— Jeszcze raz bardzo dziękuję, że pozwoliła mi pani tu przyjść. — Franz nieśmiało chwycił ramię Aleksandry, złapał jej rękę i schylił się, aby ucałować jej palce. — Będę pani dozgonnie wdzięczny.
— Nie ma o czym mówić — odpowiedziała. Odwróciła speszony wzrok, otworzyła drzwi do pokoju Stanisława i wskazała na wnętrze izby. — Proszę. Zostawię klucz na komodzie. Ma pan tyle czasu, ile pan zechce. Ale proszę, żeby później oddał mi pan klucz. Czasem... Lubię tutaj przyjść i powspominać — skłamała.
— Nein! — zawołał mężczyzna. — Jestem gościem i nie chcę... Nie będę czuł się dobrze, jeżeli pani zostawi mnie tu samego. Nalegam, żeby pani została ze mną. To nie mój dom, nie moja sypialnia... Nie chcę być intruzem.
Nie dała po sobie tego poznać, jednakże te słowa sprawiły, że odetchnęła z wyraźną ulgą. Nie była zbytnio zadowolona, kiedy, jeszcze przed śniadaniem, do jej sypialni zapukał Franz i zapytał, czy mógłby wybrać się do pokoju Stanisława. Była pewna, że mężczyzna nie miał złych zamiarów, a chciał jedynie powspominać zmarłego przyjaciela, lecz nie mogła dopuścić do sytuacji, aby Niemiec zobaczył coś, czego ostatnim razem nie dojrzała ona, a co byłoby jedną z trzymanych tajemnic szlachcica.
— Oczywiście — stwierdziła. Franz przepuścił ją w drzwiach. — Wszystko jest do pana dyspozycji. Tu i tak nie ma żadnych cennych rzeczy... Nie wiem, gdzie one są.
— Może Stanisław to ukrył — wyszeptał. — Ach, biedny nieszczęśnik! Nie zasłużył...
Aleksandra zasiadła na otomanie, uważnie obserwując Franza. Mężczyzna leniwie przechadzał się po sypialni. Przeglądał biurko, komody, nawet szafę z ubraniami, jednakże nie ujrzał niczego, na czego widok mógłby się uśmiechnąć. Na dłużej zatrzymał się przed sporawą biblioteczką. Sunął palcami po grzbietach książek, wyciągał pojedyncze pozycje i przyglądał im się z zaciekawieniem. Zaśmiał się pod nosem i chwycił w dłonie jedną z nich. Odwrócił się w stronę kobiety.
— Dante Alighieri! — wykrzyknął uradowany. — Stanisław uwielbiał Boską Komedię. Często ją czytaliśmy...
— Ja niestety nie miałam okazji — odrzekła.
— Jego ulubioną częścią była ta, w której Wergiliusz oprowadzał Dantego po piekle — wyjawił. Z wahaniem odłożył na miejsce książkę i utkwił wzrok w kobiecie. — Wierzę, że sam nie trafił... do piekła.
Aleksandra z trudem powstrzymała kpiące prychnięcie. Mimo tego, że często chodziła z różańcem w dłoniach, modliła się, od dawna nie odwiedzała kościoła. Za każdym razem, gdy stała pomiędzy złocistymi filarami, wpatrywała się w przeróżne ozdoby, kryształowe żyrandole i w uszyte z drogich materiałów odzienie księży, do jej gardła podchodziła żółć. Nie słuchała kazań duchownych, bo uważała je za brednie, które zbyt mocno ingerowały w ludzkie życia. Wolała rozmawiać z Bogiem we własnym zaciszu, niż czcić go w miejscach, które czasem były pełne obłudy i grzechu.
Doskonale wiedziała, że jej myśli nie były godne katoliczki, jednakowoż nie była w stanie się ich pozbyć. Wewnątrz siebie, tam, gdzie nie docierało miłosierdzie, a gdzie znajdowała się jedynie czysta nienawiść, miała okrutną nadzieję, że Stanisław konał nawet i po śmierci. Nie znała się na życiu pozagrobowym, ale często sama zastanawiała się, co czeka ludzi w wiecznym śnie — nieważne czy był to Bóg, Hades, Ozyrys, czy wszechobecna pustka i nicość — miała nadzieję, że jej mąż cierpiał tak, jak na to zasłużył.
— Stanisław zapewne trafił w miejsce, do którego sam dążył — stwierdziła, po czym się podniosła.
Podeszła do sztalugi i pociągnęła za czerwony atłas, który z cichym szelestem spadł na ziemię. Uśmiechnęła się z zadowoleniem, kiedy obok niej stanął Franz, wpatrując się w obraz z rozchylonymi i drżącymi wargami oraz z niezwykle żarzącymi się oczyma.
CZYTASZ
Portret
General FictionAleksandrze po śmierci męża nie jest dane przeżywać żałoby. Przemierzając puste i martwe korytarze posiadłości, jest świadkiem dziwnych i przerażających wydarzeń, nad którymi nie potrafi zapanować. Jak ma stawić im czoła, skoro cienie coraz mocniej...