Rozdział 11 (Teraz możesz)

440 23 31
                                    

Maddy wyjęła słuchawki z uszu i cisnęła nimi w twarz Collina. Odruchowo zmrużył oczy, ale pozostał niewzruszony.

– Ty idioto! Nie słuchałam teraz muzyki.

– Ups.

– Kretyn.

– Wołałem cię. Zapomniałaś już, co mówiłem wczoraj? Masz wracać do samochodu od razu po skończeniu pracy.

– Nie dotarło do ciebie, że to ja decyduję, kiedy to zrobię?

– Zamierzasz postępować inaczej niż ci każę? – zapytał z politowaniem, po czym przybrał drwiącą minę i wyjęczał: – Proszę, błagam, nie udław się tym calzone.

– Ja tu jestem od rozkazywania. Waruj za kierownicą i módl się, żebym nie puściła cię z torbami za te słuchawki.

Collin zmierzył Maddy wściekłym spojrzeniem, a potem uniósł kąciki ust w ironicznym uśmiechu. Wstał od stołu i odszedł. Dostrzegła go przez okno, gdy zmierzał z powrotem do samochodu. Wydęła pogardliwie wargi i ugryzła kolejny kęs calzone.

Pół godziny później wsiadła do ferrari, zapięła pasy i zażądała zawiezienia jej do galerii handlowej.

– Nie ma mowy – wycedził Collin. – Odwiozę cię do rezydencji i zajmę się swoimi sprawami.

– Zawieziesz mnie do centrum i będziesz nosił moje torby z zakupami.

– Nie jestem twoim sługusem.

– Ryan mnie zapewnił, że spełnisz każde moje życzenie.

Collin spojrzał na Maddy złowrogo.

– Słuchaj, dziewczyno. Gryzę się przy tobie w język, ale jeśli przeciągniesz strunę, to dokonam na tobie przemocy słownej, po której się nie podniesiesz.

– Ty słuchaj, szoferzyku. W podstawówce chodziłam do szkoły z bogaczami, którzy od urodzenia mieli takich parobków jak ty. Tamte dzieciaki umiały zamienić czyjeś życie w piekło, więc jeśli nie chcesz zostać kierowcą jakiejś przesadnie rozpieszczonej córeczki tatusia, przestań się do mnie odzywać bez pozwolenia i posłusznie wykonuj obowiązki.

Collin obrócił się ku Maddy, objął przedramieniem zagłówek jej fotela i popatrzył na nią wojowniczo. Otworzył usta, jakby chciał odpowiedzieć ciętą ripostą, ale zaraz zacisnął zęby. Zmarszczyła czoło i wodziła karcącym wzrokiem po jego twarzy, oburzona, że za mocno się zbliżył. Już miała coś burknąć, by zdjął z niej swoje spojrzenie, gdy sapnął z rezygnacją i położył ręce na kierownicy.

– Jeszcze siedem dni – wymamrotał do siebie pocieszająco i odpalił silnik.

– Chyba że przedłużę swoją pracę w ośrodku – powiedziała wyniośle, by mieć ostatnie słowo.

W galerii handlowej weszła do każdego sklepu odzieżowego, jaki wypatrzyła. Za nią snuł się Collin, a kawałek za nim podążali ochroniarze Maddy. Dziewczyna nie zaprzątała sobie głowy wybieraniem ubrań ani ich przymierzaniem. Informowała sprzedawców, że uzupełnia garderobę, podawała im rozmiar ciała i kupowała to, co jej proponowali. Sukienki, spodnie, tuniki, spódnice, swetry, bluzki i buty. Wynosiła do korytarzy po kilka luksusowych, papierowych toreb i obwieszała nimi Collina, aż nagromadziło ich się tak dużo, że i ochroniarzom nakazała dźwigać jej zakupy. Ci rezolutnie przejęli torby od szofera i zmusili go, żeby dalej zaiwaniał za Maddy, gdy oni odpoczywali na pobliskich ławkach.

Dziewczyna bez skrępowania odwiedziła sklep z bielizną, samodzielnie wybierała bawełniane komplety z bezszwowymi figami i miękkimi biustonoszami czy topami, niedbale zrzucała je z wieszaków do koszyka i zaniosła do kasy na oczach znudzonego, sfrustrowanego Collina, tkwiącego za progiem wejścia. Zapłaciła, zaczekała na zapakowanie produktów do trzech papierowych toreb, a potem rąbnęła nimi w brzuch szofera i je puściła, nie przejmując się tym, że nie zdążył złapać za uchwyty i spadły na podłogę.

Maddy Gone BadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz