Rozdział 11: Wejście do Doliny Zmierzchu

10 8 0
                                    

Perspektywa Jamesa

Świt nadszedł szybciej, niż James się spodziewał. W milczeniu, pełni skupienia, wraz z Mią i Beniciem przemierzał mroczny las otaczający Dolinę Zmierzchu. Powietrze wydawało się stężałe od nieznanej energii, ciężkie i lepkie jak mgła, która spowijała ich z każdej strony, wchłaniając każdy dźwięk. To uczucie było przytłaczające – jakby dolina sama w sobie była żyjącą istotą, gotową odrzucić każdego, kto próbowałby wniknąć w jej tajemnicę. Im bliżej byli jej serca, tym bardziej atmosfera zmieniała się w coś niemal niemożliwego do opisania – jakby na granicy rzeczywistości i snu.

James, Mia i Benicio doszli wreszcie do kolejnego punktu doliny, który otworzył przed nimi obraz przypominający koszmar. Martwe drzewa, pozbawione liści, stały niczym szkielety dawnych wojowników. Kora opadała z ich pni jak stare blizny, a między tymi posępnymi strażnikami majaczyły cienie – duchy przeszłości, które utkwiły tutaj na zawsze, złapane w sidła władzy i nienawiści Kerama. Były tu ciche, niemal przezroczyste, ale ich obecność wypełniała powietrze chłodem, który przenikał aż do kości.

Mia przystanęła, patrząc na ten przerażający widok, a jej oczy płonęły determinacją. Wiedział, że to miejsce miało dla niej szczególne znaczenie. Było świadkiem zdrady, utraty i krzywd, które uczynił jej ojciec, stając się nie tylko wrogiem Aldarionu, ale i całego klanu Moonlight.

– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – zapytał James cicho, choć znał odpowiedź, zanim jeszcze skończył mówić.

Mia spojrzała mu prosto w oczy, a jej spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości.

– Nie mam wyboru, James, – odpowiedziała spokojnym, ale mocnym głosem. – To nie tylko kwestia Aldarionu, ale także mnie samej. Dopóki nie stawię czoła przeszłości, nigdy nie będę wolna od tego cienia.

James skinął głową, po czym wspólnie ruszyli naprzód. Każdy ich krok odbijał się echem, jakby dolina z uwagą obserwowała ich ruchy, czekając na odpowiedni moment, by rzucić się do ataku. W miarę jak zbliżali się coraz bardziej, cienie zdawały się gęstnieć, tworząc niewidzialną, pulsującą barierę wokół nich. Duchy dawnych ofiar zaczęły się pojawiać, ich postaci zamazane, niemal rozmyte, jak cienie z przeszłości, które nigdy nie odnajdą ukojenia.

Mia stanęła na czele, unosząc swój amulet Księżyca. Blask bił od niego srebrnym światłem, które otaczało ich ochronną aurą, zatrzymując mroczne cienie na odległość. James trzymał miecz w pogotowiu, gotowy do walki, a Benicio zamknął ich w kręgu światła słonecznego, którego intensywność przemieniała się w tarczę. Wiedzieli, że każda chwila może przynieść zbliżenie się potężniejszej, mroczniejszej siły.

Nagle dostrzegli otoczenie, spowite mrocznym cieniem, stał tam kamienny ołtarz pokryty czarnymi runami. To właśnie tutaj, przed laty, Keram złożył swą przysięgę ciemności, pozwalając, by duch manipulacji wszedł w jego ciało. Ołtarz zdawał się pulsować złowrogą energią, która przyciągała Mię, jakby była ona częścią tej samej mrocznej historii.

James widział, jak Mia zbliża się do ołtarza. Każdy krok zdawał się być krokiem ku rozliczeniu z przeszłością, ku oczyszczeniu z demonów, które zagnieździły się w jej sercu. Wiedział, że w tej chwili była całkowicie sama. Benicio, stojąc z tyłu, koncentrował swoją energię na ochronie, tworząc barierę, która miała ich osłaniać przed siłami pragnącymi powstrzymać Mię.

Mia uklękła przed ołtarzem, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, próbując skupić swoje myśli na przeszłości, na wspomnieniach matki, na chwilach, kiedy miłość wypełniała jej życie. Czuła, jak ciężar tego miejsca naciska na nią, jak powietrze staje się coraz gęstsze, aż jej świadomość wypełniła się wizją postaci – Kerama.

Przez krótką chwilę Mia zobaczyła go takim, jakim był kiedyś – jako ojca, którego znała. Ale zaraz potem jego oczy przybrały mroczny wyraz, wypełnione pogardą i nienawiścią.

– Dlaczego wracasz, Mia? – wyszeptał głosem niskim, pełnym złośliwości, która zdawała się rezonować z samym cieniem doliny. – Czyż nie nauczyłaś się, że ten świat należy do silnych?

Mia wzięła kolejny głęboki oddech, czując, jak serce bije jej w piersi jak młot. Patrzyła na niego, ale teraz widziała już tylko złego ducha, cień człowieka, którym był niegdyś jej ojciec.

– To nie jest świat dla tych, którzy budują swoje imperium na cierpieniu innych. Twój czas się skończył, Keramie – odpowiedziała, wkładając całą swoją siłę w te słowa.

Słysząc te słowa, duch Kerama zadrżał, a w jego oczach pojawił się ogień gniewu. Jego ciało zaczęło się zmieniać, przybierając groteskowe kształty, jakby jego złość zamieniała go w potwora. James i Benicio zrozumieli, że nadszedł moment decydującej konfrontacji. Duch Kerama, obudzony przez wyzwanie rzucone mu przez Mię, zaczął emanować mroczną aurą, która wypełniała dolinę przerażającym rykiem.

Wokół Mii, Jamesa i Benicia zaczęły pojawiać się cienie – były to dusze tych, którzy padli ofiarą ciemności Kerama. Poruszali się powoli, jakby wahali się przed ostatecznym atakiem, ale ich twarze wyrażały ból i gniew, jakby wciąż nosiły w sobie urazę wobec życia, które zostało im odebrane. James poczuł, jak zimno przeszywa jego ciało, jakby mrok tych duchów próbował go pochłonąć.

James spojrzał na Mię, która wstała, z twarzą pełną determinacji. Widząc jej siłę, przypomniał sobie, dlaczego zgodził się na tę misję. Była gotowa poświęcić wszystko, aby przywrócić równowagę w Aldarionie. James wyciągnął miecz i stanął u jej boku, gotowy, by bronić jej przed każdym cieniem, który zbliżył się do nich.

– Jestem z tobą – powiedział cicho, ale stanowczo.

Mia spojrzała na niego, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

– I dlatego właśnie nam się uda – odpowiedziała.

W tej samej chwili duch Kerama zaatakował. Z jego ciała wystrzeliły cienie, które uderzyły w barierę stworzoną przez Benicia, próbując przerwać ich ochronę. Benicio, skoncentrowany na utrzymaniu bariery, z trudem wytrzymywał siłę ataków. Każde uderzenie cieni sprawiało, że jego ciało drżało, ale nie przestawał – jego oddanie wobec Mii było silniejsze niż strach przed mrokiem.

James zauważył, że cienie zdawały się atakować szczególnie intensywnie, gdy zbliżały się do Mii. Było to jakby Keram próbował zdławić jej ducha, osłabić ją przed ostatecznym starciem.

– Mia, on skupia się na tobie! – krzyknął, rzucając się naprzód, by odciągnąć część cieni.

Mia spojrzała na Jamesa, widząc, jak walczy z cieniami z całych sił, a jej serce wypełniła wdzięczność. Nie była już samotna. Miała przyjaciół, którzy gotowi byli poświęcić się, by uwolnić ją od mroku. Zacisnęła dłoń na amulecie, a jego blask nabrał intensywności, jakby odpowiedział na jej wolę.

James, walcząc z cieniami, dostrzegł, jak wokół Mii formuje się aura srebrzystego światła. Mia, wypełniona siłą swoich przodków, wstała naprzeciw duchowi swojego ojca, gotowa stawić mu czoła.

– Czas zakończyć to raz na zawsze, Keramie, – powiedziała, a jej głos wypełnił dolinę jak echo dawno zapomnianej pieśni o bohaterach.

Duch Kerama rzucił się na nią z całą siłą, ale Mia, otoczona blaskiem amuletu, nie cofnęła się ani o krok. James i Benicio widzieli, jak mrok zdaje się stapiać z ołtarzem, a Keram walczy, by przetrwać. Jednak jego moc słabła, a ich połączone światło zbliżało go do ostatecznego upadku.

Ostatecznie, stojąc naprzeciw duchowi, Mia zebrała całą swoją moc i wydała okrzyk:

– Wracaj do mroku, skąd przybyłeś!

Najmłodsza KlątwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz