Budzę się z potężnym bólem głowy. Czuję się okropnie, ale nie jestem zaskoczona. Dawno nie płakałam tak mocno jak wczoraj, chcąc wszystko z siebie wyrzucić.
Mimo, że obiecałam Danielowi, że do niego zadzwonię, napisałam tylko krótką wiadomość, że jestem bardzo zmęczona i idę spać. Zrozumiał, jak zawsze. Za to go uwielbiam, że dobrze wie, kiedy zostawić mnie samą i nie naciskać. Możliwe też, że po prostu domyślił się, że widziałam Charlesa.
Wychodzę z łóżka i odsłaniam zasłony, wpuszczając do pomieszczenia pierwsze promienie słoneczne. Jest koniec lipca, więc już od wczesnych godzin porannych jest gorąco, a na niebie nie pojawia się ani jedna chmura. Otwieram okno, aby wpuścić trochę świeżego powietrza i przechodzę do łazienki, aby załatwić swoje potrzeby i myję twarz po ciężkiej nocy.
Nakładam kilka kremów, ale żaden nie jest w stanie poprawić stanu mojej opuchniętej twarzy, więc maluję się od razu korektorem i nakładam róż na policzki. Wychodzę z łazienki i otwieram walizkę. Znajduję pierwszą, lepszą białą sukienkę na krótki rękaw, która sięga mi do połowy uda i zakładam na siebie, wcześniej dobierając bieliznę, która nie będzie mi prześwitywać. Mam potrzebę, aby wyglądać lepiej niż poprzedniego wieczoru. Z tyłu głowy mam myśl, że nie czuję się dobrze i pewnie przy dziewczynie w apartamencie Charlesa i choć dziś nie chciałam ich nie spotkać, dla samej podświadomości wolę włożyć więcej trudu w lepsze ubranie.
Przechodzę do kuchni i od razu robię kawę z mlekiem owsianym, które nadal czeka w jednej z szafek. Uśmiecham się, bo to miłe, że pomimo niemieszkania tutaj rok czasu, Daniel nadal pamięta co lubię.
Nie myślę o śniadaniu, nie jestem w stanie, choć wiem, że to gwóźdź do trumny. Przez ostatni czas naprawdę poprawiłam swoje relacje z jedzeniem i dbałam o każdy posiłek. Nawet gdy byłam w biegu, miałam pod ręką zdrową, pożywną przekąskę, aby znów nie doprowadzić się do stanu sprzed roku. Jednak dzisiaj to ostatnia rzecz o jakiej myślę. Mój żołądek jest skręcony w supeł od nadmiaru emocji z poprzedniego dnia i nie jestem w stanie niczego przełknąć.
Wrzucam to małej torebki portfel, błyszczyk który musiała mi włożyć Kika, bo należy do jej ulubionych i telefon, wcześniej sprawdzając godzinę. Zbliża się ósma, więc chcę szybko załatwić wizytę w biurze i od razu iść do Beatrice.
Nadal mam do wysłania artykuł o nadchodzącym stylu podczas rozpoczęcia roku akademickiego i zapamiętuję, aby się tym zająć pod wieczór.
Wychodzę z mieszkania, upewniając się, że na pewno zamykam drzwi i wrzucam te nieszczęsne klucze do torebki.
W windzie robię szybkie zdjęcie w lustrze w całej okazałości, zakrywając trochę twarz i moją opuchliznę i w między czasie wrzucam relację na Instagramie, bez żadnego oznaczenia czy napisu. Chcę podbudować swoją pewność siebie.
I zwrócić uwagę, że nie zawsze wyglądam tak źle jak wczorajszego wieczoru.
Może robię źle, nie powinnam się przejmować jego opinią czy szukać atencji, tym bardziej, że mnie zablokował i nie widział ani jednej relacji od ponad sześciu miesięcy, ale drugi głos w głowie działa za mnie. Zawsze jest jakaś nadzieja.
Wychodzę na zewnątrz i od razu kieruję się do biura. W międzyczasie wyciągam telefon i dzwonię do Kiki.
- No w końcu, dziewczyno! Już sprawdzałam wiadomości o katastrofach lotniczych, czy nic ci się nie stało! - słyszę od razu, gdy odbiera telefon. Nadal ma trochę zachrypnięty i zaspany głos.
- Wiem, przepraszam, ale wczoraj był szalony dzień i rzuciłam telefon w kąt - idę ulicą Monako, gdzie zbiera się coraz więcej osób, a gdzieniegdzie można już zauważyć turystów, którzy robią zdjęcia wszystkiego co ich otacza.
CZYTASZ
Now I remember | F1 | #2
FanfictionSophie odnalazła w Paryżu wszystko, czego od dawna szukała: spokój, bezpieczeństwo i szczęście, które było od niej odbierane przez ostatni czas. Otworzyła się ponownie na ludzi, uporządkowała bałagan w swojej głowie i ruszyła do przodu z nową energi...