Rozdział 38

928 158 9
                                    

Adisa

Ryan wziął z niewielkiej szopki dwa składane krzesła po czym wskazał mi ręką drogę. Chciałam mu pomóc jednak on pokręcił tylko głową i powiedział, że sobie poradzi. Westchnęłam wiedząc, że jest tak samo uparty jak ja, ale nie chciałam tego przedłużać jeszcze bardziej więc po prostu się zgodziłam.

Zauważyłam, że ruszyliśmy w przeciwną stronę niż poprzednim razem do lasu. Tak jak myślałam z odległości w jakiej położony był ogród nie dało się wypatrzeć jeziorka, ale dopiero po jakiś pięciu minutach marszu zaczęło się ono pojawiać.

Roztaczał się przede mną widok pięknej toni wodnej która na pewno była naturalna a nie wykonana przez kogokolwiek. Pomimo tego, że zapadał zmrok wiedziałam, że jeszcze za jakąś maksymalnie godzinę nie będziemy mogli nic już zrobić pomimo tego, że w kilku miejscach zauważyłam latarnie solarne które odganiały mrok. Komuś musiało bardzo zależeć na tym, aby to miejsce przez cały czas było zadbane.

- W pierwszej chwili, kiedy pomyślałam o jeziorku myślałam, że po prostu sobie wykopaliście jakąś sadzawkę, ale patrząc na to chyba było tu od zawsze. - odezwałam się, kiedy zatrzymaliśmy się przy niewielkim podeście, na którym zmieściłoby się kilkanaście osób.

- Ta ziemia należy do naszej rodziny od pięciu pokoleń a zbiornik wodny był tu o wiele wcześniej z tego co opowiadał mi tata. - odpowiedział i zaczął rozkładać najpierw krzesła a potem cały sprzęt.

Rozglądałam się wokół i nawet zajęłam pierwsze z brzegu miejsce chcąc nacieszyć się tym widokiem w pełni. Niewielki mostek, na którym byliśmy w całości został wykonany z drewna o szerokości i długości ponad trzech metrów. W dodatku, kiedy się przyjrzałam zauważyłam, że ktoś zamontował kilka uchwytów przystosowanych właśnie do wędek, które Ryan zaczął w nich umieszczać.

Schowałam dłonie do kieszeni bluzy przypatrując mu się jak sprawnie to robił. Wyciągnął z niewielkiej walizki jakieś dziwne haczyki i zaczepił je na samym końcu. Miło się na to patrzyło nawet jeśli nie miałam najmniejszego pojęcia jak to wszystko wygląda.

- Jesteś gotowa? - zapytał odwracając się w moją stronę.

- No pewnie. - zapewniłam skwapliwie i podniosłam się, aby do niego podejść. Stanęłam w niewielkie odległości, ale na tyle daleko abyśmy mieli swobodę ruchów.

W pierwszej kolejności przesłuchiwałam się jak prawidłowo mam ustawiać wędkę. A więc. Dokładnie w pozycji pionowej zwracając jej koniec w kierunku, w którym chcielibyśmy rzucić. Do tego momentu było wszystko zrozumiałe więc spoko.

Następnie włożył mi do rąk wędkę i pokazał, jak mam przytrzymywać żyłkę, aby przy okazji się w nią nie zaplątać. Palcem wskazującym pokazał mi jak mam ją przytrzymać i otworzyć kołowrotek. Podpatrując na niego kątem oka wykonywałam dokładnie wszystko tak jak mi powiedział i jak pokazywał.

No i w końcu nadszedł ten wielki moment, kiedy zaczęliśmy. Moje serce biło tak szybko, że czułam to nawet w uszach, ale ogromnie się cieszyłam, że w końcu tego spróbuję.

- Musisz wiedzieć jak prawidłowo zrobić wymach, bo możesz przy okazji zrobić sobie krzywdę haczykiem. Odchylasz wędkę bokiem do tyłu i wykonujesz wymach a tym samym puszczasz żyłkę. - jego spokojny głos uspokajał mnie i pozwolił odetchnąć zanim wykonałam ten pierwszy wymach.

Ryan odsunął się jeszcze kilka kroków do tyłu jakby wiedząc, że początki mogą nie być takie łatwe. I miał rację, bo przez pierwsze kilkanaście minut nie potrafiłam zrobić wymachu tak jak powinnam albo puszczałam za późno żyłkę. Pomimo tego, że ogarniała mnie frustracja i odczułam ból w rękach nie poddawałam się.

#2.My lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz