Rozdział 25

204 12 1
                                    

Idiota: gotowa?

Idiota: nie masz wyjścia, bo czekam na ciebie pod twoim domem 

Dziś był dwudziesty szósty grudnia czyli dzień spotkania mój i niebiesko włosej pizdy przez którą wyleciałam ze szkoły. Umówiłam się z nią na dwunastą lecz przedtem jeszcze chciałam się spotkać z Oscarem by dogadać szczegóły. Napisał w idealnym momencie, bo skończyłam makijaż. Szybko zgarnęłam z biurka torebkę w której miałam już telefon, portfel i chusteczki i wyszłam z pokoju. 

Uznałam, że mimo, że idę na spotkanie z NIĄ, to chce ładnie wyglądać więc założyłam beżowy golf na który zarzuciłam czarną kurtkę. Spodnie też miałam czarne a na nogi założyłam conversy. Makijaż dziś wyszedł mi wyjątkowo dobrze. Widać świat też chciał, żebym dokopała tej dziwce. 

Z uśmiechem na ustach wyszłam z pokoju. 

- Wychodzę! Wrócę później jak ci mówiłam! - krzyknęłam do mamy gdy wychodziłam do domu. Wiedziałam, że mnie usłyszała mimo, że nie odpowiedziała, bo siedziała w salonie i nie dało się mnie nie usłyszeć. 

Oscar tak jak napisał, czekał na mnie pod moim domem. Stał oparty o swój samochód zwrócony w moją stronę i wyglądał nieziemsko dobrze. Na głowę miał zarzucony kaptur swojej czerwonej bluzy a wzrok wlepiał w asfalt. Bluza była naprawdę gruba ale dziwiłam się, że nie jest mu chłodno. Mieszkaliśmy w Kalifornii ale było jakieś dziesięć stopni. Do tego miał czarne spodnie i adidasy. Nie ułożone włosy wystawały mu spod kaptura bluzy. 

Podeszłam do niego pierwszy raz czując się jakoś inaczej w jego towarzystwie. Poza tym nie za bardzo wiedziałam jak się przywitać. Czemu nagle zaczęłam się zastanawiać jak mam się z nim przywitać? Zwykle było mi to obojętne. BOŻE!

- Siema Oscar - powiedziałam gdy podeszłam do niego. 

Dopiero wtedy na mnie spojrzał. Minę miał skupioną ale gdy zorientował się, że ja to ja, od razu się uśmiechnął. Pochylił się i pocałował mnie w policzek. I znów dostałam tych cholernych motylków w brzuchu. 

- Hej Caro. Ślicznie wyglądasz - powiedział mierząc mnie wzrokiem z szerokim uśmiechem na twarzy. Zatrzymał wzrok nieco dłużej na moich kolczykach - które z resztą były od niego - i jeszcze szerzej się uśmiechnął. 

- Dziękuję. 

- Gotowa na spotkanie z dawną prześladowczynią? 

- Normalnie bym powiedziała, że nie ale jesteś tu więc wiem, że będzie dobrze. Skopiemy jej dupę a te wszystkie lata - powiedziałam pewnie na co się zaśmiał. 

- Wsiadaj do auta - oznajmił obracając się w stronę pojazdu. Do mojej szkoły nie było daleko ale Oscar uznał, że musi przyjechać autem, cytuje: ,,bo tak". 

Usiadłam na tym samym miejscu gdzie zwykle. Uwielbiałam jeździć z nim autem. Oscar włączył radio z którego od razu zaczęła lecieć świąteczna muzyka. 

- Czyli ja czekam w aucie. Gdy przez szybę zobaczę, że już usiadłyście z napojami poczekam chwilę i pójdę do tego Starbucks'a. Wejdę tam, ty nie zwrócisz na mnie uwagi lecz twoja koleżanka jako, że jak to mówisz, ma manię obserwowania wszystkiego dookoła, zobaczy mnie i powie: ,,O boże to on" wtedy ja to usłyszę i odwrócę się do was. Ty też na mnie spojrzysz i się uśmiechniesz. Powiem ,,O hej Caro! Nie wiedziałem, że tu jesteś", czy coś takiego i powiem, że jesteś moją dziewczyną i ona będzie miała minę ,,O boże zazdroszczę". Nakopiemy jej w dupe i se pójdziemy. Tak? - spytał upewniając się. 

- Taki jest plan ale znając nasze szczęście pójdzie nie po naszej myśli i będziemy improwizować - uśmiechnęłam się. 

Oscar położył dłoń na moim udzie i lekko je ścisnął a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Byłam przyzwyczajona, ze lubił trzymać tam rękę prowadząc więc sama się zdziwiłam, czemu mnie to zaskoczyło, bo to nie pierwsza ani nie druga taka sytuacja. 

Plan Prawie Idealny | II TOM |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz