19. zakupy

111 13 1
                                    

Słońce nieśmiało przebijało się przez ciężkie chmury, kiedy Lilith zaproponowała, żebyśmy poszły do centrum handlowego. W mojej głowie zawrzały emocje, jakbym stała na krawędzi przepaści, gotowa do skoku, ale bez pewności, czy to właściwe. Mieszkanie u Lilith było nową rzeczywistością, ale to, co się z tym wiązało – nowe ubrania, nowe życie – wydawało się czymś niemożliwym do zaakceptowania. Nie miałam pojęcia, jak się w tym odnaleźć.

– Rose, skoro masz teraz mieszkać u mnie, musisz mieć swoje rzeczy. Wzięłam dzisiaj wolne – stwierdziła Lilith, starając się brzmieć lekko, chociaż wyczułam w jej głosie powagę. – Ja za to zapłacę. Nie musisz się martwić.

Nie protestowałam. Nie miałam siły. Wiedziałam, że potrzebuję nowych ubrań, ale już na samą myśl o zatłoczonym centrum handlowym poczułam, jak moje serce zaczyna przyspieszać. Tłum ludzi, światła, hałas... To wszystko działało na mnie jak ciosy w brzuch. Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując skupić się na oddechu. Lilith zauważyła moje napięcie, ale nie skomentowała tego.

Kiedy dotarłyśmy na miejsce, poczułam, jakby świat wokół mnie przytłaczał mnie swoim ciężarem. Ludzie mijali nas, każdy pochłonięty własnym życiem, własnymi zakupami, a ja czułam się, jakbym była intruzem, kimś, kto nie pasuje do tego obrazu normalności. Moje serce biło jak oszalałe, a w głowie brzmiały echa negatywnych myśli.

Weszłyśmy do jednego ze sklepów z odzieżą. Światła były zbyt jasne, a muzyka zbyt głośna. Ludzie przesuwali się między wieszakami, a ja poczułam, jak powietrze zaczyna mi uciekać z płuc. Chciałam stąd wyjść, jak najszybciej. Złapałam pierwszą lepszą bluzę z wieszaka, nie patrząc nawet na kolor czy rozmiar, i skierowałam się w stronę wyjścia. Chciałam po prostu uciec.

– Rose – Lilith delikatnie złapała mnie za ramię, jakby wyczuła, co się dzieje w mojej głowie. – Wiesz co? Idź do przymierzalni, a ja coś wybiorę dla ciebie. Nie musisz się męczyć w tym tłumie.

Spojrzałam na nią z wdzięcznością, choć nie potrafiłam tego wyrazić słowami. Tylko skinęłam głową i poszłam do przymierzalni, jak zaproponowała. W środku było cicho i spokojnie, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe w centrum handlowym. Oparłam się o ścianę, zamykając oczy i próbując uspokoić oddech. Lilith była niesamowita. Wiedziała, jak mi pomóc, zanim nawet zdążyłam to zrozumieć.

Po chwili Lilith wróciła, niosąc w ramionach całą stertę ubrań. Złapała za zasłonę i wsunęła głowę do środka, jakby to było najzwyklejsze na świecie.

– Przyniosłam ci kilka rzeczy. Będzie dobrze. No i patrz, mam niespodziankę – dodała, wyciągając z torby dwie identyczne bluzy i pidżamy. – Zobacz, mamy takie same!

Uśmiechnęła się szeroko, a ja, mimo zmęczenia, poczułam ciepło w środku. Była z siebie dumna, a ja byłam wdzięczna, że zrobiła to wszystko dla mnie. Chociaż przez chwilę poczułam się... zaopiekowana.

– Lilith, wyjdź... Proszę. Nie chcę, żebyś tu była – powiedziałam nieśmiało, odwracając wzrok.

– Rose, widziałam już wszystko, twoje blizny mnie nie przerażają. Nic nie musisz ukrywać.

Poczułam, jak krew napływa mi do policzków. Szybko wyrzuciłam z siebie:

– Przecież cię obrzydzam.

Lilith spojrzała na mnie z taką intensywnością, że aż zatrzymała się na chwilę.

– Co? Nigdy nawet tak nie pomyślałam. Nie mów tak o sobie – odpowiedziała stanowczo. – Twoje ciało jest twoją historią, a ja nigdy nie będę cię za to oceniać. Nie pozwolę, żebyś myślała o sobie w ten sposób.

Zamknęłam oczy, próbując przyjąć jej słowa, ale nadal czułam się jak śmieć. Nie mogłam zrozumieć, jak ona mogła mnie tak widzieć. Czułam się, jakby każdy najmniejszy ruch był walką z moją własną samooceną. Zaczęłam się przebierać, starając się unikać jej wzroku, mimo że wiedziałam, że obserwuje każdy mój ruch.

Ubrania, które przyniosła, były naprawdę fajne. W każdym innym momencie mogłabym być podekscytowana, ale teraz... to wszystko wydawało się bez sensu. Czułam się źle w każdym kawałku materiału, który na siebie wkładałam.

– Wyglądasz świetnie – usłyszałam jej głos zza moich pleców.

Spojrzałam na nią, kiedy przymierzała bluzę, którą wybrała dla siebie. Na niej wszystko wyglądało perfekcyjnie. Jej ciało było wysportowane, a ubrania leżały na niej jak na modelce. Zanim zdążyłam się powstrzymać, wymknęło mi się:

– Przy tobie wyglądam jak gówno.

Lilith spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, ale w jej oczach widziałam, że nie zgadza się z tym, co powiedziałam.

– To nieprawda. Każda z nas ma swoje piękno. Widzisz siebie w krzywym zwierciadle. Nie porównuj się do mnie, Rose. Jesteś wspaniała, nawet jeśli teraz tego nie widzisz.

Nie odpowiedziałam. Moje gardło zacisnęło się, a myśli skumulowały się w jeden wielki wir. Byłam przytłoczona wszystkim, ale jej słowa gdzieś głęboko dotykały mnie, rozbijając mury, które wokół siebie zbudowałam. Mimo to, nie mogłam się jeszcze w pełni otworzyć. Zawsze pojawiały się te same myśli – że nie jestem wystarczająca.

Kiedy w końcu skończyłyśmy przymierzać ubrania, wyszłyśmy ze sklepu, a ja próbowałam wyrównać oddech. Lilith trzymała mnie za rękę, prowadząc nas przez tłum ludzi, jakby chciała mnie ochronić przed ich obecnością. I to działało. Dzięki niej czułam się trochę bezpieczniej.

Nagle ktoś zawołał moje imię.

– Rose!

Odwróciłam się i zobaczyłam Ethana, który rzucił się w moją stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Był wyraźnie zaskoczony, ale przede wszystkim... martwił się.

– Gdzie ty byłaś? Zniknęłaś bez słowa! – wykrzyknął, przytulając mnie tak mocno, że na chwilę zapomniałam, jak trudno było mi oddychać. – Martwiłem się o ciebie, cholera.

Lilith schowała się, zanim zdążył ją zobaczyć, zostawiając mnie samą z Ethanem. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się winna, że zniknęłam i nie dałam mu znać, ale nie byłam gotowa na te emocje.

– Przepraszam... musiałam... po prostu musiałam zniknąć na chwilę – wyjaśniłam, choć sama nie wierzyłam we własne słowa.

Ethan przyglądał mi się chwilę, po czym westchnął.

– Wiem, że ci trudno. Ale nie możesz tak robić, nie możesz znikać. Musisz mi zaufać – powiedział, jego głos brzmiał poważnie, ale przyjaźnie.

I wtedy, jakby mój świat znów się zatrzymał, dodał:

– Mark robi imprezę w ten weekend. Powinnaś przyjść. Będzie dobrze. Potrzebujesz tego, Rose.

– Ethan, nie... – zaczęłam protestować, ale przerwał mi.

– Nie ma żadnego „nie". To, co się dzieje, to nie jest normalne. Potrzebujesz wyjścia. Ufam, że się otworzysz. Przestańmy udawać, że wszystko jest w porządku.

Wiedziałam, że miał rację. Widziałam to w jego oczach. Miałam ochotę go odrzucić, powiedzieć mu, że nie chcę iść na żadną imprezę, ale w głębi serca czułam, że może to być dla mnie dobra okazja, by spróbować zapomnieć. Spróbować być po prostu sobą.

– Dobra, spróbuję – zgodziłam się w końcu, a on się uśmiechnął, jakby właśnie wygrał jakąś bitwę.

Kiedy Ethan odszedł, Lilith wyszła z ukrycia, widząc, że wszystko się skończyło.

– No, no, impreza u Marka, hm? Musimy ci znaleźć coś odpowiedniego na tę okazję – powiedziała z uśmiechem, a ja, mimo moich oporów, poczułam lekkie ukłucie ekscytacji.

Zrobiło się późno, a przed nami stała długa droga do odkrywania nowych rzeczy. Znowu czułam, że może, tylko może, mogę się otworzyć. To miał być długi dzień. I to miało być dopiero początek.

chaos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz