Rozdział 16 (Iskry)

207 22 16
                                    

Maddy zdusiła narastający gniew, oparła wygodniej przedramiona na uchwytach kul i wyburczała do Collina szczerze, choć z teatralnym lekceważeniem:

– Noga trochę boli od tego łażenia. Szkoda, że na linii strzału nie było twojego łba. Kula utknęłaby w trocinach pod czaszką i nawet byś od tego nie ucierpiał.

Głośno wypuścił powietrze nosem, nonszalancko pokręcił głową, a potem spojrzał na ochroniarzy przy bramce i wskazał palcem Maddy, Lilianę i Bree.

– Niech te trzy mają pierwszeństwo – nakazał lekko.

– Tak jest, panie Giordano.

– Dzięki! – Bree przytuliła się do Collina, a on poklepał ją po ramieniu i ruszył w stronę przejścia.

Liliana stanęła na palcach i zawołała za nim:

– Czekaj, a co z Willem?

– Will może wejść dopiero jako ostatni – rzucił ostro.

– No, ej!

Maddy łypnęła krzywo na urażonego Willa i wydęła szyderczo usta. Zaraz jednak pożałowała, że chłopak nie może jeszcze wejść na imprezę, bo Liliana się do niego przytuliła i uznała, że z nim zostanie. Wspólnie zdecydowali, że zaczekają w limuzynie, aż kolejka przestanie rosnąć. Wtedy Owen przypomniał wszystkim o swojej obecności i podążył niczym cień za zakochaną parą.

Bree dołączyła do przekrzykującej się grupy ludzi zgromadzonych pod dachem pierwszej altany. Maddy, nie mając ochoty na bliższy kontakt z ludźmi, leniwie zwiedzała teren imprezy. Obserwowała, jak podchmieleni goście w wieku studenckim tańczą na stołach, grają w piłkarzyki, Beer Ponga czy próbują się utrzymać na mechanicznym byku rodeo.

Weszła do małej, pustej altanki, usiadła przy ławostole, zamieniła kilka grzecznościowych słów z przechodzącą nieznajomą dziewczyną i poprosiła ją o porcję popcornu z ustawionej nieopodal maszyny. W trakcie jedzenia dostała sms od Liliany: Gdzie jesteś? Szukamy cię.

Zignorowała go.

Dojadła popcorn, ostrożnie zeszła z podestu na ścieżkę i oddaliła się od altan, zmęczona głośną muzyką techno. Po jakimś czasie trafiła pod tylne ogrodzenie i zobaczyła przez siatkę podświetlony pas lotniska. Widniały na nim dwa zaparkowane samochody: czerwone Ferrari F8 Tributo i żółty McLaren 720s, oraz kręty tor, wyznaczony półściankami z opon.

Maddy ze znudzeniem pospacerowała pod ogrodzeniem, aż doszła do szerokiej furtki otwartej na wprost aut. Nikt nie pilnował ani przejścia, ani pojazdów. Nawet jej nie zdziwił ten brak konsekwencji i logiki w zabezpieczeniach imprezy. Odkąd zamieszkała w Skylight Manchester, absurd gonił absurd.

Sprawdziła godzinę w komórce. Wybiła dwudziesta druga. Dziewczyna wróciła między ludzi i zawędrowała pod altanę, w której jakiś chłopak przyjmował zakłady na wyścig i zapisywał przewidywania typerów w tablecie. Minimalna stawka wynosiła dziesięć dolarów, maksymalna tysiąc. Maddy odnotowała, że wiele osób spodziewało się zwycięstwa Collina.

Niedługo później wypatrzyła swojego byłego szofera przez otwartą ścianę po drugiej stronie altany. Oparł się ramieniem o biały, drewniany filar i rozmawiał z wysokim, umięśnionym blondynem. Wtedy rozbrzmiał miły, kobiecy głos:

– Ja stawiam na Jaxa! Trzydzieści dolców.

Blondyn odwrócił się w stronę stanowiska do przyjmowania zakładów i zawołał wesoło:

– Brawo, Emma. Tak się wygrywa.

Maddy podążyła za jego wzrokiem i zobaczyła, że jedna z dziewczyn puściła mięśniakowi buziaczka.

Maddy Gone BadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz