Rozdział 4 (Taka tragedia)

705 34 27
                                    

Maddy siedziała na łóżku i, patrząc tępo w telefon komórkowy, odliczała minuty do godziny ósmej. Uznała, że to będzie dobra pora na zadzwonienie do babci Sheili i poproszenie jej o wsparcie. Zafiksowała się na tym planie, odkąd o trzeciej w nocy przyszła wynająć pokój w motelu w Erdugby, leżącym w pobliżu Creystead. 

Maddy tkwiła w ciemności, rozproszonej światłem wyświetlacza, dopóki o szybę gołego okna nie uderzyły pierwsze promienie słońca. Nużyło ją zmęczenie wywołane brakiem snu, ale bała się konfrontacji ze swoimi myślami, które wolała odgonić do czasu, aż wtuli się w ramiona babci.

Sheila Caddel mieszkała z dziadkiem Maddy, Peterem, w Moreston, którego dzieliły od Creystead dwie godziny drogi samochodem. Oboje byli rodzicami Carli. W ich rejonie mieszkali jeszcze wujkowie, ciocie i kuzyni z rodziny Caddel.

Maddy nigdy za to nie poznała krewnych ojca. Miles pochodził z Irlandii i w wieku dwóch lat trafił do domu dziecka. Kiedy dorósł, wyemigrował do stanu Indiana w USA. Nigdy nie lubił mówić o swoim wcześniejszym życiu i tylko raz przyznał przed Maddy, że jego rodzina była uzależniona od alkoholu. Rodzice i większość ich rodziny zmarli od zatrucia, reszta skończyła pod mostem. Maddy nie mogła więc liczyć na żadną pomoc od drugich dziadków.

Jeszcze kilka dni temu w pierwszej kolejności poprosiłaby o wsparcie swojego chłopaka lub przyjaciół, ale od wczoraj dla nich nie istniała. Pozostawało jej liczyć jedynie na rodzinę w Moreston.

Kiedy w końcu zegar wskazał ósmą, Maddy wybrała numer do babci, wyłączyła tryb głośnomówiący i położyła telefon przed sobą na łóżku. Po kilku sygnałach usłyszała zdławiony głos Sheili.

– Cześć Maddy, kochanie moje. – Kobieta pociągnęła nosem, wyraźnie walcząc z płaczem. – Nie potrafię wyrazić jak mi przykro. Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci.

Dziewczyna się na chwilę zawiesiła, bo sądziła, że usłyszy „Słucham?", na które przygotowała kwestię do wypowiedzenia. Chlipanie w słuchawce zachwiało trochę psychotycznym opanowaniem Maddy, ale dziewczyna spięła się w sobie i odpowiedziała niczym robot:

– Mam nadzieję, że cię nie obudziłam.

– Nie, skarbie. Nie dałam rady spać. Taka tragedia.

– Ok. Rodzice wyrzucili mnie w nocy z domu. Jestem teraz w motelu w Erdugby. Poprosisz dziadka, żeby po mnie przyjechał i zabrał mnie do was?

Zapanowała cisza. Maddy pomyślała, że zbyt słabo wytłumaczyła swoją sytuację, więc wymamrotała:

– Rodzice bez uprzedzenia wyrzucili mnie z domu i nie miałam czasu zabrać wszystkich potrzebnych rzeczy. Wzięłam tylko trencz, plecak z laptopem, komórkę, pamiętnik i sto dolarów. Większość kasy już straciłam. Musiałam opłacić pokój za dwa dni, bo doba motelowa zaczyna się o czternastej, i jutro nie będę miała gdzie spać.

– Mój Boże, Maddy. Tak mi przykro. – Do uszu dziewczyny dobiegł odgłos wydmuchiwania nosa w chusteczkę. – Prześlę ci pieniądze na życie. Masz w komórce dostęp do konta?

– Tak, ale wytrzymam bez kasy, dopóki nie przyjedzie dziadek – odparła sucho Maddy.

– Posłuchaj. To nie takie proste. Twoja mama do nas zadzwoniła, wyjawiła, że opuściłaś dom i...

– Nie opuściłam. Zostałam z niego wykopana.

– Wiem, wiem. Twoi rodzice przechodzą teraz bardzo ciężkie chwile, Maddy. Nie ma nic gorszego od tego, co im się przytrafiło. Nie myślą przytomnie i twoja mama ostrzegła nas, że jeśli cię przygarniemy, to ona się od nas odwróci. Więcej nas nie odwiedzi ani w niczym nam nie pomoże.

Maddy Gone BadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz