Siedzę w gabinecie Antoine i czekam, aż Julien skończy składać zeznania. Mój szef siedzi za swoim biurkiem i stuka palcami o blat biurka, wpatrując się w okno i widok na port za nim.
- Gdzie w ogóle jest Laurent? - pytam nagle, przypominając sobie o szefie, z którym powinniśmy mieć dzisiaj spotkanie w południe, które zbliża się minutami, a w ogóle go dzisiaj nie widziałam w tym całym chaosie.
- Wyjechał do Francji z samego rana. Miałem do niego dołączyć gdy skończę wszystko w biurze, ale najwidoczniej przedłuży się to do wieczora.
- Przepraszam, że przeze mnie masz zjebany dzień - mówię, kiedy poczucie winy przejmuje kontrolę nad moim ciałem na myśl o obowiązkach, które przeze mnie ma.
- Sophie, to co się dzieje, to nie twoja wina. Przestań się zadręczyć.
- Straciłeś dzisiaj pracownika i mój cały gabinet jest do remontu. Jak możesz mówić, że to nie jest moja wina? - unoszę się i patrzę na niego, kiedy jego wzrok również jest we mnie wpatrzony. Marszczy brwi, jakby był zniecierpliwiony albo zezłoszczony moją odpowiedzią.
- Julien i tak był do wyrzucenia. Powinienem ci dziękować, że dostałem dobry powód.
- Tak w zasadzie to czemu nie zwolniłeś go za pierwszym razem? Gdy zepsuł wszystko w Belgii?
- Już ci coś mówiłem we Włoszech. Czasem naprawdę wierzę w drugie szanse - kącik jego ust idzie do góry, a ja myślami wracam do tej intymnej rozmowy, gdy wspomniał o tym w moim przypadku.
- Myślałam, że jest z tobą spokrewniony i dlatego tak mocno go tutaj trzymasz.
- Broń Boże... - odpowiada niemal od razu i podchodzi do okna. - Masz papierosa?
Kiwam głową i podaję mu paczkę, którą mam w torebce. Musiałam ją zabrać z gabinetu, po tym jak policjanci chcieli zabezpieczyć wszystko co znalazło się, gdy tylko dotarłam do biura.
Antoine wyciąga w moim kierunku prawie pełną paczkę i częstuje mnie moim nabytkiem, co wydaje mi się zabawne i się uśmiecham. Otwiera okno w swoim gabinecie i odpala swojego papierosa, zapalniczką, którą również ode mnie wcześniej otrzymał z papierosami. Naśladuję jego ruchy i dmucham nikotyną w otwartą przestrzeń na zewnątrz.
- Jak myślisz, jak długo to może jeszcze potrwać? - pytam delektując się nikotyną.
- Możesz w to nie wierzyć, ale nie mam doświadczenia z takimi gównianymi sprawami, więc można powiedzieć, że dostarczasz mi także rozrywki i budujesz moje doświadczenie - puszcza do mnie oczko.
- Naprawdę jesteś w porządku, Antoine. Dziękuje za dzisiaj, że tak się za mną wstawiłeś - z tymi słowami po raz kolejny się zaciągam, a on patrzy prosto w moje oczy i robi to samo.
- Jesteś moją pracownicą, oczywiście, że będę się za tobą wstawiał.
- To miłe.
Nie odzywamy się już do siebie, nie musimy. Między nami też nie panuje jakaś niezręczna cisza. Każdy z nas zajmuje się paleniem i swoimi myślami, chociaż w mojej głowie jest jeden wielki chaos i zajmie mi jeszcze dużo czasu, zanim zdążę sobie wszystko poukładać, ale słowo się rzekło. Powiedziałam policjantom wszystko. Zaczęłam od pobytu w szpitalu pięć lat temu, a skończyłam na odkryciu złych leków, które przez niego spożywałam. Wspomniałam też o Charlesie, który założył sprawę przeciwko Theo, ale bez znania szczegółów. I nie zapomniałam o spotkaniu go na imprezie, co zostało pominięte przeze mnie przy sprawdzaniu listy gości, co trochę uznali za bezmyślne z mojej strony i boję się, że tym zachowaniem stracę u nich jakąkolwiek wiarygodność. O ile w ogóle tam było, bo przecież Julien mógł wpisać po prostu nazwę "Osoba towarzysząca", a miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie niż sprawdzanie tych danych w laptopie.
CZYTASZ
Now I remember | F1 | #2
FanfictionSophie odnalazła w Paryżu wszystko, czego od dawna szukała: spokój, bezpieczeństwo i szczęście, które było od niej odbierane przez ostatni czas. Otworzyła się ponownie na ludzi, uporządkowała bałagan w swojej głowie i ruszyła do przodu z nową energi...