Chapter XV - Ivy

26 1 0
                                    

„You ain't a kid no more, we'll never be those kids again"

       I pomyśleć że jeszcze wczoraj chciałam stąd wyjeżdżać.
       Z chrisem dokładnie porozmawialiśmy o całej tej skomplikowanej sytuacji.
       Jednak dalej czułam obrzydzenie do Matta, nie rozumiałam dlaczego tak naprawdę postąpił. Nic go z tego nie tłumaczyło.
       Przecież nawet jeśli z Chrisem powstałoby coś więcej niż tylko przyjaźń, to nigdy w życiu nie zakończyłabym z nim relacji. Przecież są braćmi, nie musiałabym się z nimi nawet osobno spotykać, dopóki się nie wyprowadza.
       Lecz czasu nie cofniemy, a moje zawieść nie przeminie, musi się liczyć z konsekwencjami. Nie mam pojęcia czy wrócimy do dawnej przyjaźni, ponieważ mój cały punkt widzenia się do niego zmienił.
       Na szczęście między mną i Chrisem jest zdecydowanie lepiej. Nie musiałam się długo przed nim tłumaczyć, uwierzył mi już po pierwszych słowach, w sumie po co miałabym go oszukiwać.
Chciał od razu wyjaśnić to wszystko z Mattem, ale mu zabroniłam.
       Po pierwsze, nie warto nawet dawać mu jakiejkolwiek atencji, niech przemyśli to samodzielnie, a po drugie, nie chciałam żeby doszło do jakiejś sprzeczki, wiem jak bardzo silna jest ich relacja i nie chciałam żeby zepsuła się tylko i wyłącznie z mojego powodu.
       Później po dyskusji, wróciłam do pokoju i z powrotem zaczęłam się rozpakowywać. Chris dotrzymał mi towarzystwa, a przy tym oczywiście pomógł, stworzyliśmy nawet w tym czasie swoją własną playlistę, którą będziemy od teraz za każdym razem słuchać. Mimo że mamy totalnie inne gusta jeśli chodzi o muzykę, to obydwoje się nawzajem uzupełniamy, gdy Chris dodaje na przykład "Jennifer's body" Kena Carsona, ja dodaje "Ivy" Franka Oceana (frank proszę wróć).
       Wspólne wypakowywanie poszło szybciej niż myślałam, dochodziła dopiero dwudziesta, więc nie chciałam tego zmarnować.
       Postanowiłam, że wyjdę na spacer.
       Poinformowałam o tym Chrisa, a on stwierdził że pójdzie ze mną.
       - Nie będzie ci zimno? - spytał, widząc że wychodzę w bluzce z krótkim rękawkiem.
       - Coś ty, ja nigdy nie marznę. Chociaż od ciebie może trochę mrozić - zaśmiałam się.
       - Ej, myślałem że już się lubimy - udawał obrażonego.
       - No przecież - złożyłam na jego ustach lekki pocałunek.
       - I takie podejście mi się podoba Cassie - uśmiechnął się.
       - SŁUCHAM!? - aż podskoczyłam. Odwróciłam się i zauważyłam stającego za nami Nicka - TŁUMACZYĆ SIĘ JUŻ, TERAZ! - krzyknął z niedowierzaniem.
       - Nick, spokojnie - powiedziałam z uśmiechem.
       - JAK JA MAM BYĆ SPOKOJNY SKORO KURWA WIDZĘ DWÓJKĘ CALUJACYCH SIĘ LUDZI KTÓRZY PODOBNO NAWZAJEM SIE "NIENAWIDZĄ" - był tak bardzo podekscytowany.
       - Jakoś tak wyszło - odpowiedział Chris.
       - Nie spodziewałem się, że to ty jako pierwszy kogoś sobie znajdziesz - przewrócił oczami, nagle zmieniając humor.
       - Ale my nie jesteśmy razem, wyluzuj - wtrąciłam się.
       - Poczekam tydzień, a później będziesz lecieć do mnie czy zostanę twoim świadkiem na ślubie, ha, założę się - doprowadził mnie do śmiechu.
       - Za tydzień to my się nawzajem pozabijamy.
       - Mam nadzieję, ze nie. - spojrzał na brata - i jeśli tylko jej coś zrobisz, jeden zły krok i naprawdę nie przeżyjesz, rozumiemy się? - nie wiedziałam czy mówi to na poważnie, ale tak w tym momencie wyglądał - także co, miłego spacerku gołąbeczki - jego ton był zdecydowanie inny.
       - Dziękujemy. I nie nick, nie skrzywdzę jej, prędzej ona to zrobi... - walnęłam go w ramię - ała! Mówiłem! - parsknęłam śmiechem.
       - Dobra nie gadaj tyle, tylko wychodzimy, pa nick! - to ostatnie co powiedziałam, zamykając za nami drzwi.
       - Właściwie, jakie masz plany na ten wieczór?
       - Oprowadź mnie po Bostonie, opowiedz każdą historię, która ci się tu przytrafiła, opisz każdy dzień spędzony tutaj, pokaż mi każde drzewo, każdy kamień, zobaczymy każdą gwiazdę, której nie widać w Los Angeles - czułam się jakbym była główną bohaterką osiemnastowiecznej książki.
       - No wiesz... nie mam stąd zbyt wiele wspomnień. To znaczy, odkąd mieszkam w Los Angeles, w moim życiu dzieje się o wiele więcej, mieszkając tutaj, byłem licealnym gówniarzem, który nie wiedział, że za parę lat ludzie będą go zaczepiać o zdjęcie.
       - Oh Chris, na pewno nie mogło być tu tak źle i nudno. Opowiedz mi jak wyglądało twoje licealne życie, później cię wyręczę i mogę powiedzieć coś o moim.
       - No dobra, ale nie narzekaj że będzie to coś nudnego. W szkole miałem zawsze dużo znajomych, mieliśmy z Nickiem i Mattem - od samego usłyszenia tego imienia chciało mi się wymiotować, ale mimo tego dalej go słuchałam - paczkę, z którą robiliśmy różne głupoty. Wcale nie wyglądało to jak na tych różnych amerykańskich filmach, to znaczy jedyne co się zgadzało to imprezy. Jako że z nickiem byliśmy dość rozpoznawalni to często zapraszano nas na nie  - zaśmiał się pod nosem. - No a Matt... cóż, on był tym „grzecznym" w naszej trójce. Zawsze myślał, że jest lepszy, bo nie robił tych wszystkich głupstw. Chyba od razu po nim to widać, nie?
       Nie odpowiedziałam i zignorowałam jego pytanie. Wspomnienie o chłopaku wciąż budziło we mnie nieprzyjemne emocje, ale nie chciałam przerywać Chrisowi. Widać było, że opowiadanie o przeszłości sprawia mu ogromną przyjemność.
       - Wiec tak, liceum skupiało się głównie na znajomych, imprezach, sporcie i imponowaniu laska - przyznał z uśmiechem. - I to tyle, serio. Nic spektakularnego. A ty? Jak wyglądało twoje licealne życie?
       Zastanowiłam się przez chwilę, zanim odpowiedziałam.
       - Może cię zaskoczę, ale byłam totalnym przeciwieństwem ciebie, chociaż teraz po mnie tego nie widać. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa, raczej siedziałam w kącie z nosem w książkach. Ludzie uważali mnie za trochę „dziwną", bo zawsze wolałam być sama niż w grupie. Ale wiesz co? Nie przeszkadzało mi to. Lubiłam być w swoim świecie.
       - A teraz? Nadal wolisz być w swoim świecie? – spytał, zerkając na mnie z ciekawością.
       - Teraz... - zawahałam się, bo pytanie wydało mi się trochę zbyt osobiste. - Myślę, że nadal lubię swój świat, ale coraz częściej zapraszam kogoś do niego.
        Chris spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, jakby próbował coś wyczytać z mojej twarzy.
       Na chwilę zapanowała cisza, którą przerywały jedynie nasze kroki na mokrym od deszczu chodniku. Boston nocą miał w sobie coś magicznego.
       - Wiesz, Cassie - odezwał się w końcu - cieszę się, że postanowiłaś jednak zostać. Bez ciebie to miejsce wydawałoby się puste. - przyciągnął mnie do siebie z uśmiechem.
       Nie odpowiedziałam od razu. Czułam, jak ciepło wypełnia mnie od środka. W tamtej chwili zapomniałam o Macie, o przeszłości i o wszystkich nieprzyjemnych sytuacjach. Była tylko ta chwila, ja i Chris.
       Szliśmy przez chwilę w milczeniu, a ja chłonęłam każdy dźwięk i każdy zapach tego miasta. Boston miał w sobie coś innego, coś, czego nie czułam w Los Angeles.
       Może to ta chłodna, wilgotna mgła otulająca wszystko wokół, a może widok starej architektury, która zdawała się pamiętać lepsze czasy? Nie chciałam przerywać tej przyjemnej ciszy, ale jednak coś mnie podkusiło.
       - To miejsce... jest naprawdę wyjątkowe – przyznałam w końcu, spoglądając na Chrisa. – totalnie rozumiem, dlaczego tu wracasz.
       - To trochę jak ze starym zeszytem - odpowiedział, patrząc w dal. - Jest pełen wspomnień, czasem trochę poplamiony, czasem poszarpany, ale nie możesz go wyrzucić, bo wiesz, że coś w nim jest, czaisz?
       Zatrzymałam się, bo jego słowa mnie zaskoczyły.   
       Spojrzałam na niego z nowym zainteresowaniem.
       - Nie spodziewałam się po tobie takiej mowy - zażartowałam, próbując ukryć, jak bardzo to do mnie trafiło. Niewiele osób wie, ale bardzo lubię gdy ktos potrafi się tak wypowiadać.
       - Cóż, mam swoje momenty - uśmiechnął się szeroko. - Ale to prawda. Boston to dla mnie taki stary zeszyt. Pełen wspomnień, nie zawsze miłych, ale część mnie zawsze będzie tu wracać, przeglądając stare kartki, na których zapisany jest każdy moment tutaj.
       Szliśmy dalej, a ja poczułam, jak powoli zaczynam czuć się tu jak w domu. Jakbym zaczynała rozumieć, że to miasto, z jego kamienicami i wąskimi uliczkami, może stać się czymś więcej niż tylko miejscem na mapie.
       - A teraz ty. Powiedz mi coś o swoim „zeszycie" - rzucił nagle Chris, zerkając na mnie z boku.
       - Moim zeszycie? - zapytałam, unosząc brwi.
       - No tak. Każdy ma swoje miejsce, które jest jak ten stary, brudny zeszyt. - uśmiechnął się.
Zastanowiłam się chwilę, zanim odpowiedziałam.
       - Chyba dom moich dziadków - powiedziałam powoli, jakby sama myśl mnie zaskoczyła. - Wiesz, w dzieciństwie spędzałam tam każde lato. Stary, drewniany dom, który zawsze pachniał pieczonym chlebem i skoszona trawą. Właściwie to niewiele się tam działo, ale to było takie moje miejsce. Jakby czas się tam zatrzymywał, albo przynajmniej upływał o wiele wolniej niż w mieście.
       - Brzmi ciekawie, nie powiem, widzę cię na wsi bardziej niż w mieście - powiedział Chris z uśmiechem. - Trochę ci zazdroszczę.
       - A ja tobie - odpowiedziałam bez zastanowienia. - Masz tu tyle wspomnień. Chociaż pewnie niektóre wolałbyś wymazać, prawda? To dlatego nie chciałeś żebyśmy zaczynali ten temat?
       Chris spojrzał na mnie poważnie, jakby w moich słowach odnalazł coś, czego sama nie dostrzegłam.
       - Może i tak - powiedział w końcu. - Ale wiesz, Cassie... nawet te złe wspomnienia są częścią nas. Może to one sprawiają, że wiemy, kim naprawdę jesteśmy.
       - A kim ty tak naprawdę jesteś, Chris? - zapytałam, uśmiechając się z przekorą.
       - Jeszcze nie wiem - odpowiedział zaskakująco szczerze. - Ale może to ty mi pomożesz się tego dowiedzieć.
       Zatrzymałam się i spojrzałam na niego, a w jego oczach zobaczyłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam - szczerość, której się nie spodziewałam. W tamtej chwili Boston przestał być tylko miejscem, a Chris przestał być tylko osobą. Był czymś więcej.
       - Chodźmy zobaczyć te gwiazdy, których nie ma w Los Angeles - powiedziałam cicho, wyciągając rękę w jego stronę i pociągając ją za sobą, kierując się w kierunku, którym noc nas zaprowadzi.
       Szliśmy przez chwilę w ciszy, a jego dłoń w mojej wydawała się czymś... naturalnym?
       Miałam wrażenie, że w tej chwili czas przestał istnieć, a my byliśmy tylko dwojgiem ludzi próbujących odnaleźć swoje miejsce w świecie, który czasem wydawał się zbyt skomplikowany.
       W końcu dotarliśmy do parku, który o tej porze był niemal pusty. Chris zaprowadził mnie na mały wzgórek z widokiem na miasto. W oddali widać było światła Bostonu, migoczące niczym gwiazdy, które chciałam zobaczyć.
       - Skąd wiedziałeś, że będzie tu tak piękny widok na całe miasto?
Usiadłam obok niego, krzyżując nogi.
       - Cassie, spędziłem na tym wzgórzu połowę dzieciństwa - postanowił znowu wrócić do wspomnień. - Hej, Cassie - zaczął po chwili, widząc jak bardzo zainteresowana każdym jego słowem jestem- cieszę się, że mogę cię tu mieć.
       - Mnie? - zaśmiałam się lekko, próbując ukryć emocje, trochę się przy tym rumienić - To tylko przypadek, że tu jestem.
       - Nie wierzę w przypadki - odpowiedział stanowczo.
       Patrzyłam na niego zaskoczona, próbując zrozumieć, co naprawdę miał na myśli. Ale zanim zdążyłam coś powiedzieć, Chris wstał i wyciągnął do mnie rękę.
       - Chodź, muszę ci coś jeszcze pokazać - powiedział.
       - Co takiego? - nie wiedziałam na co się pisze.
       - Zobaczysz - odpowiedział tajemniczo, ciągnąc mnie w stronę ścieżki, pozostawiając mnie w totalnej niewiedzy.
       Nie protestowałam. Może dlatego, że czułam, że to miejsce, ten moment i on – wszystko to było dokładnie tym, czego potrzebowałam.
       Chris poprowadził mnie ścieżką w głąb parku, a tajemniczość w jego zachowaniu zaczęła mnie lekko irytować.
       - Chris, serio. Dokąd mnie prowadzisz? Jak to jest kolejny pomysł w stylu „zobaczmy, co się stanie, jeśli wskoczymy do rzeki" to przysięgam, utopie cię w niej - rzuciłam żartem, ale on tylko spojrzał na mnie z tym swoi uśmieszkiem.
       - Zaufaj mi, Cassie.
       - To jest podejrzanie często używane zdanie w twoim słowniku - zaśmiałam się.
       W końcu dotarliśmy do małego jeziora, a widok od razu mnie oczarował.
       Woda była spokojna, prawie że przeźroczysta. Na brzegu znajdował się pomost, który wyglądał, jakby zaraz miał się zawalić.
       Chris ruszył na jego koniec i zatrzymał się. Byłam lekko przerażona, myśląc że naprawdę może się stać najgorsze, ale w duchu mu zaufałam, przecież doskonale pewnie znał ten most i jego możliwości.
       - No dobra, ładnie - przyznałam, podchodząc bliżej. - Ale co teraz?
       - Teraz zobaczymy, czy moja Cassie potrafi marzyć - odpowiedział tajemniczo, sięgając do kieszeni bluzy. - To latarnia - powiedział w końcu, zapalając świeczkę ukrytą w środku. - Symbol marzeń. Albo przynajmniej tak mówią w tych wszystkich  durnych filmach, które Matt uwielbia oglądać.
       - I co, teraz ją puścimy na wodę? - zapytałam, a on skinął głową.
       - Tylko jest jedna zasada - powiedział, spoglądając na mnie poważnie. - Musisz wypowiedzieć jakieś życzenie. Ale takie prawdziwe, od serca, nie jakieś „chcę mieć piękną willę z basenem" albo „żeby Matt w końcu przestał istnieć".
       - Nie powiem, to drugie brzmi kusząco - mruknęłam, ale przyjęłam latarnię z jego rąk.
       Zastanowiłam się przez chwilę, wpatrując się w płomień świeczki. W końcu westchnęłam i wypowiedziałam coś w myslach. „Chciałabym, żeby ktoś mnie naprawdę rozumiał i pokochał za to, kim jestem."
       - No dobra - powiedziałam, stawiając latarnię na wodzie.
       Unosiła się spokojnie, dryfując w stronę środka jeziora. Obserwowaliśmy ją w ciszy, a ja poczułam, że coś w tej chwili jest... idealne. Ale zanim zdążyłam zanurzyć się w tym uczuciu, Chris odwrócił się do mnie z usmiechem.
       - I co, jakie było to życzenie? - zapytał, zbliżając się na niebezpiecznie bliską odległość.
       - To chyba działa tak, że to moje życzenie, hmm? - odpowiedziałam.
        - No to przynajmniej powiedz, czy to coś o mnie - rzucił, wiedziałam że o to zapyta.
       Spojrzałam na niego i parsknęłam śmiechem, chcąc zignorować ten mały słodki gest.
       - Zdecydowanie nie dam ci tej satysfakcji, Chris.
       - Hmm, szkoda - odpowiedział, robiąc krok w tył.   - Ale wiesz, Cassie...
       Zamilkł na chwilę, jakby nie był pewien, czy chce dokończyć zdanie.
       - No co, jak zacząłeś to już dokończ. Co chciałeś powiedzieć? - zapytałam, przyglądając się mu uważnie.
       - No bo moim życzeniem było, żebyś w końcu mnie pokochała - powiedział trochę nieśmiały.
       Jego słowa mnie zaskoczyły ale jednocześnie poruszyły.
       - Boję się, że twoje życzenie zostało właśnie spełnione - Pochyliłam się do przodu i pocałowałam go
       Nie ruszyłam się. Nie cofnęłam się, choć mogłam. Był ciepły ale też ostrożny. Jakby badał teren, czekając, czy go nie odtrącę.
       Ale ja położyłam tylko dłoń na jego ramieniu, bo potrzebowałam czegoś, co utrzyma mnie w miejscu. 
       Czułam, jak cały świat dookoła nas nagle znika - jezioro, park, chłodne, wieczorne powietrze. Byliśmy tylko my.
       Kiedy w końcu się odsunęłam, spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
       - I teraz możesz sobie dopisać do listy marzeń „Cassie mnie pocałowała" - powiedziałam, jakby to co się przed chwilą wydarzyło, nigdy tak naprawdę się nie stało .
       Chris roześmiał się, kręcąc głową.
       - Może to ty spełniłaś właśnie swoje?
       - Nie licz na to - wbiłam w niego morderczy wzrok.
       Ale kiedy spojrzałam na latarnię, która wciąż unosiła się na wodzie, zrozumiałam, że moje życzenie właśnie się spełniło. Choć wcale nie wiedziałam, że go potrzebowałam.

***

Elooo, jutro znowu mam sprawdzian z biologii i totalnie nie umiem porostów XDD co to jest za gowno w ogóle. Dobra nieważne, łapcie kolejny rozdział, bo coś czuję, że do końca tego tygodnia kolejny się nie pojawi i to jedynie przez szkołę...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 17 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Never be like you - Chris Sturniolo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz