⋆ Rozdział 4.

224 25 6
                                    

-ˋˏ ༻✿༺ ˎˊ-

Gorąca kawa z kubka padała do jej nozdrzy, rozbudzając ją bardziej niż powinna. Zmierzała korytarz szkolny już o szóstej, pomimo, że lekcję zaczynały się za godzinę. Gdyby została w akademiku choć piętnaście minut dłużej, z pewnością nie dotarłaby na dzisiejsze lekcję.

Weszła do biblioteki z planem znalezienia książki, która jako jedyna ją interesowała. Przeszła na dział z historii świata ludzi opartych na faktach i zaczęła szukać tytułu "Monster: Aileen Wuornos. Zrozumieć seryjną zabójczynię."

Zdziwiła się, jak szybko wpadła jej w ręce, a następnie w torbie.

Spojrzała na zegarek, miała jeszcze czterdzieści minut, na co zaklnęła w myślach. Jakby czas nie mógł biec szybciej, akurat gdy było to potrzebne. Zawsze było go jakoś mało, a teraz w nim tonęła.

Zasiadła pod klasą. Kolejne lekcje z Telimeną. Klnęła także na to, że Celestial musiała być akurat nauczycielką przedmiotu, który miała codziennie. Nie mogła powiedzieć, że Telimena nie potrafiła uczyć, bo z poprzedniej lekcji pamiętała wszystko, pomimo braku skupienia. Ale, na Arcydemona, nie lubiła jej. Z jakiegoś powodu działała jej na nerwy samym swoim sposobem bycia, głównie dlatego na jej zajęciach wolała zajmować się czymkolwiek, byle nie patrzeniem na nią.

- Co ty tak wcześnie. - o wilczycy mowa. - Wejdź do klasy, nie siedź na tej podłodze. - podeszła bliżej i podała jej rękę. Dziewczyna ledwo ukryła zdziwienie na twarzy, ale skorzystała z tej "pomocy."

Telimena przepuściła ją w drzwiach pierwsza. Zamknęła za nimi drzwi i wstrzymała ją w półkroku, gdy chciała usiąść w ławce.

- To mam usiąść czy nie? - uniosła niekontrolowanie ton, czując jak krew zalewa jej organizm. Nie potrafiła panować.

- Zaraz sobie usiądziesz, na razie się odwróć. - poprosiła insynuując palcem. Zdziwienie jakie naszło Adelinę po jej słowach wbiło ją w ziemię. - Mam cię obrócić czy co? No już.

Pierw nie miała pojęcia o co chodzi, ale gdy rzeczywiście odwróciła się do niej plecami i poczuła jej chłodne dłonie na karku, zdała sobie sprawę, że jej prośba miała powód i automatycznie strzeliła sobie mentalnie w twarz.

- Możesz mi powiedzieć co, na Arcydemona, to jest? - przebiegła wzrokiem po rwanej ranie od linii włosów do krańca jej koszulki. - Kto ci to zrobił?

- Nikt mi nic nie zrobił, wywróciłam się. - odwróciła się z powrotem i zarzuciła włosami w tył, by zakryć obrażenie. Telimena zmarszczyła zaś czoło, nie wiedząc w to, co słyszy.

- Uważaj, bo uwierzę. - sarknęła. - Dziewczyno, to jest poważna rana, musisz o nią zadbać.

- Zajmę się tym w kwaterze. - wzruszyła ignorancko ramieniem i zasiadła do ławki. Tak próbowała ignorować jej spojrzenie, tak teraz było zbyt palące, żeby nie mogła o nim nie myśleć.

- Ja się tym zajmę. - zdecydowała szybko, sięgając po swoją torebkę. - Nie wiem co masz w tym notesie i nie wiem jak doszło do rany, ale wiedz, że mi się to nie podoba.

- Wcale nie musi. - zgrymasiła, gdy wacik z płynem oczyszczającym rany wywołał pieczenie. - To moja sprawa.

- Twoja. Dopóki nie ignorujesz moich lekcji i nie przychodzisz na nie z zaniedbaną raną do szycia. - przyłożyła palce do początku rany i spokojnym ruchem przeciągnęła je do jej końca. Wyczuła dreszcz na skórze i choć prawdopodobnie był związany z bólem, to i tak uniosła kącik ust. - Blizna zostanie.

- Dzięki, ale regeneracja n..

- Dzięki wystarczy, nie rozwódź się. - poklepała ją po ramieniu.

Ice and HoneyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz