Rozdział 34 Geniusz

203 58 7
                                    

☾ Rozdział 34 Geniusz ☽

Smoki w swojej smoczej formie nie potrafiły komunikować się tak, jak w ludzkiej. Nie używały słów, a ryków, pomruków i gestów, aby coś zasygnalizować. Niektórzy wspomagali się za to mocą, kreśląc za jej sprawą znaki, bądź słowa. To nie tak, że nie posiadali swojego języka, ale działało to inaczej. Ich dusze rozumiały świat, może nawet łączyły się z jego istotą tak bardzo, że w zamian nie mogli mówić. W ludzkiej formie za to byli słabsi zarówno pod kątem możliwości mocy, jak i odporności ciała, więc posiadali umiejętności mowy.

Wszystko miało swoją cenę.

Wyczuła, że nacisk na niej się zmienia, a pomruk z ust Keona był znakiem, który pojęła. Zmieniła się w człowieka i gwałtownie westchnęła. Powrót do tego, co wcześniej porzuciła, przypominał walczenie z przepełnioną szafą. Zamknęła się w ciele, które było ograniczeniem i coś w niej gorąco się temu sprzeciwiało. Nie pamiętała, aby wcześniej tak dotkliwie przeżywała przemiany.

Demalis leżała w białym stroju, a dookoła niej i Keona nie było niczego poza nimi. Złociste ziarenka odbijały promienie słońca. To musiała być jakaś pustynia, a jednak nie czuli palącego upału. Było im po prostu ciepło.

Smok górował nad partnerką, trzymając dłonie po obu stronach jej głowy. Nogę za to trzymał między tymi należącymi do niej.

Trwali w tej pozycji, patrząc na swoje oblicza. Przydługie włosy Keona spływały mu na twarz, a ciemnobrązowe loki Demalis przykleiły się do jej policzków. O dziwo wysiłek ją zmęczył, co było widać nawet po prędko unoszącej się piersi.

On jednak wydawał się nieporuszony.

– Przepraszam – wyszeptała.

Keon milczał. Demalis przymknęła oczy. Czas wydawał się dla tej dwójki zatrzymać. Sora szukała jednak słów, jak opowiedzieć o wszystkim, a Argenis w ciszy śledził rysy jej twarzy. Zatrzymał się na pieprzyku pod jej okiem, przesunął się niżej na usta, których już raz miał prawo zakosztować i czekał.

– Nie wiedziałam o truciźnie. Nigdy nie chciałabym cię zranić, a król Lucius... Po prostu mnie wykorzystał.

Keon odwrócił głowę na bok. Nie była pewna, co o tym wszystkim myślał.

– Gdzie jesteś? – zapytał.

Demalis otworzyła usta, chcąc zdradzić prawdę, a i kontynuować swoją opowieść, ale zawahała się. Obiecała sobie, że stanie się dla niego użyteczniejsza. I... Wciąż miała rodzinę. Nieśmiało uniosła dłoń ku górze, dotykając kciukiem policzka smoka. Przesunęła nim czule i słabo się uśmiechnęła.

– Blisko, wasza wysokość – wyszeptała.

– To nie odpowiedź – zauważył surowo.

Skinęła mu głową, przesuwając palcami po zaciśniętej, męskiej szczęce i sprawiła delikatnym ruchem, że spojrzał ku niej.

– Wiem, ale przed naszym spotkaniem chcę jeszcze zrobić jedną rzecz – wyznała. – Chcę udowodnić swoją szczerość.

Widziała prawdę w jego oczach. Nie wierzył jej, zwykłe słowa przecież nie wystarczyłyby, aby zmazać to, co się wydarzyło. Z racji bierności i chęci bycia posłanniczką pokoju, pozwoliła, aby zredukowano ją do roli marnej marionetki w dłoniach władcy. Rozumiała, ale i nie godziła się na to.

– To może być tylko sen, złuda mojego umysłu – spostrzegł ostrożnie, najwyraźniej tak samo skonfliktowany, jak kobieta.

Nauczyciel nie wspominał, że Święto Snów może przyjąć taką formę, więc w pełni rozumiała wahania króla. Sama je miała. Może za kilka godzin zbudzi się i dowie, że to wszystko było wytworem sumienia i tęsknoty za bliskością znanej sobie duszy.

Kochankowie GłębinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz