Rozdział 21

242 15 3
                                    

Pierwszy listopada.

Było tak zimno, że zanim wyszłam z domu, poszłam do Oscara tylko dlatego, żeby wziąć jego bluzę i wyjść z jego mieszkania bez wyjaśnień, zostawiając go samego bez bluzy.

Standardowo wzięłam jego ukochaną, czarną bluzę, która już bardziej była moja niż jego.

Salon tatuażu Luny znajdował się kawałek od mojego bloku i gdyby nie deszcz i panujące na dworze dwanaście stopni, pewnie bym się przeszła. Nie byłam pewna czy jechanie z Willem za kierownicą to będzie dobry pomysł, patrząc na to, że blondyn nie jeździł wcale lepiej ode mnie, ale nie miałam lepszej alternatywy. Kluczyków do samochodów moich braci nie mogłam zabrać a Oscar swoje gdzieś schował po ostatnim razie gdy ukradłam mu samochód. Przepraszam, nie ukradłam a pożyczyłam.

– Ale ja to przeżyje, prawda? – spytałam gdy odpalał samochód.

– Nie no przeżyjesz. Chyba.

Chyba.

– Jak już masz w coś wjeżdżać to wjedź w płot. Mniejsze szkody niż jakbyś wjechał w jakiś rów czy drzewo.

Nie odzywałam się już. Skupiłam wzrok na drodze, by w razie czego jakoś zareagować a w najgorszym wypadku być świadoma tego, że umieram. To było chore, wiem, ale wolałam wiedzieć, że umieram niż nagle od tak nigdy potem się już nie obudzić.

Wiedziałam jaki tatuaż chce zrobić. Gdy była jeszcze Layla w Anglii poprosiłam wszystkich by narysowali małe serce na kartce. Każdemu dałam z moich przyjaciół. I teraz w torebce miałam te dziewięć serc, które miałam zamiar połączyć w jeden ładny tatuaż. Planowałam go zrobić na żebrach ale ponoć tam bolało najbardziej, więc chciałam spytać o radę Lunę. W końcu ona powinna znać się na tym najlepiej.

– Wiesz już jaki tatuaż zrobisz?

– Tak. Mam taki pomysł ale nie możesz wiedzieć jeszcze jaki. Dowiesz się kiedy indziej – uśmiechnęłam się pod nosem.

Droga do studia tatuażu Luny samochodem nie zajęła dużo czasu. Kilka minut później, cali, żywi lecz z katarem - ja miałam katar po wcześniejszym halloween - wysiadaliśmy z auta. Od progu stała Luna z uśmiechem na twarzy.

– No witam, witam.

– Hej Luna. To jest mój przyjaciel Will. Will to jest Luna. Dziewczyna Jace'a – przedstawiłam ich sobie na co uścisnęli sobie dłonie.

– No nie koniecznie dziewczyna – zaśmiała się na co zmarszczyłam brwi. – Opowiem ci wszystko. A teraz zapraszam na tatuaż. Mamy całe studio dla siebie, bo dziś nikt nie był umówiony.

Weszłam do pomieszczenia przez szklane drzwi. Na ścianach wisiały różne plakaty i pomysły na tatuaże. Były cztery stanowiska do tatuowania, jakieś maszynki i inne sprzęty. Mimo wszystko było tu ładnie.

Luna podeszła do kasy i zapisała coś w jakimś notatniku po czym wróciła do nas. Will już z zapałem zajął się oglądaniem jakiś sprzętów stojących przy jednym ze stanowisk.

– Macie pomysł co chcecie wytatuować? – spytała.

– Tak, ja mam ale musisz go trochę... Zmodyfikować.

– To do dzieła! Choć do laptopa.

Poszłam za dziewczyną ale kątem oka dostrzegłam, że Will wygina się pod nienaturalnym kątem chcąc zobaczyć, co chce sobie wytatuować.

– Will nie patrz – spojrzałam na niego na co przewrócił oczami ale posłusznie odwrócił wzrok.

Podałam Lunie dziewięć małych karteczek i objaśniam co chce zrobić najciszej jak sie dało, by blondyn nie usłyszał. Następnie przygotowałyśmy projekt, wydrukowałyśmy i przeszłyśmy do działania.

Plan Prawie Idealny | II TOM |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz