ROZDZIAŁ JEDENASTY

61 4 4
                                    


"𝘐 𝘋𝘖𝘕'𝘛 𝘞𝘈𝘕𝘛 𝘈𝘕𝘠𝘛𝘏𝘐𝘕𝘎 𝘛𝘖 𝘏𝘈𝘗𝘗𝘌𝘕 𝘛𝘖 𝘠𝘖𝘜."

      Wiecie, nigdy nie bałam się stracić kogoś aż tak mocno, że zaczęłam mieć w głowie scenariusze śmierci tej osoby.
Nigdy by nawet nie przeszło mi na myśl, że któryś z przyjaciół mi bliskich czy mniej, któregoś dnia stojąc przede mną sprawi, że takie pomysły tworzyły się w moim umyśle.

     Nigdy nie bałam się ze stracę Annabeth, wiedziałam doskonale, że nasza przyjaźń przetrwa nie tylko. Wiedziałam również, że z jej bystrością i siłą jaka w niej drzemała nie ma prawa coś się stać. O Grovera tym bardziej, mimo wszystko wiedziałam, że da sobie radę. O tatę także. Mimo, że teraz lekko się oddaliśmy z powodu nowej kobiety w jej życiu, zrozumiałam, że ponownie jest szczęśliwy tak jak kiedyś gdy poznał moją mamę.

    Strach. Niby znajome słowo a jednak nie. Nie wiedziałam jak go zdefiniować. Jak określić to słowo w moim przypadku, bo każdy ma inne strachy. Przed oblaniem testu, przed śmiercią i wieloma innymi. Doskwierał mi, oczywiście. Ale nie w takim przypadku, że jakby ktoś właśnie odbierał mi dobre wspomnienia by pozostawić miejsce na widok tych bolesnych, nawet tych które się dopiero miały wydarzyć.

    Widok Percy'ego który wypierał się, że czuje się lepiej był cierpieniem. Jego skóra z jaśniejącej zmieniła w białą jak śnieg podczas zimy. Gdy próbował wstać z fontanny która miała go wyleczyć, upadł a jego nogi i ramiona zaczęły się trząść. Miałam wielką wiarę z Chase, że woda z fontanny którą wspólnie z satyrem go oblewali, mogłaby go wyleczyć. Tak jak poprzednio zrobiła to w Obozie. Ciemna ślady pod oczami nie znikały co oznaczało, że trucizna po ukłuciu wciąż go krzywdziła.

    Westchnęłam pod nosem poddenerwowana tym widokiem, nerwowo rozglądając się dookoła. Bezpiecznie było dla nas tylko w środku na zewnątrz, gdzie właśnie cała nasza czwórka próbowała pomóc blondynowi już nie konieczne.      W dłoni trzymałam sztylet Annabeth, który dała mi w razie gdybym zaważyła coś na "warcie" dookoła. Trzask zderzenia samochodów po prawej stronie zaalarmowało nas wszystkich by spojrzeć w kierunku białego budynku. Zacisnęłam ucisk na ostrej broni, zwężając oczy by spróbować przyjrzeć się jak blisko nas jest Matka Potworów.

    Cóż, widok jej idącej na spokojnie nie był tym co chciałam widzieć.

   ⸻ Ona się zbliża, to nic nie daje. Musimy wracać jak najszybciej do środka.

   Kiwnęłam głową w zgodzie z Annabeth podchodząc bliżej pozostałej trójki. Woda z fontanny nie przyjemnie moczyła moje buty, nie mówiąc już o tym jak zadziwiająco była chłodna.

   ⸻ Bierzemy go do środka i idziemy szukać ołtarza.

    Spojrzałam zdziwiona na słowa swojej przyjaciółki, nie bardzo rozumiejąc ich sensu. Nie chcieliśmy zawiadamiać Ateny na naszej misji jeszcze kilka godzin temu po czym nagle jej decyzja się zmieniła. Podałam rękę Jackson'owi którą słabo chwycił swoją własną o wiele chłodniejszą od mojej. Oddałam Chase jej własne ostrze by chwycić kolejną wolną ręką za ramię. Spojrzałam ku górze czekając jak któryś z pozostałej dwójki zrobi to samo. Jak widać, Grover zdziwił się jeszcze bardziej zamiarom czarnoskórej, stawiając naprzeciw siebie.

   ⸻ Ołtarza? Gdy Ty masz tutaj ołtarz niby?

    ⸻ Na samej górze.

   ⸻ Dobra ale powiedz na co ta cała akcja?

    ⸻ Jak znajdziemy ołtarz to poprosimy mamę o pomoc.

    ⸻ Przecież...

    Kroki Matki Potworów zbliżały się ku nam coraz bliżej przez co westchnęłam i na własną rękę spróbowałam podnieść lokowatego. Jego ręka przerzuconą została na moje ramię a ja z całej siły wstałam z nim chwiejne, trzymając go w pasie by mógł sam wyprostować nogi.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 27 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

𝐆𝐎𝐋𝐃 𝐑𝐔𝐒𝐇 ᵖᵉʳᶜʸ ʲᵃᶜᵏˢᵒⁿ₁Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz