Rozdział 21 To nie był ten dzień

200 54 30
                                    

☾ Rozdział 21 To nie był ten dzień ☽

Demalis obudziła się nagle i od razu dostała ataku kaszlu. Wokół niej wirował dym, a zaspany umysł nie był pewny, czy faktycznie się obudziła. W końcu to wszystko mogło być następnym z ponurych koszmarów, które dręczyły ją co noc od dziesięciu dni. Pięćdziesiąty dzień jesieni miał być ostatnim z urlopu kobiety.

Zakrztusiła się, czując, jak ktoś chwyta ją za ramię. Była to dobrze znana jej pokojówka, a jednak zareagowała na nią dość alergicznie, strzepując rękę. Demalis nie chciała, aby ją dotykano. Zamiast tego skupiła się na twarzy kobiety, widząc, że ta coś mówiła. Niestety, żadne z jej słów nie docierało do oszołomionego umysłu Sory. Ociężałe ciało nie chciało się za to poruszyć. W końcu służąca ponownie chwyciła swoją panią za ramię i pomogła jej wstać. Tym razem Demalis nie oponowała, przypatrując się znajomej kobiecie tak, jakby widziała ducha. Chwiała się.

W końcu dyplomatka spojrzała w bok i zadrżała. Na widok pokrytego ogniem korytarza, odzyskała rozum, zauważając, jak bardzo jest jej gorąco. Miała na sobie jedynie koszulę nocną, a jednak czuła, że zaraz się w niej ugotuje. W jednej chwili odezwał się w niej zwierzęcy instynkt przetrwania, który nakazywał działać. Kątem oka zerknęła na lamentującą służącą i podarła dół koszuli. Z pozyskanego fragmentu tkaniny zrobiła dwa kolejne, które zmoczyła w wodzie z miski obok łóżka. Ta przed snem służyła jej do obmycia twarzy. Niestety, w domu nie było kontrolujących ognia, więc nikt nie mógł zapanować nad płomieniami. Bądź byli, ale w niewielkiej ilości. Każdy smok miał swoje możliwości, które mógł rozwijać, ale rzadko obdarzony płomieniami mieli okazję je testować w przypadku pożogi.

– Weź – nakazała ochrypłym głosem Demalis, samej przykładając materiał do ust.

Sora nie wiedziała, ile spała i jak długo przebywała w tym dymie, ale od razu zauważyła u siebie niepokojące objawy świadczące o zatruciu. Miała zawroty głowy, a w gardle czuła nieprzyjemne drapanie. Pragnęła się napić, ale nie było na to czasu. Musiała stąd czym prędzej wyjść. Tylko gdzie dokładnie miała się udać, gdy korytarze były zablokowane, a jej moc nie byłaby w stanie zapanować nad ogniem? Życie wielokrotnie stawiało ją w trudnych sytuacjach, ale ta była szczególna. Ogień w końcu nie zamierzał na nią czekać. Nie wiedziała również, jak ma się jej rodzina.

– Demalis!

Odległe wołanie dotarło do jej uszu. Rozpoznała w nim głos brata.

– Nie przychodź tu! – nakazała przestraszona, nie wiedząc nawet, czy mężczyzna ją usłyszy bądź co zamierza.

Casper był kaleką i powinien skupić się na zapewnieniu sobie bezpieczeństwa. Demalis odwróciła się w stronę służącej i przymknęła oczy. Spojrzała w stronę okna, uznając, że to mogło być ich jedynym ratunkiem. Ogień tymczasem buchnął z o wiele większą mocą.

– Wyskoczymy. Zrobię lianę i...

Służąca przerwała lamenty, spojrzała na kobietę przed sobą w ciszy i popchnęła ją w stronę okna. Teraz wyglądała inaczej, tak, jakby wszystko dookoła niej nie miało znaczenia. Jasnym się stało, że wcześniejszy wybuch był tylko przebraniem. I to takim, aby usłyszano ją z daleka.

Sora drgnęła.

– Kim ty...?

– Nie ma czasu, panienko. Idź. – Sięgnęła do kieszeni spódnicy i wyciągnęła z niej woreczek, który wcisnęła w dłoń Demalis. – Na dole czeka wóz. Lord wszystko przygotował.

– O czym ty...?

– Nie ma czasu! – syknęła, ponownie przerywając, a trzask ognia stał się jeszcze głośniejszy.

Kochankowie GłębinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz