Rozdział 5

63 10 27
                                    


      Gianna wypadła na korytarz i od razu ruszyła w stronę wyjścia z budynku. Nie mogła uwierzyć w to co się stało, w to, że naprawdę dała się sprowokować na tyle, by wyrzucono ją z zajęć.  

      Wszystko się w niej gotowało, dlatego gdy tylko zorientowała się, że Carter poszedł za nią od razu przyspieszyła.

      – Gianna, zaczekaj.

      Evans bez trudu się z nią zrównał, sekundę później wyprzedzając ją o krok i stając przed nią.

      Przystanęła chyba tylko dlatego, że zwyczajnie ją zaskoczył. Najwyraźniej doskonale wiedział, jak miała na imię, tylko z premedytacją wolał nazywać ją "Dzwoneczkiem".

      – Po prostu się ode mnie odczep.

      Pokręciła lekko głową i minęła go, chcąc jak najszybciej się od niego uwolnić. Doprowadzał ją do szewskiej pasji samą swoją obecnością i irytującym uśmieszkiem.

      – Nie chciałem, żeby cię wykopał, okej? – Carter nie miał zamiaru dać za wygraną, więc gdy tylko Gianna go minęła odruchowo wyciągnął do niej dłoń. Zdołał zreflektować się jedynie na tyle, by przypadkiem nie złapać jej za zabandażowaną dłoń. Zamiast tego owinął palce wokół jej nadgarstka, próbując zatrzymać ją w miejscu.

      Gianna zacisnęła szczękę, jej ciało instynktownie nieco się wygięło w stronę Cartera, a nogi nieznacznie się pod nią ugięły. Szarpnęła się gwałtownie, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że to zaboli jeszcze bardziej.

      – Chryste, przepraszam.

      Evans od razu ją puścił, unosząc dłonie w obronnym geście. Patrzył na nią zdezorientowany, doskonale wiedząc, że nie złapał jej wcale aż tak mocno, żeby zrobić jej krzywdę. A jednak jej reakcja była aż nazbyt wymowna.

      Cofnęła się o krok, próbując wziąć nieco głębszy oddech. Jakkolwiek uspokoić myśli, które rozszalały się w jej głowie jak huragan, nie pozwalając jej się skupić na żadnej z nich.

      Nie tolerowała takiego dotyku. Miała alergię na ludzi, którzy używali siły fizycznej przeciwko niej, w jakikolwiek sposób.

      – Pokaż. – Głos Cartera był niespodziewanie poważny, tak jak jego mina. Zrobił ostrożny krok w jej stronę, na co Gianna zmarszczyła brwi i znów się cofnęła.

      Wyglądała na przerażoną i wściekłą. Bardziej jak dzikie zwierzę niż jak człowiek, jakby w każdej chwili mogła rzucić mu się do gardła, jeśli ją spłoszy. Evans nigdy w życiu nie widział nic podobnego i nie bardzo wiedział, jak powinien postąpić.

      Wiedział jedynie, że musi być ostrożny i delikatny, a to nie było jego mocną stroną.

      – Widziałem, że cię zabolało. Więc pokaż – poprosił, wyciągając do niej rękę. – Nie złapałem cię na tyle mocno, żeby zrobić ci krzywdę, Dzwoneczku.

      Carter miał niejasne wrażenie, że jej tkliwy nadgarstek miał coś wspólnego z jej zabandażowaną ręką. Może się potknęła i go stłukła, albo uderzyła się drzwiami auta? Opcji było multum, ale tak czy inaczej ktoś powinien na to zerknąć, a on miał całkiem spore doświadczenie z kontuzjami. Na boisku łapał przynajmniej jedną na miesiąc, więc chcąc czy nie miał podstawową wiedzę jak sobie z nimi radzić, nawet jeśli nie był lekarzem.

      – Odczep się – mruknęła, dotykając plecami chłodnej ściany.

      Rozejrzała się po korytarzu, rozważając potencjalne drogi ucieczki i powtarzając sobie w myślach, że przecież na dobrą sprawę nic jej nie grozi. Byli na kampusie, w każdej chwili ktoś mógł wyjść z jednej z klas. Nie powinna panikować, nie powinna pozwalać, aby emocje przejęły nad nią kontrolę.

Sacramento sins | AffectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz