechnoł się przebiegle a ja patrzyłem na niego jak na głupca i szybko starłem z twarzy łzy o mokry rękaw- siedzisz tu długo?- zapytał zmartwiony

- Nein- machnołem ręką- nie jakoś długo...

- Po co tu siedzisz? Pada deszcz jesteś cały przemoczony i do tego.. Płaczesz?- zapytał dosyć zmartwonym tonem głosu co mnie zdziwiło w głębi duszy nie nawidziłem go z charakteru.

- Ja nie płacze. Lepiej to zapamiętaj..- oddałem oschło- A tu poprostu tu nigdy nikogo nie ma i jest tak spokojnie... I zazwyczaj są kaczki ale teraz już ich nie ma bo jest zimno...- Jak zaczołem mówić o kaczkach łzy same mi się puściły a ja nie mogłem zapanować nad sobą. Wtedy on położył dłoń na moim ramieniu i pogłaskał je- Eeee ale to że mam teraz załamanie nie znaczy że Cię lubię- powiedziałem odpychając jego dłoń a ten się zaśmiał

- Lepiej nie wracaj do domu

- Czemu?

- Bo jeśli zachorujesz moją konkuręcja zostanie chora w domu i ja wygram - odparł z uśmiechem a ja się zdenerwowałem delikatnie

- Chciałbyś. Ja chory chodziłem do pracy nawet z gorączką więc nie masz szans. Auf Wiedersehen- odparłem uśmiechając się tym razem. Podniosłem się i miałem odchodzić gdy Złapał mnie za rękę dość mocno

- Weź parasol już wystarczająco zmokłeś ja mam blisko- odparł i wręczył mi parasolkę wziołem ją i oddaliłem się od niego kierując się w stronę domu.

Gdy miałem wejść do domu zauważyłem że doniczka stoi krzywo więc chiałem ją poprawić wtedy za nią znalazłem bukiet słoneczników podniosłem je a w środku była karteczka

Dla ciebie chuju mam nadzieje że się nimi udławisz

Uśmiechnołem się sam do siebie i wziołem je do środka wstawiłem do wazonu i postawiłem je w biurze. Potem poszedłem się wykompać i przebrałem się w coś wygodnego. Zaparzyłem sobie herbaty  w dzbanku i wyjołem moją ulubioną filiżankę zaniosłem to do biura i usiadłem do pracy. Lecz nie umiałem się na niej skupić wstałem i przysunołem sztalugę która stała niedaleko był na niej białe jak śnieg płutno wyjołem z szuflady farby pędzle i zaczołem malować popijając herbatkę.

***

Mój spokój zakuciło jednak walenie w drzwi wejściowe. Pewnie Włochy wrócił i coś chce albo CJ też czegoś chce ode mnie. Wstałem więc i wyszedłem z biura i otworzyłem drzwi stanęła w nich kobieta ubrana w czerwony płaszcz I czerwony berecie oraz granatowej zoskloszowanej sukience. Miała rude kręcone włosy.

- O Gott czego?- zapytałem kobiety wepcheła się do środka

- Reich proszę wysłuchaj mnie- powiedziała zdespwana. Była zupełnie roztrzęsiona i w jakimś stopniu w szaleństwie.

Ucieleśnienie szatana/Reich/contryhuman/IIIRzesza/w trakcie!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz