24. Nie !

103 13 2
                                    

Po wyjściu ze szpitala wszystko wracało powoli do normy, choć wciąż czułam, że wewnątrz mnie coś zostało złamane. Fizycznie byłam na dobrej drodze – rany się goiły, siniaki powoli znikały, a szwy na policzku, choć widoczne, przestawały boleć. Jednak w środku toczyła się walka, której nikt nie mógł zobaczyć. To była walka z samą sobą.

Byłam w łazience, myjąc ręce po obiedzie, do którego Lilith jak zwykle starała się mnie zmusić, ale tym razem wyjątkowo sama spróbowałam coś zjeść. Moje myśli były wszędzie, tylko nie tu, w tym małym pomieszczeniu. Gdy ciepła woda spływała po moich dłoniach, poczułam, jak do łazienki wchodzi Lilith. Delikatnie stanęła za mną i objęła mnie ramionami. Jej dotyk był czuły, ale coś we mnie pękło.

Nagle poczułam, jak całe moje ciało zalewa strach. Obrazy tamtej nocy, w której Mark zamknął drzwi i dotykał mnie wbrew mojej woli, wróciły gwałtownie, uderzając mnie jak fala. Poczułam, jak całe moje ciało się napina, a serce zaczyna bić szybciej. Wyrwałam się z jej objęć, popychając ją gwałtownie, nie patrząc, jak bardzo to mogło ją zaboleć.

— Nie! — krzyknęłam, choć nawet nie byłam pewna, czy to była reakcja na jej dotyk, czy na moje własne myśli.

Lilith cofnęła się o krok, zaskoczona, ale w jej oczach nie było złości. Było tylko zrozumienie. Wzięła głęboki oddech i podniosła ręce, jakby chciała pokazać, że nie chce mnie skrzywdzić.

— Rose... przepraszam — powiedziała cicho. W jej głosie nie było ani grama wyrzutu. Była tylko troska. — Nie chciałam cię przestraszyć.

Jej słowa były ciepłe, ale to nie wystarczało. Czułam, jak moje serce wali w klatce piersiowej, jakby chciało się wyrwać na zewnątrz. Starałam się oddychać, starałam się nie myśleć o Marku, o jego zimnym śmiechu, gdy patrzył na moje blizny. Ale nie mogłam.

— To nie ty... — wyszeptałam, zaciskając dłonie na umywalce, starając się opanować drżenie. — To ja... ja po prostu nie mogę...

Lilith zbliżyła się delikatnie, powoli, żeby mnie nie wystraszyć. Wiedziała, że każdy mój ruch był teraz naładowany emocjami, które mogły wybuchnąć w każdej chwili. Zostawiła mi przestrzeń, ale nie odeszła. Wiedziałam, że nie chciała mnie zostawiać samej z tym bólem.

— Rose, to, co się stało, nie definiuje ciebie — powiedziała cicho. — Nie musisz udowadniać, że jesteś silna przez cały czas. Ale nie możesz uciekać przed tym. Jestem tutaj dla ciebie. Nieważne co, nie opuszczę cię.

Słowa, które wypowiadała, były ciepłe i prawdziwe, ale nie mogłam ich do końca przyjąć. Czułam, jakby na moich ramionach ciążyła niewidzialna tarcza, której nie potrafiłam zrzucić. W głowie wciąż tkwiły obrazy Marka, jego okrutny śmiech, jego dotyk, od którego nie mogłam się uwolnić, niezależnie od tego, ile razy próbowałam się oczyścić.

Lilith spojrzała na mnie z troską i bezradnością. Widać było, że chciała mnie uratować, ale wiedziała, że to nie jest coś, co mogła zrobić sama. Westchnęła ciężko i powiedziała:

— Wiem, że to jest cholernie trudne... — zaczęła, szukając właściwych słów. — Ale wiem też, że to, co ci się przydarzyło, nie jest twoją winą. I nigdy nie było.

W jej oczach pojawiły się łzy, ale szybko je wytarła, jakby nie chciała, żebym zobaczyła, jak bardzo ją to wszystko boli. To, jak cierpiałam, sprawiało, że i ona cierpiała.

Przełknęłam ślinę, próbując coś powiedzieć, ale nie mogłam. Lilith stanęła obok mnie, ale nie próbowała mnie dotykać. Szukała sposobu, by mi pomóc, by nie wzbudzać kolejnej fali strachu.

— Jeśli nie chcesz, żebym cię dotykała, powiedz. Zrobię, co tylko mogę, żebyś czuła się bezpieczna — powiedziała, jej głos był pełen empatii.

— Przepraszam... — wycedziłam przez zaciśnięte gardło. 

— To normalne, Rose — powiedziała spokojnie Lilith, choć widać było, że te słowa kosztowały ją wiele. — To będzie wracać przez jakiś czas. Ale z czasem, razem, damy sobie z tym radę.

Jej pewność siebie, jej siła – to było coś, czego potrzebowałam, choć wtedy jeszcze tego nie wiedziałam.

chaos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz