Reszta szkoły minęła mi szybko, spotykałam się z przyjaciółmi i Mattheo.. właśnie, przez te kilka miesięcy, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Oczywiście, nic do niego nie czułam, to było tylko zadanie, jednak chłopak, często miał momenty przez które, czułam motyle w brzuchu, na przykład sytuacja w Boże narodzenie.
Wstałam rano, od razu idąc do pokoju wspólnego slytherinu. W domu węża, nie zostało wiele uczniów, więc prezentów też nie było dużo.
Z naszej paczki zostałam tylko ja, Pansy i Mattheo.
Od razu po zobaczeniu prezentów, rzuciłam się na nie, patrząc które są moje.
Pierwszy był od cioci i wujka, dali mi piękny czarny płaszcz, do tego rękawiczki i szalik, które idealnie komponowały się z ubraniem.
Następny był od Astorii, idiotka dała mi kondony i erotyczne kajdanki, z dopiską "jakby sytuacja z Mattheo weszła na inne tory", od razu to wyrzuciłam.
Dostałam jeszcze paczkę od Blaisa i Pansy w której był piękny kielich i butelka ognistej.
Zostały dwa, jeden zapakowany w piękne ciemnozielone pudełko, ozdabiane złotą wstążką, a drugie czarne, ozdabiane srebrną wstążką.
Wzięłam to zielone i od razu wiedziałam, że to od Draco. Dał mi srebrne kolczyki w kształcie motyli z karteczką "Motyle, bo zawsze mi się z nimi kojarzyłaś, są wolne i piękne totalnie jak ty".
Uśmiechałam się i założyłam kolczyki.
Został ostatni, był na niej napis "Dla Belli" od razu wiedziałam od kogo to jest, od razu otworzyłam wieczko i zaniemówiłam.
Był tam pierścień Mattheo, który zawsze miał na palcu. Widniał na nim srebrny wąż, pasujący do srebrnej obrączki, jednak ten wąż nie był zwykły, poruszał się. A jego oczy zmieniały kolor, kiedyś o to zapytałam chłopaka, to odpowiedział mi, że kolor oczu węża, jest adekwatny do nastroju właściciela.
Automatycznie spojrzałam na pierścień, oczy były zielone. Zawsze jak myślę o tej sytuacji, to są zielone.
A golden trio... zapomniałam im powiedzieć o tym co się dowiedziałam od Malfoy'a. Tak bardzo skupiłam się na Mattheo, że nie miałam czasu o tym myśleć.
Pożałowałam tego dzień przed rozpoczęciem wakacji.
*** 30 czerwca 1997 ***
Obudziłam się rano, z dość kiepskim humorem, miałam przeczucie, że coś się zdarzy i nie myliłam się, ale w tamtym momencie jeszcze tego nie wiedziałam.
-Ale się cieszę, jutro jedziemy do domu! Wakacje!- krzyczała Astoria budząc mnie i Pansy.
-Zwariowałaś?- spytała zaspana Parkinson.
-No co jest, wy się nie cieszycie, że już jutro stąd jedziemy?- spytała pełna emocji dziewczyna.
-Pewnie, że się cieszę, ale nie biegam po pokoju jak idiotka i nie budzę wszystkich- odpowiedziała jej kąśliwie, Pansy na co dziewczyna pokazała jej język.
-A ty co masz taką minę Mal?- spytała mnie rozemocjonowana dziewczyna.
-Nie to nic, po prostu mam dziwne przeczucie, że coś się złego dzisiaj stanie- odpowiedziałam jej, na co dziewczyna prychnęła i mamrotała pod nosem, że ja i moje przeczucia.
Może miała rację.
Po ogarnięciu się, poszłyśmy na śniadanie, gdzie wszyscy uczniowie, z uśmiechem na ustach jedli swoje śniadanie.
CZYTASZ
He said he wouldn't leave || Mattheo Riddle
De TodoMadison Wolfdart ślizgonka z ciężką przeszłością zmierzy się z różnymi wyzwaniami na swojej drodze, wszystko skomplikuje jedno bardzo ważne zadanie, które zostało powierzone jej. Wszystkie problemy jakie doświadczyła dziewczyna, zaczęły się kiedy d...