MARZEC
NATALIA
Śnieg odpuścił, a przyroda budziła się do życia. Pierwsze drzewa zaczęły zawiązywać pąki, a ptaki swoim śpiewem przywoływały wiosnę, której już wszyscy wyczekiwali. Plamą na tym sielskim obrazku było wszędobylskie błoto. Ciężko się w nim biegało, ale dla chcącego nic trudnego. Było już po dwudziestej, kiedy wracałam z przebieżki i zobaczyłam, coś czego miałam nadzieję nie zobaczyć nigdy. W oknie tej małej dziewczynki paliła się cholerna lampka wróżki. Co ja mam teraz zrobić?
Ruszyłam w stronę furtki, ale tym razem była zamknięta. Bez trudu przeskoczyłam na drugą stronę, mając nadzieję, że mój osobisty osiedlowy monitoring, w postaci Bożeny, nie odnotuje mojego wybryku.
Nie kwapiłam się z pukaniem lub dzwonieniem, tylko weszłam jak do siebie. W środku było ze trzydzieści osób i znowu toczyła się regularna impreza. Ponownie nikt nie zauważył mojego pojawienia się, mogłabym powiedzieć, że wtopiłam się w tłum. Ruszyłam schodami do pokoju małej. Muszę ją w końcu zapytać jak ma na imię, pomyślałam w duchu. Lekko zapukałam do drzwi. Usłyszałam cichutkie zaproszenie. Zdjęłam czapkę, a ubłocone buty zostawiłam przed drzwiami.
- Cześć księżniczko - powiedziałam łagodnie.
Jej oczy się rozpromieniły.
- Przyszłaś! - pisnęła.
- Zawołałaś mnie i oto jestem. - Okręciłam się wokół własnej osi prezentując się w całej okazałości.
- A dlaczego nie masz sukienki i skrzydeł?
Myśl Natalia, myśl.
- Eee... bo akurat poszłam pobiegać, a sukienka i skrzydła mogą się zabrudził od błota - powiedziałam, dusząc swój śmiech w zarodku.
- Aaa, OK. Poczytasz mi?
Bez problemu uwierzyła w moją naciąganą historyjkę.
- Oczywiście, ale najpierw przypomnij mi swoje imię.
- Lucy, mam na imię Lucy.
Bardzo oryginalnie jak na polskie standardy, pomyślałam.
Znowu zasnęła w trakcie czytania. Miałam złudną nadzieję, że to będzie jednorazowa akcja, ale myliłam się, i to bardzo. Przez kolejny tydzień spędzałam z Lucy każdy wieczór. Pocieszające było to, że zasypiała coraz szybciej. Postanowiłam, że jak tylko wróci jej ojciec, to muszę z nim porozmawiać. To dziecko nie mogło tak funkcjonować. Czy ja się zaczynałam do niej przywiązywać? Natalia, weź się ogarnij! Żadnych dzieci! Matura, studia medyczne, kariera chirurga, jasno wytyczone cele. Tego się trzymaj! Nie miałam miejsca na dzieci i to jeszcze cudze!
ROBERT
Finalizowanie kontraktu z Japończykami kosztował mnie sporo czasu i energii. Ostatni tydzień spędziłem podróżując do, po i z Japonii, dopinając ostatnie szczegóły. Ze względu na różnice czasowe, nie miałem nawet za bardzo możliwości porozmawiać z Lucy. A tak bardzo za nią tęskniłem.
Wracałem już dzisiaj. Jeszcze trzy godziny i będę w domu. Kilka kolejnych dni miałem zamiar poświęcić tylko córce.
Wiosna była już w pełni. Kiedy podjeżdżałem pod dom, prażyło słońce. Lucy z babcią sadziły coś w malutkich doniczkach, a Klaudia wylegiwała się na leżaku. Rodzina jak z obrazka, pomyślałem. Szkoda, że nie było tak w rzeczywistości.
- Tata! - Usłyszałem przez okno podjeżdżając do garażu.
Bogna przytuliła Lucy do kolan, żeby mała nie wbiegła pod samochód. Wyłączyłem silnik i otworzyłem drzwi, za którymi czekały już umorusane ziemią rączki, zarzucające mi się na szyję.

CZYTASZ
(Nie)gotowa na romans
RomancePoznali się, zakochali i żyli długo i szczęśliwie? O nie, to nie w tej książce! Nie dość że będą musieli pokonać przeciwności losu i Ryśka, różnicę wieku to jeszcze sami będą rzucać sobie kłody pod nogi. Czy ten związek ma szansę się udać? A może le...