Szyba wytrzymała. Dziewczyny z niepokojem obserwowały pojawiające się na niej pajęczyny pęknięć, a potem Liliana usiadła przy Maddy i uzgodniły, że nie będą patrzyły w stronę agresorów. W milczeniu czekały na to, co się wydarzy dalej, aż w końcu Maddy wyburczała:
– To pojebane. Kompletna patologia. Policja już powinna tu być.
– Wiem – odparła ugodowo Liliana.
– Gdy chodziłam do Ruby, w sensie, tamtej głupiej psychoterapeutki, to cała posiadłość była obsrana ochroniarzami. Wyparowali dziś czy napadło na nich miliard zjebów?
– Dużo osób się rozchorowało.
– W takim razie, Camilla powinna ogarnąć zastępstwo.
– Widocznie się nie dało. Trudno znaleźć zaufanych ludzi.
Maddy wykrzywiła pogardliwie usta.
– Najlepiej jakby w ogóle nie zatrudniała ochroniarzy. To pewnie ktoś z nich wykorzystał okazję. Durna baba nie umie wziąć pod lupę kandydatów na pracowników.
– Uspokój się. Stresujesz mnie.
– Dobrze. Musisz myśleć o najgorszym. Te chuje zaraz pójdą na górę i wrzucą nam bombę przez ten otwór w suficie.
Liliana przewróciła oczami i parsknęła śmiechem.
– Przecież nad nami są kanały wentylacyjne. Nie przebiją się do nich.
– Skąd wiesz?
– Camilla mówiła, że jesteśmy bezpieczne i zostaniemy uratowane za kilka godzin – odparła Liliana powolnym, znudzonym głosem.
– A co innego miała ci powiedzieć? – Maddy uniosła sceptycznie brwi. – Rozejrzyj się. To nie jest żaden niezniszczalny sejf z funkcją kryjówki, tylko prowizoryczny schron, który można zniszczyć w kilka minut.
Liliana westchnęła ponuro i przesiadła się z podłogi na krzesło. Przez jakiś czas podpierała głowę na biurku, a później ukradkiem zaczęła spoglądać w stronę salonu. Maddy to zauważyła i obrzuciła ją krytykującym spojrzeniem. Jednak jej nie zganiła, tylko zapytała niechętnie:
– Co oni robią? Ja nie patrzę.
– Jeden trzyma telefon przed ścianą i pokazuje jakąś wiadomość. Niech spada. Drugi grzebie przy zamku. Trzeci przewraca meble, szuka czegoś.
– Ok. Nie podglądaj ich już. Może sobie pójdą, jeśli będziemy ich ignorować.
Liliana mruknęła na zgodę. Wciągnęła nogi pod brodę i pomasowała się po przedramionach.
– Chłodno tu. Może chcesz moje spodnie od piżamy? – Wskazała swe długie, kolorowe nogawki.
– Nie – wydusiła Maddy i naciągnęła szlafrok pod szyję. – Mnie nie jest zimno.
Skłamała. Miała gęsią skórkę i przechodziły ją ciarki od szklanej ściany za plecami. Nie chciała okazywać słabości ani tracić energii na przebieranki. Czuła się słaba i ospała, z trudem tłumiła jęki. Każdy oddech, każde drgnięcie potęgowały ból w postrzelonej nodze.
Zamknęła oczy, niby na chwilę, ale powieki wydawały jej się tak ciężkie jak po zbyt szybko przerwanym dobrym śnie. Usłyszała skrzypniecie krzesła i zaraz poczuła klepnięcie w rękę.
– Napij się jeszcze wody – poradziła Liliana. – Myślę, że powinnaś dużo pić.
– Nie. Nie ma gdzie sikać.
– Mamy kosz. Zasłonię cię.
Maddy podniosła powieki i zgromiła dziewczynę wzrokiem.
– Daj mi spokój.
CZYTASZ
Maddy Gone Bad
Mystery / ThrillerTydzień przed osiemnastymi urodzinami Maddy wyleciała ze złotej klatki i została bez rodziny, przyjaciół i pieniędzy.