Piętnaście minut później Gianna była przekonana, że nie tylko ich zawieszą, ale najpewniej też wyrzucą ze studiów. Co więcej, skończą na komisariacie. Żaden trener ich z tego nie wyplącze, Carter mógłby być nawet synem dziekana, a i tak będą mieli przechlapane.
– To jest naprawdę fatalny pomysł – mruknęła, rzucając mu błagalne spojrzenie. – Odpuśćmy to sobie, co? Oddam ci kluczyki i zapomnimy o sprawie. Nawet przyznam ci rację.
Była gotowa zrobić naprawdę wiele, byle tylko Carter odpuścił. To jednak nie wchodziło w grę, był za bardzo nakręcony.
– Nie ma mowy, Dzwoneczku. Umowa to umowa. Poza tym, mogłaś od razu uwierzyć mi na słowo. – Uśmiechnął się do niej szeroko, prowadząc ją w stronę boiska.
Czuła się nieco dziwnie z tym, że nigdy w życiu tam nie była, ale nie zamierzała zmieniać zdania odnośnie chodzenia na mecze.
Chociaż... Gdyby właśnie tym mogła go przekupić, żeby pozwolił jej wrócić teraz do auta, zgodziłaby się bez wahania.
– Proszę cię – westchnęła w końcu, zatrzymując się w miejscu. – To głupie. I niebezpieczne.
– Miałaś mi zaufać, pamiętasz?
Evans miał już wszystko rozplanowane tak, aby nikomu nie spadł włos z głowy. Zanim wszystko przygotują i przejdą do działania, kampus powinien być pusty – wszyscy, którzy skończyli zajęcia zdążą się ulotnić a reszta będzie już w salach. Nic nie miało prawa pójść nie tak.
– Zaufać? – prychnęła. – Oboje skończymy w areszcie.
Uśmiechnął się do niej uspokajająco, kręcąc głową. Jej absolutny brak wiary w niego, godził w jego dumę, więc tym bardziej był zdeterminowany, żeby udowodnić jej w jak dużym błędzie była.
– Chodź. Będzie dobrze. – Skinął głową w stronę boiska, łapiąc ją za pasek torby i znów ruszając w tamtą stronę. Trochę obawiał się złapać ją za rękę, co na pewno byłoby dużo wygodniejsze, ale zapewne jeszcze bardziej wytrąciłoby ją z równowagi. Widział, że już i tak była zdenerwowana.
Jakaś część jego sumienia przekonywała go, żeby odpuścił. Gianna ewidentnie nie była przyzwyczajona do łamania zasad, ba, nawet do delikatnego ich naginania. Z jednej strony chciał jej oszczędzić stresu, ale z drugiej odnosił wrażenie, że mimo wszystko będzie się dobrze bawiła.
Ostatecznie, gdyby naprawdę nie chciała tego robić, mogłaby po prostu odwrócić się na pięcie i odejść, nie próbowałby jej zatrzymywać.
Ona jednak ruszyła za nim. Niechętnie, bo niechętnie, ale jednak ruszyła. Starał się nawet zbyt szeroko nie uśmiechać, żeby jej nie demotywować.
– Naprawdę musimy to robić...? – zapytała cicho, przysuwając się bliżej niego, gdy tylko dotarli na boisko.
Nie widziała na nim żywej duszy, teoretycznie mogli tam przyjść posiedzieć, i nikt nie spojrzałby na nich podejrzliwie, ale ona czuła się tak, jakby właśnie włamywali się do banku.
– Tak. – Carter zerknął na nią i skinął głową, prowadząc ją najpierw do szatni. Widział, że trochę ją to zdezorientowało, ale to była część planu. I to ta, za którą akurat powinna być mu wdzięczna, że o niej pomyślał.
– Zaczekaj tu – wskazał głową na ławkę i sam ruszył do magazynu. Na całe szczęście kampus zawitał do dwudziestego pierwszego wieku, zwykłe klucze zastąpiono elektronicznymi, do których tak się składało, że znał kod dostępu.
Wyciągnął swój kask i koszulkę, i wrócił do szatni, szeroko się uśmiechając.
– Zakładaj. – Wyciągnął rzeczy w jej stronę. – Zwiąż włosy.
CZYTASZ
Sacramento sins | Affected
רומנטיקהGianna ma w życiu tylko jeden cel - upewnić się, że jej młodsza siostra będzie miała życie, na jakie zasługuje, że wykorzysta każdą szansę, której Gianna nie miała. W jej sercu nie ma miejsca na miłość ani przyjaźń, ale nigdy ich nie potrzebowała...