Rozdział 2.

275 27 2
                                    

Kiedy tylko kończę rozmawiać przez telefon, przekazuję informację przyjaciółce i niemal biegiem ruszamy do naszego mieszkania, zostawiając banknoty za zamówienie na stole. Pakuję się, starając się pamiętać o najważniejszych rzeczach, jednak nie było to łatwe, kiedy w głowie cały czas mam słowa pielęgniarki, że Beatrice jest w szpitalu i liczy się czas, więc przez to wrzucam do walizki wszystko co mam tylko pod ręką. W tym samym czasie Kika sprawdza loty do Nicei, skąd mogę jak najszybciej dostać się do Monako.

Strach przeszywa moje ciało, bo cały czas boję się, że jest za późno i jestem na siebie zła, że nie widziałam jej od roku. Mimo rozmowy wczoraj wieczorem, zdaję sobie sprawę jak bardzo jej na tym zależy. Mimo tego ignorowałam jej prośby, starając się wynagrodzić ten czas przez telefon. I na marne, bo choć słyszałam jej śmiech, widziałam jej twarz na kamerze, to nie mogłam poczuć jej uścisku, wypróbować jej niesamowitej kuchni i złapać za rękę, mówiąc, że cieszę się, że ją mam. Teraz mam tylko nadzieję, że zdążę na czas.

Była silna, zawsze to pokazywała i nigdy nie miałam wątpliwości, jednak nie mogłam ukryć tego, że miała już swoje lata i choroby występowały częściej niż wcześniej. To mnie przeraża, ponieważ miałyśmy mało czasu na nadrobienie zaległości, a teraz mogło go całkowicie zabraknąć.

- Masz lot za półtorej godziny, udało mi się kupić bilet. Podaj mi tylko numer dowodu to zrobię od razu odprawę - Kika opiera się o framugę drzwi do mojej sypialni, wpatrując się w telefon. 

- Weź z portfela. Torebka jest na łóżku - wskazuję na przedmiot i ruszam do łazienki, aby spakować kosmetyki. Pakuję do wielkiej kosmetyczki wszystko, co powinno się przydać do minimalnej pielęgnacji, wrzucam szczoteczkę do zębów i zamykam wszystko, a kosmetyczkę wkładam do wielkiej walizki. Nie przejmując się przyjaciółką, zmieniam sukienkę na czarne, luźne spodnie, które sięgały do ziemi i przez głowę ubieram szarą, krótszą bluzę z kapturem. Podchodzę znów do walizki, którą zamykam i kładę na ziemi.

- Zrobione - słyszę głos przyjaciółki. - Prześlę ci wszystko na maila.

- Dziękuje ci bardzo. Jestem potwornie wdzięczna - podchodzę do niej i mocno ją do siebie przytulam, ale od razu się odsuwam, wiedząc, że nie mam zbyt wiele czasu.

- Zawsze do usług. Taksówka też już czeka i koniecznie daj mi znać jak dolecisz, żebym się nie martwiła, okej? - spogląda na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami.

- Dobrze, napiszę od razu jak wyląduje - odpowiadam i sięgam po rączkę walizki, ciągnąć ją za sobą do korytarza. Zakładam swoje białe adidasy, przytulam jeszcze raz Kikę na pożegnanie i wybiegam z mieszkania.

Nie mam zbyt wiele czasu i tak naprawdę gdy znajduję się na lotnisku, ledwo zdążam, aby przejść przez bramki, bo dosłownie stewardessa wywołuje ostatnie osoby na pokład. Lekko zmachana wbiegam na pokład, znajduję swoje miejsce i dopiero gdy ledwo oddychając siadam na miejscu, wyciągam telefon z torby.

Sprawdzam powiadomienia, ale nie dostaję kolejnego telefonu ze szpitala, a to dobry znak. Ignoruję pozostałe wiadomości, między innymi od Lando i zdjęcie od Daniela, bo nie jestem w stanie teraz z nimi porozmawiać normalnie. Nie, kiedy w głowie szalej czarne myśli.

I pojawia się kolejny strach.

Minął rok, odkąd ostatni raz byłam w Monako. W tym czasie wszystko się zmieniło, a ja sama przeszłam największą przemianę. Spędziłam w tym mieście całe życie. Jako dziecko byłam nieśmiałą dziewczynką, która bała się wychylać zza ramienia rodziców. W wieku nastoletnim byłam zagubiona, a po śmierci taty, nie mogłam sobie poradzić ze stratą, ale znalazłam ukojenie w spotkaniach z chłopakiem. I nie tylko, bo również walczyłam o przetrwanie, czy mama jest w stanie zapewnić jakikolwiek posiłek czy może wyda wszystkie oszczędności na używki. Wtedy nauczyłam się być samolubną, ale też przestałam ufać komukolwiek. Po wypadku ta część mnie pozostała, ale dzięki Theo, stałam się silną, pewną siebie dziewczyną, która wie czego chce, mimo że zostały mi odebrane wszystkie wspomnienia i poprzednie życie. Lubiłam tę wersję siebie, choć dzisiaj uważałam, że była mocno podkoloryzowana przez mojego byłego narzeczonego. Nie ja ją stworzyłam. Potem przeszłam znów przez moment załamania i rozkruszyłam się na kawałki, kończąc relację z Charlesem, decydującą o przeprowadzce do Paryża. Teraz wracałam jako całkiem inna osoba. Odnalazłam siebie, nie byłam już tą niewinną, nieśmiałą dziewczynką, ale pewną siebie Sophie, która wie czego chce, która uporządkowała sobie bałagan w głowie i była w stanie walczyć o swoje.

Now I remember | F1 | #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz