Rozdział 10

66 4 5
                                    

      Zdążył obejrzeć jeszcze dwa odcinki i zacząć przysypiać na fotelu, gdy nagle rozdzwonił się telefon Gianny. Momentalnie się rozbudził, w pierwszym odruchu sięgając po własną komórkę, żeby upewnić się, że to nie jego telefon dzwonił. Tak na wszelki wypadek.

      Gia nieco nieprzytomnie podniosła się na kanapie, marszcząc brwi i rozglądając się po salonie. Na jego widok zmarszczyła je jeszcze bardziej, ale szybko skupiła się na szukaniu telefonu. Wygrzebała go spomiędzy poduszek, a przez jej twarz przemknął grymas niepokoju.

      – Halo? – wymamrotała sennie, jedną ręką przecierając oczy. Zamarła w pół ruchu, gwałtownie siadając prosto.

      – Czekaj, wolniej.

      Carter uniósł jedną brew, pochylając się w jej stronę. Skupił się na wyrazie jej twarzy, próbując usłyszeć jej rozmowę na tyle, by wiedzieć o co mogło chodzić. Jej stres był najwyraźniej zaraźliwy, bo z niewiadomego powodu na widok jej miny on sam zaczął się niepokoić.

      – Ale co to znaczy „nie działa"? – Westchnęła ciężko, zerkając na Cartera i wstając z kanapy. – Brit, uspokój się, nic nie rozumiem.

      Więc chodziło o jej siostrę. To przynajmniej wyjaśniało jej nagłą panikę.

      – Nie... Zaczekaj. Brit, poczekaj. Zaraz przyjadę, okej? Wsiądź do auta i zaczekaj na mnie. Tak... Wyślij mi swoją lokalizację.

      Gianna zaczęła nerwowo chodzić wzdłuż kanapy, skupiając się na rozmowie. Od tego jej krążenia on sam zaczął się stresować coraz bardziej, aż w końcu wstał i stanął obok niej.

      – Przestań płakać, Brit, nic się nie stało. Naprawdę. Już się ubieram i jadę. Tak... Pa.

      – Co się stało? – Carter zmarszczył nieznacznie brwi, wpatrując się w Giannę. Była wyraźnie zaspana, ale widział jak weszła w tryb nagłej gotowości, próbując jak najszybciej oprzytomnieć.

      – Brit wzięła mojego Jeepa na imprezę, wracała do domu i nagle jej zgasł na środku ulicy. Nie mam pojęcia co się stało, nigdy mi tak nie zrobił. – Pokręciła lekko głową. – Muszę złapać taksówkę i do niej jechać, więc naprawdę musisz już iść.

      Gianna nawet nie czekała na jego odpowiedź, ruszyła w stronę schodów i dalej na piętro. Musiała się jak najszybciej ubrać i dotrzeć do Brit, zobaczyć co się stało, a przede wszystkim ją uspokoić. Przez telefon brzmiała jakby była na skraju histerii, Gianna ledwo zdołała zrozumieć cokolwiek z jej chaotycznego słowotoku. Wyłapała jedynie falę przeprosin i zapewnień, że to nie było specjalnie, że przecież wcale nie chciała zabić Ethel, że za wszystko zapłaci.

      Wpadła do łazienki i na biegu się przebrała, łapiąc jeszcze podkład, który wrzuciła do torby. Teraz nie miała na to czasu, ale w drodze będzie musiała przynajmniej spróbować doprowadzić swoją twarz do porządku.

      Gdy zeszła na dół, Carter, jak gdyby nigdy nic stał oparty o ścianę i obracał w palcach kluczyki do auta.

      – Gdyby tylko na miejscu był ktoś kto ma auto i mógłby cię zawieźć... Kurczę, tylko pomyśl. Nie dość, że oszczędziłabyś kupę kasy, to jeszcze pewnie sporo czasu. – cmoknął wymownie, podrzucając kluczyki w dłoni.

      – Naprawdę nie musisz, to...

      – Nie świruj, Dzwoneczku – przerwał jej, przewracając oczami. – Zawiozę cię. Znam się trochę na autach, może będę mógł pomóc, a jak nie, to chociaż nie będziecie stały same, w środku nocy, na chuj wie jakim zadupiu.

Sacramento sins | AffectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz