Rozdział 4

96 10 13
                                    

      W poniedziałek obudziła się na długo przed Brit. Od piątku nie zamieniły ze sobą ani słowa, więc później zapewne obie będą chciały to przynajmniej częściowo nadrobić, a do tego Gianna musiała się przygotować.

      Gorący prysznic pozwolił jej rozluźnić obolałe mięśnie, a bite pół godziny jakie poświęciła na malowanie się wyciszyło jej myśli. Systematyczne, mechaniczne ruchy pomogły jej skupić się jedynie na tym co robiła w tej chwili, i chociaż na co dzień unikała robienia pełnego makijażu, była nawet całkiem zadowolona z efektu końcowego. Wyglądała jakby miała na sobie maskę, ale chyba właśnie tego dziś potrzebowała.

      Do kuchni zeszła pełna nadziei na to, że ten tydzień będzie lepszy niż poprzedni. Humor jej dopisywał, głównie dlatego, że była znacznie mniej obolała. Nawet dłoń powoli przestawała jej doskwierać, choć nadal nie odważyła się zdjąć bandażu. Na wszelki wypadek wolała jeszcze potrzymać rękę możliwie unieruchomioną.

      Niedługo potem usłyszała Brit krzątającą się na piętrze. Skończyła już smażyć naleśniki, więc usiadła przy kuchennej wyspie z kubkiem herbaty i spokojnie czekała, aż Brit do niej dołączy.

      – Dzień dobry.

      Jej siostra była już ubrana i umalowana, gdy zeszła do kuchni, ale wyglądała na ledwo przytomną.

      – Hej. – Uśmiechnęła się do niej łagodnie, przesuwając kubek z herbatą w jej stronę. – Jak minął weekend?

      Brit jęknęła żałośnie na samo wspomnienie kaca, który trzymał ją aż do niedzielnego popołudnia. Pokręciła lekko głową i usiadła obok Gianny, sięgając po herbatę.

      – Tragicznie. Dzięki za tą wodę... I aspirynę. Bez tego chyba bym umarła. – Skrzywiła się ponownie, opierając głowę o dłoń. Niby już czuła się lepiej, ale nadal od czasu do czasu robiło jej się niedobrze.

      – Nie byłoby aż tak źle. – Gianna wstała i sięgnęła po talerz dla Brit. – Jajka i bekon czy na słodko?

      – Jajka i bekon. Jesteś najlepsza.

      Gia uśmiechnęła się lekko, składając jej kilka naleśników i podgrzewając je na patelni. Przynajmniej tyle mogła dla niej zrobić, skoro przez cały weekend była w pracy.

      – Więcej nie piję, przysięgam. A już na pewno nie tyle.

      – Chciałabym w to wierzyć. – Gianna parsknęła, kręcąc lekko głową. Brit miała jeszcze niejedną imprezę przed sobą, co do tego nie miała wątpliwości. I o ile faktycznie chciałaby, żeby potrafiła imprezować z głową, o tyle wiedziała, że trochę jej to zajmie zanim się tego nauczy.

      – Poważnie. Wyciągnęłam wnioski. – Brit energicznie pokiwała głową, sięgając po talerz i niemal na raz wpychając do ust pół naleśnika.

      – No dobrze, dobrze. Cieszę się. – Gianna oparła się o wyspę naprzeciwko Brit. – Wiesz, że nie mam nic przeciwko twoim imprezom. Tak długo jak jesteś bezpieczna i wiem co się dzieje.

      Brit uniosła lekko jedną brew, przekrzywiając głowę na bok.

      – Ale? – zapytała podejrzliwie, mrużąc oczy.

      Gianna przez chwilę zbierała się w sobie, zastanawiając się jak to ująć, tak, aby Brit nie odebrała tego jako atak lub ingerencję w jej wolną wolę.

      – Ale nie chciałabym, żebyś kręciła się w pobliżu bractwa. To naprawdę nie jest towarzystwo dla ciebie.

      – No chyba żartujesz. Oni urządzają najważniejsze imprezy w ciągu roku, Gia. – Brit odłożyła widelec, marszcząc brwi. – Poza tym, to tylko imprezy. Umiem o siebie zadbać.

Sacramento sins | AffectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz