Rozdział 7

51 10 6
                                    

Kolejne dni były dla Gianny chwilą na złapanie oddechu, którego tak rozpaczliwie potrzebowała. Potrzebowała powrotu do rutyny, którą zaburzyła tamta impreza. Do ciszy i spokoju, do którego zdążyła przywyknąć.

Na całe szczęście Carter najwyraźniej postanowił wziąć sobie jej słowa do serca, bo od chwili, gdy jego auto zniknęło jej z oczu, nawet się do niej nie zbliżał. Widywała go na zajęciach czy na korytarzach, ale nawet nie patrzył w jej stronę. Ignorował ją dokładnie tak jak to robił do tej pory, całą swoją uwagę poświęcając kumplom lub dziewczynom, które akurat miał pod ręką.

Taki stan rzeczy jak najbardziej jej odpowiadał. Sama również nie szukała z nim kontaktu, choć czasami ze zwykłej przyzwoitości korciło ją, żeby chociaż się z nim przywitać, gdy akurat ją mijał.

Nie zrobiła tego ani razu. Za bardzo obawiała się, że Evans potraktuje to jak zaproszenie do dalszych interakcji, a tego wolała uniknąć.

Pomijając jego irytujący styl bycia i brak jakiejkolwiek kultury osobistej, był też prawdziwym magnesem na ludzi - przyciągał ich uwagę wszędzie, gdzie się pojawiał, za każdym razem. Nie musiał się nawet wybitnie starać, wystarczyła sama jego postawa, pewność siebie, którą aż emanował. Był jedną z tych osób, które przykuwały wzrok, gdy tylko pojawiały się w pomieszczeniu, rozświetlały je sobą i swoim wewnętrznym blaskiem.

A tego akurat Gianna nie potrzebowała. Lubiła być niewidzialna, lubiła, gdy ludzie całkowicie ją ignorowali. Trzymała się na uboczu, w bezpiecznej odległości od życia, które obserwowała wśród swoich rówieśników.

Niestety, nawet jeśli ona sama z największą przyjemnością zapomniałaby o istnieniu Cartera Evansa tak szybko jak tylko zniknął z zasięgu jej wzroku, Brit nie miała zamiaru jej tego ułatwić.

Odkąd tylko Gianna wróciła do domu po tamtej rozmowie, jej siostra nie odpuszczała nawet na moment. Chciała wiedzieć jak i kiedy się poznali, dlaczego w ogóle się znali. Nie mieściło jej się w głowie, że ze wszystkich ludzi na całym kampusie, ze wszystkich dziewczyn na uniwersytecie, to właśnie na Giannę miałby zwrócić jakąkolwiek uwagę. A co gorsza, nie potrafiła wybaczyć siostrze, że od razu jej o tym nie poinformowała. Mając taką okazję powinna ją chociaż przedstawić, to była szansa jedna na milion, aby Brit mogła wyrobić sobie takie znajomości.

Zupełnie nie docierało do niej, dlaczego Gia nie chciała o tym mówić. Dlaczego na każdą wzmiankę o Carterze cała się spinała i zamykała się na nią jeszcze bardziej niż zwykle.

Gianna liczyła, że za kilka dni Brit zapomni o całej tej sprawie, że w końcu odpuści. Zwłaszcza, jeśli Carter będzie się trzymał od nich obu z daleka, może dotrze do niej, że to była tylko chwilowa znajomość, a nie przyjaźń na całe życie.

Dla Cartera te cztery dni były sprawdzianem jego silnej woli. Testem, na który zupełnie nie był gotowy, i który miał oblać z kretesem.

Przez cały wtorek i środę ostentacyjnie ignorował Giannę, zachowując się przy tym jak kompletny idiota. Miał tego bolesną świadomość, co doprowadzało go do szału za każdym razem, gdy pojawiał się gdzieś w jej pobliżu tylko po to by móc ją zignorować. By pokazać jej, jak bardzo ma ją gdzieś. Nic nie mógł poradzić na to, że obsesyjnie zerkał, czy aby na pewno to zauważyła. Czy w ten sposób był w stanie ją zranić tak, jak ona zraniła go swoimi słowami.

Wiedział, że to głupie, że zachowywał się jak niedojrzały szczeniak, ale niewiele mógł na to poradzić.

W czwartek zaczął pękać. Jego urażona duma najwyraźniej zdążyła dojść do siebie i teraz popychała go do działania. Nie miał zamiaru pozwolić, żeby Gianna tak po prostu go spławiła, bez żadnego dobrego powodu.

Sacramento sins | AffectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz