Sam i Dean porządnie porozmawiali.
Oczyścili atmosferę, powiedzieli sobie szczerze to i owo, aż w końcu pogodzili się.
Zawsze jakoś się godzili.
I zawsze później to świętowali.
Wybrali losowy bar niedaleko hotelu, a cała reszta to historia okraszona litrami jasnego piwa.
Kiedy blat zdobiło już kilka pustych kufli, Dean poklepał po ramieniu brata.
— Naprawdę, stary, przepraszam. Powinienem był to z tobą najpierw obgadać. Albo chociaż zadzwonić. Cokolwiek. Byle nie to, co odwaliłem — starszy Winchester czuł, jak pod powiekami zbierają mu się łzy, dlatego zamrugał szybko. — Za szybko robię i za mało myślę. Idiota — dodał do siebie pod nosem.
Sam odetchnął głęboko.
— Słuchaj, wiem, że zawsze masz dobre intencje. Robisz to, co uważasz, że musisz. Po prostu... następnym razem ustalmy jasno plan działania.
Przez chwilę Dean wpatrywał się w dno kolejnego kufla, zanim poprosił kelnerkę o kolejne. Mimo że przestał zachowywać się zgrabnie jakieś trzy piwa temu, dziewczyna wciąż robiła do niego maślane oczy.
Biedactwo.
— Nie wiedziałem, że tak dużo łączyło cię z Nicole.
Sam uśmiechnął się z nostalgią.
— Oczywiście, że tak. Byliśmy razem na balu maturalnym.
— Okej, no i?
Młodszy mężczyzna bezczelnie przewrócił oczami.
— No tak, zapomniałem, że ty nie poszedłeś na swój bal.
Czas balu maturalnego Deana był... skomplikowany. Coraz mniej chodził do liceum, coraz więcej czasu spędzał na polowaniach z ojcem.
Wtedy jego reputacja też pokrzyżowała mu plany.
Kim, najpopularniejsza dziewczyna w szkole, z którą Dean był na dwóch randkach, przyłapała go na obściskiwaniu się z jakąś laską z klasy niżej. W mgnieniu oka wszyscy odwrócili się od Winchestera, a jego duma nie pozwalała mu ponownie skomleć o to, by ktoś poszedł z nim na jakiś głupi bal, na którym tak naprawdę nigdy mu nie zależało.
— No wiesz, byliśmy na kilku randkach wcześniej, ale... bal maturalny to... wyjątkowa noc dla nastolatków — tłumaczył Sam.
— Bo światełka w przystrojonej sali gimnastycznej sprawiają, że twoje oczy błyszczą jeszcze piękniej? Dlaczego "wyjątkowa"?
Młodszy Winchester obdarzył starszego jednego ze swoją najbardziej suczych min.
— Bo pożyczają od rodziców samochody, jadą na całonocną imprezę, czasem piją. Czują się jak dorośli.
Dean czuł, że alkohol znacznie utrudniał stykanie się drucików w jego mózgu.
— Czekaj, czy to oznacza... — stłumił czkawkę — że coś wtedy zaszło między tobą a Nicole? Czy Nicole zabrała ci twojego kwiatuszka? Zdeflorowała mojego małego braciszka? Hę?
Sam uśmiechnął się ze zmęczeniem.
— Mówiłem ci, że łączyło nas coś głębokiego.
— No to stary, opowiadaj! Jak było? Gdzie ją zabrałeś? Tylko nie mów, że to się stało w mojej Dziecince — Dean głośno wciągnął powietrze.
— Nie, chociaż było to kuszące — zażartował Sam. — Pojechaliśmy na wzgórza za miastem. Tam był taki świetny punkt na polanie. Widać było całe miasto. A więc rozłożyłem tam przygotowany wcześniej koc...
— Sammy, ty psie na baby! Moja szkoła! — Dean zaśmiał się głośno. — Mam nadzieję, że zabezpieczyłeś się też w inny sposób.
— Oczywiście.
Na moment przy stoliku znowu ucichło.
— A więc? — dopytywał Dean. — Rozłożyłeś kocyk, położyliście się na nim i? Kto zrobił pierwszy ruch?
Sam żachnął się, rozpryskując dookoła drobne kropelki piwa.
— Nie będę ci opowiadał o moim pierwszym razie!
— No dawaj, ja ci opowiem o moim!
— Nie, fuj! — widząc, jak brat lekko oklapł, Sam dodał: — Po prostu miło spędziliśmy noc.
— Chyba raczej kolejne dwie minuty.
— Hej!
— No co? — Dean wzruszył ramionami. — Żaden pierwszy raz nie jest maratonem. To nic wielkiego.
— Nicole miała już go za sobą, więc nie było jakoś okropnie — powiedział Sam ciszej.
Dean przez chwilę myślał, czy powinien podzielić się tym czymś z bratem.
Powinien! Przecież teraz znowu się przyjaźnią!
— Jakiś czas temu miałem taką sytuację — zaczął konspiracyjnym szeptem. — Pierwszy raz.
Sam spojrzał na niego, wykrzywiając usta.
— Dean, ile ona miała lat?
— Co?
— Błagam, powiedz, że chociaż dwadzieścia pięć.
— Ale... aaaa — niemal roześmiał się, kiedy zrozumiał swój błąd. — Tak, nie musisz przejmować się wiekiem. Wszystko legalnie, z pełną, świadomą zgodą.
Machnął znowu na kelnerkę, chociaż pewnie powinien już przestać. Słowa dosłownie wylewały się z niego.
— Znasz mnie, jestem... ż... d.. dżentel... menemen — kontynuował, a Sam skręcał się ze śmiechu na kanapie obok. — Byłem bardzo ostrożny i delikatny, ale... niepotrzebnie.
— Nie wątpię.
— Kurwa, to było... niesamowite. Bez trzymanki. — Kufel wypełniony po same brzegi zakołysał się w dłoni Deana. — Myślałem, że nic mnie już w seksie nie zdziwi, ale... matko przenajświętsza.
— Naprawdę? — zdziwił się Sam. — Z dziewicą?
— O tak. Najlepsze pieprzenie ever — starszy Winchester uderzył się pięścią w pierś. — I to nie ze względu na jakieś zawstydzenie, nie. Całkiem odwrotnie. Po prostu... pomysłowość i... gotowość i... brak jakichkolwiek zahamowań i...
— Dean, chyba już mi wystarczy.
—... i zaufanie, jakim mnie darzy, jako partnera. Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego.
Nie obchodziła go zniesmaczona mina Sama.
Deanowi świetnie układało się w łóżku i musiał komuś o tym powiedzieć.
— Jest elastyczn...
— Tak, Dean, to niesamowite, co może ludzkie ciało — młodszy łowca ukrócił jego wypowiedź.
— Czekaj, "ludzkie"? — przez chwilę nie rozumiał, o czym mówi Sam, aż w końcu roześmiał się głośno.
— Taaa, tobie też chyba już wystarczy. Chodź, casanovo, zapłacę i przejdziemy się do hotelu.
— I kto tu jest casanovą, co? — dał bratu kuksańca, po czym zwrócił się do wystawiającej rachunek kelnerki: — Nicole zabrała mu dziewictwo! Sammy, tak się cieszę, żę znowu rozmawiamy. Brakowało mi ciebie. Naprawdę, stary.
— Wiem, Dean. Mi ciebie też. A teraz chodźmy. Przed nami niecała mila, co na pijanych nogach brzmi jak drugi koniec świata.

CZYTASZ
Reputacja | Destiel
FanfictionDean jest hedonistą na wskroś: żyje dla dreszczyku kolejnych polowań, dobrej whisky, niezdrowego żarcia i seksu. Gdy nowa obsesja utrudnia mu dotychczasowy styl życia, Dean nie spodziewa się, że wkrótce znajdzie jeszcze większą przyjemność.