Poczułam jak słońce pada na moją twarz. Przeklnęłam gdy tylko otworzyłam oczy. Cholerny ból głowy. Złapałam się za skronie. Odwróciłam się na bok i dopiero wtedy zorientowałam się że nie jestem u siebie w domu. Zaczęłam panikować. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w pięknej sypialni, która była w odcieniach ciemnej czerwieni i czerni. Dodatki były z ciemnego drewna. Łóżko z baldachimem, swoją drogą bardzo wygodne. Obok łóżka była szafka nocna. Na niej leżała tabletka przeciwbólowa i woda... Co się musiało wczoraj odwalić że się tu znalazłam.. ? I w ogóle kogo to jest dom. Podniosłam telefon który leżał na półce. Była już dwunasta. Odetchnęłam głęboko. Miałam na sobie jakąś zwykłą za duża koszulkę i same majtki. Przeklnęłam ponownie. Mam nadzieję że z nikim nie uprawiałam seksu ani nic. Nic nie pamiętam z wczoraj... Chociaż chwila, jednak coś mi świta, że po wypiciu alkoholu, jakieś chłopaki zaczepiali mnie w parku i wtedy przyszła... Kurwa... Lilith. No tak, Jestem pewnie u niej. Przyłożyłam koszulkę do nosa. Wanilia. Na pewno to Lilith. Teraz zdałam sobie sprawę że jakoś musiałam zostać przebrana w tą koszulkę. Na szczęście jest z długim rękawem, także zakrywa blizny, ale z drugiej strony jeśli to Lilith mnie przebierała to nie dość że widziała mnie w bieliźnie, ponieważ stanik miałam na sobie, to jeszcze widziała moje ręce. Oby jednak to nie była ona. Powoli wstałam z łóżka. Zakręciło mi się w głowie przez co prawie upadłam, ale w ostatniej chwili udało mi się złapać. Podniosłam tabletkę i ja połknęłam. Na fotelu obok jednej z komody zauważyłam swoje dresy. Od razu je założyłam. Podeszłam do drzwi
No trudno się mówi, i tak prędzej czy później będę musiała wyjść z tego pokoju. Powoli wyszłam z pomieszczenia. Przede mną ukazał się korytarz. Na końcu znajdowała się z tego co wnioskuję kuchnia. Po prawo znajdowały się jeszcze jakieś drzwi, po lewo podobnie. Poszłam więc prosto. Gdy usłyszałam stukanie naczyń od razu się spięłam. Powoli podeszłam do futryny drzwi od kuchni. Wtedy zobaczyłam ją... Lilith stała przy kuchence i piekła najprawdopodobniej naleśniki. Ruszyła przy tym lekko biodrami. Miała na sobie, czarny satynowy szlafrok. Zaczęłam się jej przyglądać.
- będziesz mnie tak obserwować czy wejdziesz?
Zaśmiała się kobieta.
- tak, znaczy nie, cholera przepraszam.
- słownictwo moja droga. Na co się umawiałyśmy ?
- tak wiem.. już nie będę.
- usiądź.
Lilith wskazała na krzesło znajdujące się przy stole.
- herbata, kawa, woda ?
- kawa niech będzie. Proszę.
- jaką lubisz ?
- mocna czarna, bez mleka.
- dobra, się robi szefowo.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie.
Gdy zrobiła już dla mnie napój, położyła go i jedzenie na stole. Cholera no tak.
Jedzenie...
- coś się stało ? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
- nie nic, jest ok.
- smacznego. Mam nadzieję że lubisz naleśniki.
- ym.. tak... Ale ja nie jadam za zwyczaj śniadań, przepraszam.
- spróbuj chociaż. Jesteś strasznie blada. Pewnie to przez kaca, ale jednak proszę spróbuj.
Wzięłam głęboki oddech i przesunęłam talerz do siebie.
- a więc, powiesz mi teraz na spokojnie, czemu wczoraj zastałam cię kompletnie pijana w parku o trzeciej w nocy ?
- to nic takiego..
- nic ? Wczoraj mówiłaś coś innego.
Od razu opuściłam głowę. Czy ja naprawdę jej o wszystkim powiedziałam.
- słuchaj Rosi... Wiem że to trudne i naprawdę strasznie ci współczuję, ale jeśli ktoś ma ci pomóc musisz powiedzieć o co dokładnie chodzi. martwię się o ciebie, a nic nie mogę zrobić, jeśli nie powiesz mi co dokładnie czujesz.
- co ja wczoraj pani powiedziałam?
- o twojej mamie i ojcu.. oraz o depresji.
- o niczym więcej nie powiedziałam ?
Szczerze to poczułam ogromną ulgę, że nie powiedziałam jej o samookaleczeniu albo głodzeniu się.
- Rose.. a powinnam coś jeszcze wiedzieć?
Cholera. Sama się teraz strasznie wkopałam.
- nie. Przepraszam.
- nie przepraszaj. Nie masz przecież za co.
- a więc powrócimy do poprzedniego pytania ?
- proszę, wolę o tym teraz nie rozmawiać.
- dobrze. Nie będę nalegać, powiesz mi w swoim czasie.
Kobieta westchnęła i oparła się zrezygnowana na krześle.
- wiedzę że serio nie masz ochoty na jedzenie.
- nie to nie tak, po prostu jak już mówiłam śniadania to u mnie rzadkość.
- proszę Rose, zjedz jeszcze trochę ale słabo wyglądasz i nie chce żebyś gdzieś po drodze zemdlała.
Spojrzałam na naleśniki jak na największego wroga. Westchnęłam cicho. Uniosłam widelec i odkroiłam kawałek.
- a wie może pani ile to... ?
Wtedy się zawahałam. No przecież nie zapytam jej o kalorie.
- ile to... ? Nie dokończyłaś Evans.
- to nic, nieważne już. Za szybko myślę.
Kobieta spojrzała na mnie z pod byka.
- no dobrze ! Chciałam zapytać ile te naleśniki mają kalorii, ale już nie ważne naprawdę.
Kobieta westchnęła.
- to o to chodzi ? Dlatego nie chcesz ich zjeść ?
- ja... Muszę już iść.
Wstałam gwałtownie od stołu.
- poczekaj! Odprowadzę cię.
- nie trzeba, dziękuję że pani mi pomogła i przepraszam za naleśniki.
Po tych słowach od razu wyszłam. Chciałam znaleźć się jak najdalej od jej domu. Co ja sobie w ogóle myślałam. W zasadzie dlaczego ja tak teraz wyszłam. Kurwa czemu ja wszystko robię źle... Nie powinnam tak wyjść bez słowa wytłumaczenia i w dodatku teraz dopiero zdałam sobie sprawę że cały czas mam na sobie koszulkę kobiety...
CZYTASZ
chaos
RomanceRose Evans to dziewczyna, która nigdy nie miała łatwego życia. Bardzo dużo sytuacji w jej życiu, takich jak śmierć jej ukochanej matki, wpłynęła na przeprowadzkę dziewczyny. nowa szkoła, nowi ludzie, wszystko do nadrobienia. Oraz pojawiła się też on...