Perspektywa Jamesa
Wchodząc do Doliny Zmierzchu, James poczuł, jak chłód przenika jego ciało. Powietrze było ciężkie, nasycone gęstą, starożytną energią, która zdawała się obserwować ich ruchy z nienaturalną czujnością. Mgła unosiła się nisko, niczym zasłona, za którą kryły się niewidzialne byty – duchy przeszłości, których nikt już nie pamiętał, lecz które wciąż tutaj tkwiły, czekając na śmiałków z duszami wystawionymi na próbę. Cienie wokół wydawały się żyć własnym życiem; przy każdym kroku, który robili, zdawały się przysuwać, gęstnieć, ożywać.
James szedł obok Mii, która w ciemnej szacie klanu Moonlight wyglądała jak uosobienie samej nocy. Jej złote oczy, zazwyczaj pełne ciepła, teraz iskrzyły niepokojem i czujnością, gdy starała się wypatrzeć zagrożenie wśród mgły i ciemnych drzew. Patrzył na nią i dostrzegał napięcie – to coś głębszego, co zdawało się skrywać pod powierzchnią. Wiedział, że walczyła z czymś, czego nie potrafił zrozumieć. To miejsce było częścią jej historii, miejscem, w którym jej ojciec stracił człowieczeństwo, poddając się ciemności, James bał się, że Dolina Zmierzchu może przyciągać Mię w podobny sposób.
Benicio, idący nieco z przodu, wyprostowany i zdeterminowany, przywoływał swoją magią światło, które lekko rozpraszało mrok wokół. Jego magia emanowała blaskiem, który choć nie odpychał mgły, to przynajmniej osłabiał jej intensywność na kilka kroków w ich zasięgu. James i Mia trzymali się za nim, oboje cicho, uważnie obserwując każdy cień, każde drgnięcie liści i każdą niemalże niesłyszalną melodię, którą roznosił po dolinie wiatr.
W miarę jak posuwali się naprzód, cienie i mgła gęstniały, a powietrze zdawało się być przesycone prastarym smutkiem, złowrogą obecnością, której nie sposób było zignorować. Dolina Zmierzchu nie była zwykłym miejscem – zdawała się mieć własną świadomość, niechętną i nieufną wobec ich obecności. Każdy krok wymagał od nich siły woli, jakby coś próbowało ich powstrzymać, osłabić ich ducha.
Po kilku godzinach wędrówki Benicio zadecydował, że powinni odpocząć. Rozbili niewielki obóz w pobliżu dużego kamienia, który wyrastał z ziemi jak milczący strażnik Doliny. Mgła wokół nich zdawała się gęstnieć jeszcze bardziej, tworząc jakby zasłonę, za którą nic już nie było widać. James próbował ignorować mroczny, niespokojny nastrój miejsca, ale czuł, że coś w tej dolinie go niepokoi – coś więcej niż cienie i duchy przeszłości.
W czasie postoju, James zauważył, że Mia oddaliła się od obozowiska. Zaniepokojony, ruszył za nią, kierując się ku ciemnym drzewom, które wyglądały jak pochylone figury, strzegące skrywanych tajemnic. Po chwili znalazł ją stojącą samotnie, z zamkniętymi oczami, jakby próbowała złapać głęboki oddech, uwolnić się od czegoś, co tkwiło w niej głęboko.
– Wszystko w porządku? – zapytał, podchodząc ostrożnie, aby jej nie przestraszyć.
Mia otworzyła oczy i spojrzała na niego z wyrazem twarzy, który rzadko miał okazję widzieć – jej zwykle spokojne, pewne spojrzenie teraz pełne było zmęczenia i czegoś jeszcze. Czegoś, co było ukryte w głębi jej duszy, czegoś, co nie pozwalało jej zapomnieć.
– To miejsce... – wyszeptała, jakby nie chciała, by dolina usłyszała jej słowa. – Tutaj właśnie mój ojciec odszedł od światła, poddał się ciemności, której nigdy nie zdołał opuścić. Wydaje mi się, że coś z tej samej ciemności ciągnie mnie teraz do siebie. Czuję, jakby... jakby cień chciał mnie pożreć.
Słowa Mii przeniknęły Jamesa jak zimny nóż. Miała w sobie siłę, była odważna, ale ta dolina przypominała jej o wszystkim, czego zawsze się bała, o wszystkim, co od lat starała się z siebie wyrzucić. James położył dłoń na jej ramieniu, w nadziei, że jego obecność może ją choć trochę ukoić. Sam nie do końca wiedział, czy był w stanie w pełni zrozumieć ciężar jej przeszłości, ale był tu dla niej – i wiedział, że właśnie tego potrzebowała.
– Jesteś silniejsza niż on, Mia. – Szeptał cicho, ale z całą mocą, którą miał w sobie. – On może być twoją przeszłością, ale tylko ty decydujesz o swojej przyszłości. To, co zrobił, nie musi wpływać na ciebie. Ty wybierasz światło, nie ciemność.
Wzięła głęboki oddech, patrząc na niego z wdzięcznością, która wydawała się jednocześnie pełna bólu i ulgi. James czuł, że ten moment wzmocnił więź między nimi. Była tu cisza, ale była również obietnica – obietnica, że Mia nie musi mierzyć się z tą doliną sama.
Razem wrócili do obozu, gotowi do dalszej wędrówki.
Kolejne godziny mijały w napiętej ciszy. Dolina Zmierzchu zdawała się pochłaniać każdy dźwięk, pozostawiając ich w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego. Każdy krok niósł ze sobą wyzwanie – czy to dziwnie skrzypiąca gałąź, czy błysk w głębi mgły, który zdawał się przypominać parę oczu.
James obserwował Mię coraz uważniej. Widząc, jak unikała patrzenia na zarysy starych drzew, które, niczym szare duchy, tworzyły w tej mgle nierealne kształty. Jej postawa zdradzała rosnące zmęczenie, ale też coś innego – wewnętrzny ciężar, z którym walczyła. Nagle Mia zatrzymała się, jakby coś przykuło jej uwagę.
– Co się dzieje? – zapytał, podchodząc bliżej, gotowy do walki z czymkolwiek, co mogłoby się pojawić.
Mia nie odpowiedziała od razu. Spojrzała tylko na niego, jakby zastanawiała się, czy to, co zobaczyła, było prawdziwe. Na skraju mgły pojawiła się sylwetka, ledwie widoczna, ale wyraźnie materializująca się w ich stronę. James wyciągnął dłoń, ale Mia go powstrzymała, lekko kładąc rękę na jego ramieniu.
– To... to niemożliwe... – wyszeptała.
Postać, która zbliżała się do nich, była jednocześnie obca i znajoma. Mia rozpoznała ten cień – twarz, którą starała się wymazać z pamięci, sylwetkę, którą kiedyś widziała przy swoich najgorszych wspomnieniach. To był jej ojciec, ale zarazem tylko jego cień, wypaczony przez mroczne moce Doliny Zmierzchu. Cień, który był uwięziony tutaj, niezdolny do przejścia do innego świata.
Benicio natychmiast wyczuł napięcie i stanął obok nich, gotowy do działania. Mia spojrzała na cień swojego ojca, który zdawał się unosić rękę, jakby chciał coś powiedzieć, jakby miał jakiś przekaz. Przez chwilę nie była pewna, co powinna zrobić. Czy powinna zignorować tego ducha przeszłości, czy musi go wysłuchać, żeby w końcu uwolnić się od tego ciężaru?
James w milczeniu obserwował, gotów w każdej chwili interweniować. Patrzył na Mię, która walczyła ze sobą, próbując stłumić emocje, które nagle ożyły. Czuł, że decyzja, którą podejmie w tej chwili, może zaważyć na jej przyszłości, może w końcu przynieść jej wolność albo pogrążyć ją w ciemności.
Wzięła głęboki oddech, a jej oczy nabrały determinacji.
– Idźcie przodem, muszę to zrobić sama – powiedziała, a w jej głosie była siła, której nie sposób było podważyć. James poczuł ból na myśl, że miałby ją zostawić samą, ale dostrzegł w jej oczach, że była gotowa stawić czoła przeszłości.
Kiwnął głową, a potem ruszył z Beniciem, zostawiając Mię samą, twarzą w twarz z cieniem jej ojca.
![](https://img.wattpad.com/cover/380907376-288-k463032.jpg)
CZYTASZ
Najmłodsza Klątwa
FantasyW świecie zwanym Aldarion, w którym magia przenika wszystko, panuje kruchy balans między światłem a ciemnością, dniem a nocą. Ta harmonia opiera się na pradawnym pakcie dwóch klanów: Moonlight i Sol. Oba klany, chociaż od wieków są w sojuszu, trwają...