Rozdział 8: Powrót ze Światła

11 8 0
                                    

Perspektywa Mii

Przekroczenie Bramy Cienia było dla Mii momentem prawdziwego odrodzenia. Każdy krok w stronę światła zdawał się odciągać ją od przeszłości, od niewidzialnych kajdan, które jej umysł i serce nosiły przez całe życie. Mrok, który otaczał ją jeszcze przed chwilą, zaczynał się rozwiewać, pozostawiając w niej poczucie spokoju i wolności. To uczucie było jak dotyk chłodnego wiatru po długiej, parnej nocy. Mia odetchnęła głęboko, czując, jak światło i świeżość wypełniają ją od wewnątrz.

Gdy postawiła pierwszy krok poza Bramą Cienia, zobaczyła Jamesa i Benicia, stojących nieopodal w pełnej gotowości bojowej. Z mieczami uniesionymi w obronnym geście, jakby każdy ich ruch był precyzyjnie zaplanowany, obaj wyglądali na wyczerpanych, ale gotowych do dalszej walki, jeśli zajdzie taka potrzeba. Na ziemi, wokół ich stóp, leżały ciała wyznawców Kerama, którzy starali się powstrzymać Mię przed ukończeniem jej próby. Walka zdawała się dopiero co skończyć – powietrze było ciężkie, przesiąknięte zapachem metalu i dymu, ale już zaczynało się oczyszczać, jakby samo miejsce mogło w końcu odetchnąć z ulgą.

Księżyc górował wysoko na niebie, rzucając srebrzystą poświatę na krajobraz, jakby błogosławił moment jej triumfu. Mia spojrzała na swoich przyjaciół, a w jej piersi narastała fala wdzięczności, głębsza niż jakiekolwiek uczucie, które dotychczas znała.

James obserwował, jak Mia powoli wychodzi z mgły, gdy podeszła bliżej, poczuł ulgę, która zalała go niczym fala ciepła.

– Mia – powiedział, a w jego głosie słychać było dumę.

Mia uśmiechnęła się delikatnie, a w jej spojrzeniu pojawiła się nowa pewność.

– Wiem, kim jestem, James. To już nigdy się nie zmieni – odpowiedziała, patrząc na niego z siłą, której dotąd u niej nie widział.

James patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, w których mieszały się ulga, troska i coś jeszcze – uczucie, które Mia rozpoznała natychmiast. Przez chwilę po prostu się jej przyglądał, jakby obawiał się, że jest tylko wizją, zjawą, która zniknie przy najbliższym ruchu. Jego twarz była zaciśnięta, jakby z trudem powstrzymywał emocje, które gotowały się w jego wnętrzu. Wreszcie, jakby oswobodzony, James opuścił miecz, który dotąd trzymał pewnie w dłoni, i ruszył ku niej, powoli, krok po kroku.

Obok niego stał Benicio, wyraźnie zmęczony, choć na jego ustach pojawił się ledwie zauważalny, ale szczery uśmiech. Zazwyczaj spokojny i opanowany, teraz patrzył na nią z wyrazem głębokiego szacunku, jakby widział w niej coś świętego, coś, co przetrwało najgorsze próby, a teraz wracało – silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Mia, czując, jak w jej piersi narasta ciepło, ruszyła ku nim. Wiedziała, że walka, którą przeszli na zewnątrz, była niczym w porównaniu z tym, co spotkało ją wewnątrz Bramy, ale jednocześnie rozumiała, że bez ich wsparcia nie byłaby tu teraz. Gdy James zbliżył się na wyciągnięcie ręki, Mia nie czekała ani chwili dłużej. Pochyliła się ku niemu i wtuliła w jego ramiona, czując, jak jego ręce obejmują ją w silnym, czułym uścisku. Przez chwilę stali tak, w kompletnej ciszy, oboje pozwalając sobie na ten moment ulgi i bliskości.

– Przeszłam przez to wszystko... dzięki wam – wyszeptała Mia, zamykając oczy. Czuła zapach jego skóry, nuty ziemi i ziół, mieszające się z wonią potu i stali. – Znalazłam to, czego szukałam, i czuję się wolna.

James pogłaskał ją delikatnie po włosach, a jego głos zabrzmiał z czułością i dumą. – To była twoja siła, Mia. Zawsze ją miałaś. Ja tylko... miałem zaszczyt być przy tobie w tej drodze.

Słowa Jamesa były dla Mii balsamem na duszę. Odsunęła się nieco, patrząc mu prosto w oczy. Jego spojrzenie było pełne uczuć, a ona mogła w nim zobaczyć przyszłość, którą oboje mogliby stworzyć. Gdy ich dłonie się zetknęły, poczuła, jak jego obecność wlewa w nią siłę i spokój. Mia zdała sobie sprawę, że już nigdy nie będzie musiała stawić czoła ciemności sama.

Z uśmiechem spojrzała również na Benicia, który wciąż stał w gotowości, ale jego twarz zdradzała ulgę. – Bez was nie byłoby mnie tutaj – powiedziała cicho, z wdzięcznością w głosie.

Benicio skinął głową, a jego spokojne oczy zabłysły blaskiem zrozumienia. – Każdy z nas walczył o coś ważnego, Mia. Ty stanęłaś twarzą w twarz z ciemnością.

W tym momencie Mia poczuła głęboką wdzięczność za towarzystwo, które zyskała. Nie była już samotna w swojej walce, ale częścią czegoś większego, czegoś, co miało realną moc zmieniać świat. Wiedziała, że jej przyszłość będzie pełna nowych wyzwań, ale z tymi ludźmi u boku była gotowa stawić im czoła.

– Mia – odezwał się James po chwili ciszy, patrząc na nią uważnie. – Co widziałaś w Bramie?

Mia wiedziała, że ta chwila nadejdzie – moment, gdy opowie im o tym, co widziała i przeżyła. Z trudem odetchnęła, zamykając oczy, próbując na nowo przywołać obrazy, które pojawiły się przed nią po przekroczeniu Bramy Cienia. Powoli zaczęła mówić, opisując wizje, które ukazały jej przeszłość i rozliczenie się z największymi lękami.

– Widziałam... moją matkę. Była jak cień, ale jednocześnie była realna.  Poczułam jej obecność i jej miłość, której tak bardzo mi brakowało – Mia opowiedziała, a jej głos drżał z emocji. – A potem zobaczyłam ojca. Jego twarz, pełną nienawiści i żądzy władzy. Próbował mnie przekonać, że jestem taka jak on, że ciemność jest częścią mnie, ale wtedy... coś we mnie pękło.

James słuchał uważnie, a w jego oczach widziała współczucie i zrozumienie. – I wtedy odnalazłaś swoje światło, prawda?

Mia skinęła głową, jej wzrok wbity był w ziemię, jakby szukała w niej odpowiedzi na pytania, które wciąż ją dręczyły. – Tak. Zrozumiałam, że nie muszę się go bać. Że jestem kimś więcej niż tylko cieniem ojca. Jestem sobą, kimś niezależnym, silnym, zdolnym do miłości i nadziei.

Przez długi czas wszyscy troje stali w ciszy, kontemplując to, co wydarzyło się tej nocy. Mia czuła się lżejsza, jakby przeszłość przestała ją ciągnąć w dół, jakby odnalazła własne miejsce w świecie. Spojrzała na Jamesa i Benicia, a w jej oczach pojawił się nowy błysk determinacji.

– Czeka nas teraz jeszcze większa walka – powiedziała stanowczo. – Jeśli mój ojciec wysłał swoich wyznawców, by mnie powstrzymali, to znaczy, że już nie jestem dla niego tylko córką. Stałam się dla niego zagrożeniem.

James kiwnął głową, a jego twarz przybrała poważny wyraz. – I właśnie dlatego nie możemy się cofnąć. Twój ojciec zbyt długo rzucał cień na Aldarion. To nasze zadanie, by w końcu przynieść tu światło.

Benicio wyciągnął rękę i położył ją na ramieniu Mii. – Zawsze będziemy z tobą, Mia. W trójkę możemy stawić czoła ciemności.

Mia spojrzała na niego z wdzięcznością, a jej oczy zabłysły. Poczuła, że teraz jest gotowa, gotowa stawić czoła ojcu i wszystkim jego wyznawcom, którzy starali się ją powstrzymać. Przyszłość była niepewna, ale w jej sercu rozgościł się spokój i nadzieja, których brakowało jej przez całe życie.

Kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły się przebijać przez ciemności, Mia poczuła, że to symbol ich przyszłości – nowej ery, którą pomogą zaprowadzić w Aldarionie. Każde z nich odnalazło własne światło i cel, a ich sojusz był teraz silniejszy niż kiedykolwiek. Wyruszyli razem, wiedząc, że od tego momentu nie będą już tylko walczyć z ciemnością – będą jej symbolem, jednością, która przyniesie nadzieję całemu królestwu.

Najmłodsza KlątwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz