Rozdział 7: Sojusz w Ciemności

6 5 0
                                    


Perspektywa Jamesa – kilka minut wcześniej

Powietrze przed Bramą było ciężkie i naładowane energią, jakby cała Dolina Zmierzchu trzymała oddech w oczekiwaniu na to, co miało się wydarzyć. James stał nieruchomo obok Benicia, obaj czuli narastające napięcie. Mrok otaczający Bramę wydawał się pulsować, poruszając się niczym żywy organizm, jakby wyczekiwał nadciągającego niebezpieczeństwa. Mia była w środku, stawiając czoło mrokom własnej przeszłości, podczas gdy oni musieli bronić wejścia.

James miał złe przeczucia, które tylko rosły, gdy nagle usłyszał ciche kroki, pełne niepokojącej, złowrogiej precyzji. Z mroku wyłonili się wyznawcy Kerama – tajemniczy, spowici w czarne płaszcze, które wydawały się wtapiać w ciemność, tak że ich sylwetki były niemal niewidoczne. Byli to mistrzowie manipulacji cieniem, mroczni wojownicy wyszkoleni do pełnej kontroli nad iluzjami i magią ciemności. Ich obecność tutaj mogła oznaczać tylko jedno: nie zamierzali pozwolić Mii ukończyć tej próby. Dla nich była nie tylko zagrożeniem, ale i żywym dowodem, że wola Kerama nie jest niezłomna.

James poczuł, jak jego serce przyspiesza, ale nie ze strachu – z determinacji. Musiał zrobić wszystko, by powstrzymać tych wyznawców, by Mia miała szansę ukończyć swoją próbę. Spojrzał na Benicia, który miał twarz pełną skupienia, a w oczach – zacięty błysk.

– Są ich całe zastępy – powiedział cicho James, mocno zaciskając rękojeść miecza.

Benicio, bez słowa, uniósł ręce, a na jego dłoniach pojawiła się złocista poświata, rozświetlając mrok wokół. Jego magia emanowała silnym światłem, tworząc barierę ochronną wokół nich. Słabe promienie księżyca przemykały przez gałęzie drzew, odbijając się od ostrza Jamesa, które lśniło jak nigdy dotąd, gotowe do walki.

Pierwszy wyznawca wyszedł naprzód, poruszając się niemal bezszelestnie, jakby był cieniem, który materializuje się i znika. James wziął głęboki oddech i zaszedł go od lewej, unosząc miecz w pełnym napięcia geście. Ich oczy spotkały się, a James poczuł chłód przejmujący ciało, gdy wroga magia próbowała przeniknąć jego myśli. Uderzył szybko i precyzyjnie, jednak wyznawca rozpłynął się jak cień, umykając jego ostrzu, które tylko przebiło mglistą iluzję.

Wtedy Benicio zareagował, wysyłając w stronę przeciwnika falę jasnej, złotej energii. Wyznawca syknął, gdy światło przecięło jego cień, niszcząc iluzję i odsłaniając jego prawdziwą postać. James nie zmarnował okazji – błyskawicznie doskoczył do wroga, wymierzając mu szybki, precyzyjny cios, który powalił go na ziemię.

To była jednak tylko pierwsza potyczka. Wokół zaczęli pojawiać się kolejni wyznawcy, tworząc krąg wokół Jamesa i Benicia. Było ich zbyt wielu, każdy wyposażony w umiejętności, które czyniły ich potężnymi przeciwnikami. Ci wojownicy doskonale znali swoje miejsce w tej ciemności; wiedzieli, jak unikać światła, jak poruszać się w mroku, by ich obecność była niemal niezauważalna. James zdawał sobie sprawę, że zwykła siła i umiejętności walki mogą nie wystarczyć. To była walka z cieniem, a oni musieli znaleźć sposób, by wykorzystać światło do przewagi.

– Nie możemy walczyć tylko na siłę – powiedział szybko James, osłaniając się przed kolejnym atakiem i robiąc unik przed cienistą iluzją, która próbowała zmaterializować się za jego plecami.

Benicio skinął głową, a na jego twarzy malowała się pełna determinacja. Podniósł ręce i rozpoczął recytację starożytnego zaklęcia, które miało moc wywabiania mroku z ukrycia. Złote światło rozbłysło wokół nich jaśniej niż wcześniej, a wyznawcy wycofali się na moment, oszołomieni niespodziewaną jasnością. Benicio podszedł bliżej do Jamesa, a jego poświata rozciągała się, tworząc coś na kształt ochronnej kopuły.

– Jeśli nie odciągniemy ich od wejścia, mogą zaatakować Mię, gdy tylko wyjdzie – stwierdził Benicio z determinacją. – Musimy wyprowadzić ich dalej, z dala od Bramy.

– Masz rację – odpowiedział James, analizując ich sytuację. Musieli działać szybko i zdecydowanie. Być może wyznawcy posiadali umiejętność walki w cieniu, ale w końcu i oni musieli się zmęczyć. James podjął ryzyko, przyciągając uwagę przeciwników, uderzając ich tam, gdzie mogli się tego najmniej spodziewać. Gdy któryś z wyznawców próbował się zbliżyć, James atakował, a Benicio rzucał zaklęcia świetlne, odpychając ich w tył.

Mimo ich zażartej walki i precyzyjnych działań, wyznawcy nie dawali za wygraną. Po każdym upadłym, pojawiali się następni, niemal jakby czerpali siłę z mroku otaczającego Bramę. Każdy cios Jamesa był szybki i wyważony, ale przeciwnicy zdawali się przenikać przez ich obronę, zmieniając taktyki w sposób nieprzewidywalny i niemalże nieludzki. Jeden z wyznawców rzucił się na Jamesa, chwytając go za ramię, a jego zimny dotyk przeszył ciało Jamesa aż po kości. Cienie zaczęły się wokół niego zagęszczać, jakby chciały go pochłonąć.

Benicio, widząc to, szybko zareagował. Uniósł dłonie i posłał strumień złotej magii prosto na Jamesa, osłabiając chwyt wyznawcy. James poczuł, jak otaczające go cienie zaczynają ustępować, a jego ciało odzyskuje siły. W jednej chwili uderzył wyznawcę z pełną mocą, rzucając go na ziemię.

Po długiej, wyczerpującej walce, udało im się pokonać kilku z wyznawców, ale ich szeregi nadal zdawały się nie mieć końca. James i Benicio zaczynali czuć wyczerpanie, każdy ich ruch stawał się wolniejszy, a oddech cięższy. Ciemność wokół zdawała się przyciągać nowe sylwetki, kolejne fale przeciwników, którzy nie zamierzali się poddać.

Gdy James był bliski wyczerpania, usłyszał nagle wyraźny dźwięk – coś, jakby dźwięk skrzydeł w mroku. Z otaczających ich drzew wyłoniły się dzikie ptaki, a za nimi – grupka członków klanu Sol, zdeterminowanych wojowników i magów, przybyłych na pomoc. To była niewielka grupa, ale ich wejście na pole walki odwróciło uwagę wyznawców Kerama, dając Jamesowi i Beniciowi czas na złapanie oddechu.

– Wygląda na to, że nie będziemy walczyć sami – stwierdził z ulgą Benicio, patrząc na dowódcę nowo przybyłych wojowników, który skinął głową, dając im znak gotowości do walki.

Wojownicy klanu Sol od razu wzięli się do pracy, rzucając zaklęcia, które rozświetlały mrok i tworzyły nowe linie obrony. Niektórzy z nich, podobnie jak Benicio, posiadali moc manipulacji światłem, co dawało im przewagę nad wyznawcami Kerama. Zaklęcia, które rzucali, były silniejsze, z każdą chwilą coraz bardziej rozpraszając cienie i ograniczając ruchy przeciwników.

Wreszcie James i Benicio, wspierani przez sojuszników, zaczęli odzyskiwać kontrolę nad sytuacją. Wspólnymi siłami udało im się zepchnąć wyznawców Kerama daleko od Bramy Cienia, na tyle, że nie mogli już zagrażać Mii.

Kiedy ostatni wyznawca padł na ziemię, James poczuł, jak całe napięcie opuszcza jego ciało. Spojrzał na Benicia i uśmiechnął się lekko, choć obaj byli wyczerpani do granic. To, co zrobili, mogło nie być ostatecznym zwycięstwem, ale wystarczyło, by ochronić Mię i zapewnić jej szansę na ukończenie próby.

Z ciemności, w której walczyli, zaczęło wyłaniać się ciepłe światło. Brama Cienia rozjaśniła się delikatnym blaskiem, sygnalizując, że Mia kończy swoją próbę. James i Benicio stanęli w ciszy, pełni oczekiwania, wpatrując się w wejście. W końcu Mia wyszła z mroku, silniejsza i pełna wewnętrznego spokoju. Obaj poczuli, że właśnie uczynili krok bliżej do ich wspólnej misji.

Przyszłość nadal była niepewna, ale tego wieczoru, dzięki ich sojuszowi i wsparciu przyjaciół, zyskali nadzieję na wygraną w tej wojnie z cieniem.

Najmłodsza KlątwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz