Rozdział 5.

271 20 1
                                    

Gdy czekamy na lot, specjalnie wchodzę na jego Instagram, aby zobaczyć co opublikował. I znajduję to czego szukałam. Nowe story, w którym widzę przekierowanie do Spotify i jego nowej piosenki. Nie dodaje niczego od siebie, nie komentuje, dlaczego teraz, ani nawet nie zachęca pozostałych do odsłuchania. Dobrze wie, że wszyscy to zrobią. Jednak chcę zrobić więcej. Zabawić się w jego grę, jak on to zrobił wczoraj. Nie wahając się dłużej, klikam "także obserwuj" na jego profilu i niemal natychmiast zablokowuje telefon i odrzucam na swoje kolana, jakby mnie conajmniej parzył.

Czuję się jak nastolatka, która wysyła ryzykowną wiadomość do chłopaka, który jej się podoba i boi się odpowiedzi. Choć w ogóle się z tym nie utożsamiam, bo jedyne co chcę osiągnąć to, aby wiedział, że wiem. Żeby był świadomy, że przesłuchałam, widziałam i został zauważony.

Pragnę jego atencji, ale jeszcze nie potrafię zrozumieć dlaczego.

- Hej, musimy iść do bramek - słyszę nad głową. Daniel stoi nade mną w klasycznej, beżowej czapce Ralpha na głowie, spod której wystają pojedyncze loki. Wstaję ze swojego miejsca i uśmiecham się do niego delikatnie. Biorę swoją podręczną walizkę oraz wielką, czarną torbę, które ciągnę za sobą i ruszam za nim.

Większość ludzi wchodzi już do samolotu, więc sprawie podchodzimy do obsługi, która sprawdza nasze dowody oraz karty pokładowe. Przechodzimy korytarzem do samolotu, odnajdujemy swoje miejsca i gdy tylko Daniel bierze ode mnie walizkę oraz torbę, wkładając do luku bagażowego, siada obok mnie.

- Stresujesz się? - pytam, aby oderwać myśli. Ostatni pasażerowie wsiedli na pokład i stewardessa zaczyna nas witać oficjalnie na locie do Belgii, ale myślami jestem daleko. Przy brunecie, który zapewne już wchodzi na padok, i właśnie od niego potrzebuję uciec.

- Tak, nadal nie wiem w jaki sposób to zrobią - odpowiada mój przyjaciel, zapinając pasy.

- Tym razem nie jesteś po tej złej stronie. Pamiętaj, że nie tylko ty na to czekałeś, ale twoi fani również i na pewno się ucieszą - staram się go pocieszyć, patrząc prosto w jego oczy. 

Samolot zaczyna wycofywać, a stewardessa przechodzi do tłumaczenia zasad bezpieczeństwa, ale my z Danielem skupiamy się na rozmowie między nami.

- Niby tak, ale jednak czuję się źle przez Nycka. Nie zrobił nic złego - widzę w jego oczach skruchę. Nigdy taki nie był, nie cieszył się z nieszczęścia innych i zrobiłby wszystko, aby przyjąć na siebie każdą winę, byle tylko reszta nie dostała po głowie. Nie raz zauważyłam, gdy podczas wyścigu działo się coś na jego niekorzyść, zawsze brał winę na siebie, nie dopuszczając do siebie nawet myśli, że ktokolwiek z jego teamu bądź inny kierowca mogli zawinić. Chyba że chodziło o jednego z kierowców, z którym kiedyś miał nieprzyjemną kolizję, wtedy jego zwykle dobre serce przemieniało się w morze przekleństw.

- Wszyscy będą o tym wiedzieć, Daniel. Naprawdę. To nie jest twoja decyzja, nie ty kazałeś go wyrzucić i ludzie też zdają sobie z tego sprawę - łapię jego dłoń i oplatam swoje palce wokół jego, aby dodać mu otuchy.

- Nie wiem nawet co mam powiedzieć przed kamerami. Jakieś rady dziennikarskie, co najlepiej wypadnie medialnie?

- Nie miałeś z tego jakieś szkolenia? - samolot zaczyna unosić się w powietrze i choć przez chwilę czuję się nieprzyjemnie, bo nienawidzę startu, ale zaangażowanie w rozmowę znacznie pomagało.

- Miałem od tego ludzi, ale wszystkich musiałem zwolnić, bo mój budżet został mocno ograniczony - odpowiada i uśmiecha się delikatnie. Nie puszcza mojej dłoni, więc zaczynam kciukiem gładzić wierzch jego dłoni.

- Nadal masz menadżera. 

- Mogę mieć dwóch. Oficjalnego i nieoficjalnego - puszcza mi oczko, na co krótko się śmieję. 

Now I remember | F1 | #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz