Rozdział 18

518 75 45
                                    

~ Samantha Johnson ~

            Zupełnie przy nim nie myślę. Dałam się namówić na spotkanie... Wiedziałam, że tak będzie, jeżeli dam mu numer. Zamiast go od siebie odsuwać to ja się do niego zbliżam. Nie chcę, żeby cierpiał z mojego powodu. Wycierpiał już swoje przeze mnie te pięć lat temu. Teraz mam dopuścić do czegoś między nami i później opuścić go na zawsze? To musi się skończyć. Dziś jednak nie będę w stanie go skrzywdzić i powiedzieć, że nie możemy się więcej spotykać. Nie chcę go zranić jeszcze mocniej. W końcu zmarł jego dziadek. Dzisiaj potrzebuje pocieszenia. Zastanawiam się tylko dlaczego szuka go u mnie, a nie u Anyi. Nie wydaje mi się, żeby go zignorowała w takiej chwili.

            Weszłam do łazienki i zaczęłam poprawiać moje włosy i makijaż. Przed chwilą leżałam z Harriet na jej łóżku i czytałam jej książkę więc się trochę rozczochrałam. Nie wyjdę przecież w takim stanie do niego. Gdy zadzwonił to praktycznie tyle co wyszłam z pokoju Harriet i zeszłam na dół tylko po szklankę wody, żeby mieć czym popić tabletki.

            Gdy już kończyłam poprawiać makijaż mój telefon wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałam od razu na niego. To był Matt piszący, że już czekają na mnie na dole. Moje serce od razu przyspieszyło na tą wiadomość. Wyszłam z łazienki przez garderobę, żeby móc zgarnąć torebkę. Zabrałam ją i wyszłam z mojej sypialni. Powinnam powiadomić Theodor'a o tym, że wychodzę? Normalnie bym tego nie zrobiła, ale co jak jemu też strzeli wyjść do tej przeklętej Mirabelli? Harriet przecież nie może zostać sama.

            Podeszłam do drzwi jego sypialni i delikatnie zapukałam. Odpowiedziała mi cisza. Cholera, a co jak już wyszedł? Powoli otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Było ciemno, ale dzięki światłu z korytarza mogłam zauważyć, że łóżko jest puste i jego też tutaj nigdzie nie widać. Zamknęłam więc drzwi i zeszłam na dół. Poszłam do jego gabinetu. Skoro nie ma go w sypialni i salonie to musi siedzieć właśnie tam.

            Tym razem nie fatygowałam się z pukaniem i weszłam do środka. Nie pomyliłam się, siedział przy biurku z butelką whisky. Na szczęście jeszcze nie była otwarta więc dopiero co musiał ją wziąć z szafki.

            – Czego chcesz? – Zapytał szorstko.

            – Wychodzę więc nie waż się pić, bo zostajesz sam z Harriet.

            – I gdzie ty się wybierasz o tej godzinie? – Prychnął. – Nigdzie nie wyjdziesz. Spierdoliłaś mi popołudnie to teraz ja spierdolę twój wieczór.

            – Ja cię nie proszę o zgodę Theo tylko ci oznajmiam, że wychodzę.

            Odwróciłam się i zaczęłam wychodzić z jego gabinetu. Usłyszałam, jak podnosi się z fotela i zaczyna iść w moją stronę. Przyspieszyłam moje kroki. Chyba nie zamierza mnie uderzyć?

            – Sam do cholery powiedziałem, że nigdzie nie wyjdziesz! – Krzyknął i złapał mnie za nadgarstek.

            – Puść mnie do cholery! – Próbowałam się wyrwać z jego uścisku. – Dobrze wiesz, że przegiąłeś tym, że chciałeś zabrać Harriet na spotkanie z nią!

            Wyszarpałam się jakimś cudem i popchnęła go, żeby się ode mnie odsunął. Wściekła wyszłam z mieszkania. Na szczęście przestał iść za mną i próbować mnie zatrzymać. Spojrzałam się na moją rękę. Bolała i do tego już zaczynał robić się ślad po tym jego ściśnięciu. Mam tylko nadzieję, że Matt tego nie zauważy, bo nie chcę się mu tłumaczyć. Tym bardziej dzisiaj. To ja mam go wysłuchać, a nie samej mu się żalić na to jak Theo mnie traktuje.

Empire 2 (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz