Chapter III - Art deco

126 5 0
                                    

"You're not mean, you're just born to be seen. Want to be wild"

Całą noc spędziłam w domu przyjaciółki. Nie mogłam zasnąć. Ciekawe dlaczego...
Tak bardzo bałam się dzisiejszego spotkania z chrisem. Nie wiem jak mam się zachowywać, udawać miła czy raczej zdjąć z siebie tą pelerynę i pokazać swoje prawdziwe oblicze?
Wstałam około godziny jedenastej. Nie chciałam budzić Christy, dlatego postanowiłam poprzeglądać trochę co dzieje się w internecie. Gdy tylko odpaliłam komórkę, zauważyłam powiadomienie od chłopaka.
Ustalone. Widzicie, potrafię być miła. Czasami...
Za ten czas, zdążyła obudzić się także moja przyjaciółka. Zrobiłyśmy wspólnie śniadanie, a przy tym znów zaczął się temat Chrisa.
- Podekscytowana? - zapytała Christy
- Czemu? Idę tam tylko dla ciebie. Może dowiem się o nim więcej i wspomnę też o tobie, wiem że ci na tym zależy - przyjaciółka na medal.
- A mi zależy na tym żebyście się nawzajem bliżej poznali i polubili. Serio Cassie, on nie jest zły. Jest bardzo kochanym i śmiesznym chłopakiem. Macie identyczne poczucie humoru.
- Ale skąd ty wiesz jaki on jest naprawdę? Przecież jesteś tego świadoma, że połowa osób tylko kreuje swoją postać w internecie, a później w życiu realnym jest totalnie na odwrót. Dużo bym dała, żebyś to ty się z nim spotkała... - taka była prawda. Christy jako fanka, powinna zostać lepiej potraktowana niż ja, która dosłownie w prost daje znać że nie jest nimi ani trochę zainteresowana.
- Ale Chris serio taki jest. Zresztą, przekonasz się dziś sama - serce podeszło mi do gardła. Czemu byłam aż tak zestresowana?
Przed całym spotkaniem, miałam do niego podjechać. To dziwne, że podaje adres nieznajomym. Przecież równie dobrze mogłabym go publicznie udostępnić i widzowie od razu by ich odwiedzali. Lecz nie zrobię tego, sama wiem z jakim problemem to się wiąże.
Od Christy wyszłam około piętnastej. Miałam dokładnie pięć godzin do wyszykowania się. To dość sporo, ale z moim ślimaczym tempem, pewnie nawet się spóźnię.
Co założyć, co założyć!? Panikowałam. Przecież zabiera mnie do restauracji a nie na kręgle. Nie pójdę w dresie, ale nie chce się też stroić. Sukienka? Nie, to przecież nie jest randka. Spodnie? Nieeleganckie.
Postawiłam na jeansową spódnicę i białą, krótka bluzkę. Założyłam również zwykłe airforcy w tym samym kolorze i uzupełniłam stylizacje złotymi dodatkami.
Włosy zakręciłam i wykonałam trochę mocniejszy makijaż od tego na codzień.
Jednak zdążyłam i nawet miałam jeszcze odrobinę czasu.
Chris nie napisał dokładnie, o której mam być, więc postanowiłam już do niego pojechać. Droga nie była taka długa. Okazało się, że mieszkaliśmy niedaleko. W sumie to mogłabym się nawet do niego przejść, ale pogoda nie do końca mi sprzyjała.
Wsiadłam do samochodu i zaczęłam kierować się w stronę domu chłopaka.
Tak jak wspomniałam wcześniej, zajęło mi to niecałe pięć minut i już znalazłam się pod posiadłością słynnych braci sturniolo.
Nie informowałam chłopaka wcześniej, o której będę. Co ja się będę.
Zapukałam do drzwi i nie musiałam długo czekać.
- Nick mówiłem ci, żebyś brał klucz... - otworzył Chris, który wyglądał jakby dopiero co wstał. Miał mokre włosy i same dresy - o chuj, Cassie przepraszam. Myślałem że to... no wiesz... dobra, nieważne. Ugość się w salonie a ja postaram się szybko ogarnąć - widziałam jak się zestresował, w sumie, ja też...
Wykonałam jednak polecenie chłopaka i usiadłam na kanapie, która jak się okazało, nie była zajmowana tylko przeze mnie. Siedział na niej również chłopak, praktycznie identyczny do Chrisa. Może dlatego że są braćmi, mysl Cassie...
Robił coś na telefonie, ale szybko go odłożył, gdy mnie zobaczył. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam:
- Cześć, Cassie jestem. A ty musisz byyyc... Matt, tak? - wczoraj w nocy przestalkowalłam ich wszystkich, żeby przypadkowo sie nie pomylić...
- Hej, tak, Matt jestem. Miło Cię poznać Cassie - wydawał się sympatyczny. W porównaniu do jego młodszego brata.
Był bardzo nieśmiały, ale dało się z nim normalnie porozmawiać. Na razie ląduje u mnie na pierwszym miejscu w rankingu braci Sturniolo.
- Wpadłaś mu w oko, wiesz? - powiedział nagle, a ja jak gdyby nic zaczęłam udawać głupią.
- Komu znowu? Chrisowi? Nie ma szans, ten chłopak mnie nienawidzi, w sumie z wzajemnością.
- Zaufaj mi, mówię poważnie. Dawno nie widziałem go takiego, zestresowanego?
- Co ma stres do tego? Może powinieneś z nim pogadać, coś go dręczy, to wiemy. Ale to twoje zadanie dowiedzieć się co konkretnie. Ja po tej kolacji czy cokolwiek to jest, zrywam z nim jakikolwiek kontakt. Nawet nie wiem na co ja się zgadzałam...
- Nie możesz go od razu tak odrzucać - spojrzałam się na niego jednoznacznym wzrokiem - dobra dobra, może nie jest w stu procentach odpowiedzialny i dojrzały, ale to duży dzieciak, który też potrzebuje bliskości - przewróciłam źrenicami - Słuchaj, możemy się założyć. Jesli ci się spodoba to dasz nam wszystkim szansę, a jeśli będzie tragedia to damy ci spokój już na zawsze, okej? Tylko ma być szczerze - niech mu będzie. Nawet jeśli mi się będzie podobać, chociaż wątpię, to i tak zawsze mogę skłamać.
- Zakład - przybiłam chłopakowi piątkę i akurat w tym samym czasie szedł ze schodów mój tegowieczorny partner.
Miał na sobie czarna koszule i spodnie tego samego koloru. On idzie na ślub czy na kolację przeprosinową? Ale nie powiem, wyglądał nawet okej. Za bardzo okej... Cassie, nie daj wygrać Mattowi.
Szybko jednak wyrzuciłam tą myśl z głowy i skupiłam się bardziej na swoim wyglądzie. Przeczesałam ostatni raz włosy i zabrałam torebkę z kanapy.
- Trzymam kciuki - powiedział Matt
- Przywalę ci, przysięgam - odgryzłam się chłopakowi i ruszyłam w stronę Chrisa.
Oczywiście musieliśmy jechać moim samochodem, bo prawie 21 letni dzieciak nadal był zbyt leniwy i nie chciało mu się zrobić prawa jazdy.
Wpisałam lokalizację w GPS. Okej, pięcio gwiazdkowa restauracja. Widać, że się w życiu powodzi.
Przez całą podróż nie zamieniliśmy ze soba ani słowa, włączyłam jedynie moją playlistę i trudno było mi się powstrzymać od zaśpiewania chociaż jednej piosenki. Czułam się tu jak za karę.
Nareszcie, koniec tej niezręczności... Wkroczyliśmy razem do wcześniej wybranego lokalu i zajęliśmy zarezerwowany stolik. Czułam się bardzo dziwnie, wokół sami dostojni mężczyźni z ich młodszymi o wiele kobietami, które prawdopodobnie były z nimi tylko dla pieniędzy. Nie wyobrażam sobie takiego życia. Wolałabym poślubić biednego, który traktowałby mnie z szacunkiem i okazywał miłość w każdy sposób, a nie starego, obrzydliwego gbura, który jedyne co ma do zaoferowania to gruby portfel.
Po chwili dostaliśmy karty z menu. Obsługa również wyglądała na wykształcona. Zajrzałam do dań i wszystko było tak jakby nieznane. Postanowiłam wybrać najbardziej "normalną" potrawę czyli krewetki.
W oczekiwaniu na danie, siedzieliśmy znów w niezręcznej ciszy. Czekałam tylko, aż w końcu któreś z nas pęknie i konwersacja się jakoś potoczy, ale nie, nie tym razem.
Porcja zamówionego przeze mnie jedzenia w porównaniu do ceny była zaskakująco mała. Przecież za takie trzy krewetki miałabym pięć zestawów z maka.
- Zrywamy się stąd? - odezwał się w końcu chłopak.
- Nie musisz nawet pytać - odpowiedziałam i poprosiliśmy o rachunek.
- W końcu - powiedział, gdy tylko wyszliśmy - wiesz co, nie będę cię okłamywał, to nie jest totalnie w moim stylu. Najchętniej to bym cię zabrał na jakiś piknik z moimi znajomymi, ale chciałem pokazać, że jednak mam tą klasę - zaczął się tłumaczyć - spoiler, nie mam - parsknęłam śmiechem.
- Ale ty nie musisz nikogo udawać. Powiem ci tylko jedno - najlepiej być sobą. Fakt, ta kolacja to jakaś porażka i już mi się wydawało, że wygrałam zakład z mattem, ale daje ci jeszcze jedną szansę. Tylko proszę, nie zabieraj mnie znów do drogiej restauracji. Chodźmy się pobawić. Gry na automatach? Kino? Kręgle? Cokolwiek innego, błagam.
- Spacer wchodzi w grę? - spytał unosząc brew.
Będąc szczerą, uwielbiam spacerować. Często wychodzę przed spaniem, nawet sama. Rzadko kiedy zdążają mi się dni, w których nie byłam na świeżym powietrzu. No chyba, że jestem bardzo chora lub zmęczona.
- Jakieś szczególne propozycje? - spytał chłopak.
- Zabiorę cię gdzieś, ale nie będzie ci zdradzała gdzie dokładnie - przejmuje ster.
Doskonale wiedziałam gdzie chce go zabrać. Byliśmy akurat niedaleko mojego ulubionego miejsca na ziemi. Była to łąka, z jedną, malutką ławeczką, którą kiedyś z przyjaciółmi tam umieściliśmy. To było nasze miejsce, ale niestety to co dobre szybko się kończy.
Wszyscy poszli we własne strony, a ja jako jedyna została tam, gdzie serce bilo najmocniej.
Nigdy nikogo tu nie przyprowadzałam, ale coś podpowiadało mi, że Chrisowi również spodoba się to miejsce.
Trochę tu zarosło od mojej ostatniej wizyty. No trudno, trochę trawy nam nie zaszkodzi.
W oddali już widziałam, ją. Malutka, drewniana ławeczkę, która tak jakby na mnie czekała. Podeszłam do niej bliżej i zaczęłam się rozklejać. Zawsze gdy przypominam sobie o tamtym okresie w życiu, chce mi się płakać. Ale nie ze smutku, to tylko tęsknota, tęsknota za dnami, które już nigdy nie powrócą.
Usiadłam na wcześniej wspomnianym kawałku drewna i to wszystko do mnie wróciło.
Zauważyłam nasze podpisy, które mimo deszczu, nadal się na niej trzymały.
Nawet nie wiem kiedy zaczęłam ryczeć.
- Hej, hej. Nie płaczemy. Miałem z tobą miło spędzić wieczór, a ty mi tutaj łzy niepotrzebnie wylewasz. Ja wiem że jestem chujowy, Ale nie wiedziałem że aż tak - palant, ale przynajmniej poprawił mi jakkolwiek nastrój.
- Po prostu... Chciałabym wrócić do tamtych czasów. Chris, ty nawet nie wiesz ile bym dała, żeby znów się tutaj razem z nimi spotkać. Z moją legendarną rodziną. Nikt mi ich nie zastąpi.
- Wiesz co, może ich nie zastąpię, ale spróbuję chociaż trochę im dorównać, co ty na to? No już, łzy zostaw na później - wytarł kropelkę wody, spływającą po moim policzku - widzisz? Jest pełnia - wskazał palcem na księżyc.
Faktycznie. Jesienią, słońce zachodziło o wiele szybciej niż latem. Spojrzałam w górę i ujrzałam miliony gwiazd rozproszonych po niebie. Każda z nich ma swoją własną historię. Każda z nich jest wyjątkowa.
Ale wyjątkowa była również osoba, która siedziała dosłownie obok mnie.
- Chris, zazwyczaj siedząc na tej ławce z przyjaciółmi opowiadaliśmy sobie jakieś historie z naszego życia. Może ich tutaj nie ma, ale jesteś ty, więc ciebie też to dotyczy. Powiedz coś, co mnie zaskoczy. Praktycznie się nie znamy - widocznie go tym zaskoczyłam, chyba nie był przygotowany na taką otwartość z mojej strony. Człowiek lubi czasami zaskakiwać. Długo jednak nie zajęło mu przemyślenie tego, co chciał powiedzieć.
- Wiesz co, boję się być sam. Przez całe życie towarzyszyli mi moi bracia. Nigdy nie spędziłem pełnych 24 godzin bez nich. Gdy myślę o przyszłości i o tym, że każdy z nas prawdopodobnie będzie miał swoją rodzinę, wolę o tym zapomnieć. Są dla mnie najważniejsi. Czuje, że bez nich jestem bardzo nudna osobą. Nick zawsze opowie coś śmiesznego, rozwalając tym całe towarzystwo, a Matt... Matt po prostu jest, i to mi wystarczy - to było głębokie. Zdawałam sobie sprawę, że jest bardzo przywiązany do braci, ale czas rozłąki napewno kiedyś nadejdzie.
- Czułam dokładnie to samo, wyprowadzając się tutaj bez rodziców. Byliśmy od zawsze bardzo blisko i nie wyobrażałam sobie życia bez nich. Oczywiscie, chciałam się wyprowadzić, ale nie wiedziałam że będzie to aż takie trudne. Strasznie przeżywałam rozłąkę i chociaż minęło już sporo czasu i powoli zaczynam się przyzwyczajać, to brakuje mi ich, nadal. Obiecałam im, że jakoś to wszystko wynagrodzę, a teraz co? Nie chcę narzekać, ale ledwo starcza mi na moje wydatki, a żeby jeszcze przeznaczyć je rodzicom... musiałabym harować po paręnaście godzin dziennie.
- Wiesz, jeśli jest u Ciebie średnio z kasą, to możesz mnie potraktować jak bankomat. Chętnie ci pomogę finansowo.
- Nie. To znaczy, dzięki, ale nienawidzę tego uczucia. Według mnie pieniądze, których sama nie zarobiłam są automatycznie „kradzione", wiesz o czym mówię? - chłopak tylko kiwnął głową.
Rozmawialiśmy o przeróżnych rzeczach. Zaczynając od głupot, które robiliśmy za dzieciaka, kończąc na poważnych tematach. Wiele się o nim dziś dowiedziałam. Lepiej go poznając, nie wydawał się taki zły. Nadal trzymając go jednak z lekkim dystansem.
Matt, jednak wygrałeś. Naturalnie mogę stwierdzić, że mi się podobało. No może ta pierwsza część była lekkim niewypałem, ale z czasem zaczęło robić się coraz lepiej i lepiej.

***

O CO CHODZI Z TĄ AKTYWNOŚCIĄ!?!? Módlmy się żeby jakoś ta książka dotarła do większej ilości osób, bo jak tak dalej pójdzie to chyba zrezygnuje, błagam was 3 rodzialy i niecałe 20 wyświetleń 😭
Ale still dotrzymuje obietnice, czyli codzienne wstawianie rozdziałów, mam nadzieję że to jakkolwiek wpłynie na aktywność
Btw dziś pisze sprawdzian z biologii, nienawidzę tego przedmiotu, po co ja w ogóle szłam na ten kierunek 😭 Chociaz prawdopodobnie przepisuje się do innej szkoły i na inny profil w drugim semestrze więc wish me luck 💞

Never be like you - Chris Sturniolo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz