Seven

2 0 0
                                    

-Więc wszystko masz, tak? - spytał Peep patrząc na całą mnie -Tak, tak mam - założyłam torbę na ramię -A nawet gdybym nie miała to wiem gdzie mieszkasz - puściłam mu oczko, Peep się tylko uśmiechnął. Spojrzał po chwili mi w oczy i powiedział -Tylko pamiętaj Lydia, jak twój ojciec znów coś odpierdoli to masz natychmiast do mnie dzwonić, nie pozwolę ci kolejny raz znosić to cierpienie - położył rękę na moim ramieniu -Wiem i dziękuje - patrzyłam mu z wielką wdzięcznością w oczach, chciałam by spróbował odczytać ją z moich oczu, by wiedział żeby nigdzie teraz nie odchodził i został przy mnie na zawsze -Wszystko dla ciebie słońce - przytuliliśmy się, to było takie cudowne uczucie. 

Gdy wyszłam od Peepa na twarzy widniał szczery uśmiech zadowolenia. Było wszystko cudownie do czasu gdy podeszłam pod mój dom, jak przypomniałam sobie że czeka tam na mnie ojciec prawdopodobnie znów pijany, to mnie przechodziły ciary. Próbowałam być spokojna i czujna, otworzyłam drzwi weszłam od razu zamykając za sobą. Ściągnęłam obuwie i płaszczyk wieszając go na haczyku. Poszłam do pokoju, nie chciałam ryzykować wchodząc do kuchni. Zaczęłam od razu rozpakowywać torbę, klękając na podłodze.

*puk puk*

-Hej skarbie, jak było?- to była mama na szczęście -Hejcia mega, a gdzie ojciec?- musiałam wiedzieć gdzie on jest, żeby w razie czego przygotować się psychicznie na jego atak -Nie ma go na szczęście w domu. Wyszedł gdzieś jakieś dwie godziny temu i prawdopodobnie wróci w nocy dopiero, więc mamy spokój jak na razie - japierdziele jaka ulga -Uf to dobrze - w trakcie rozpakowywania, oczywiście mama usiadła na moim łóżku i musiałam jej streścić wszystko co się działo. Była taką moją przyjaciółką, której mogłam bez obaw zaufać oraz się wygadać wiedząc że to co jej powiem zostanie w niej. Gdy skończyłyśmy gadać ona wyszła, ja zaś głośno westchnęłam i usiadłam na łóżku biorąc laptopa na kolana. Zaczęłam przeglądać coś na youtube. Pamiętam jak byłam mała i chciałam nagrywać filmy na tą aplikację - pomyślałam. Położyłam się spać o 24, bo jeszcze chwilę pisałam z Peepem.


***


Gdy minął kolejny tydzień, ja postanowiłam znowu iść do Peepa. Siedzieliśmy robiąc sobie maraton filmów i śmiejąc się ze swoich opowiadań, ale oczywiście to co fajne się szybko kończy, znowu. Wróciłam do domu z uśmiechem, ściągnęłam płaszcz i buty -Hejka mamo...- wchodząc do salonu zamarzła, on stał przy mamie która leżała na sofie z cierpiącą miną -A ty gdzie się znowu szlajałaś? Co sprzedajesz się?- zadał pytania retoryczne po czym podszedł do mnie łapiąc mnie za szyję i rzucił mną o podłogę -Zostaw to dziecko, kretynie!- moja mam rzuciła się na ojca, a ja za ten czas czołgałam się z bólu po podłodze -Uciekaj skarbie!- mam mi uświadomiła, że to dobry moment do ucieczki, więc zebrałam się jakoś wstając z podłogi i zaczęłam biec w stronę schodów. Wybiegłam jak najszybciej tylko mogłam, od razu kierując się w stronę swojego pokoju, wbiegłam do niego i zamknęłam drzwi. Usiadłam pod drzwiami by tak szybko się nie dostał do środka. Szybko wyjęłam jeszcze telefon z kieszeni by zawiadomić Peepa, wysyłając mu SMS-a.

-Jeszcze tego pożałujesz - powiedział ojciec patrząc na schody. Z  całej siły uderzył matkę która znów upadła tym razem na podłogę i popędził na górę -Głupia, myślisz że cię tam nie znajdę?- powiedział z psychopatycznym uśmiechem i zaczął pchać drzwi, za pierwszym razem mu to nie wychodziło, ale potem już wyszło. Cofnęłam się do tyłu bez skutecznie, bo gdy znalazł się w środku mojego pokoju zaczął iść w moją stronę -Mała szmato - powiedział po czym z całej siły kopnął mnie w brzuch, przez co się skuliłam.

Gustav.

Siedząc sobie spokojnie na sofie, mój telefon w pewnym momencie zabrzęczał. Szybko po niego sięgnąłem i zobaczyłem wiadomość od Lydii. Gdy przeczytałem ten niepokojący tekst, nie czekając na nic wstałem na równe nogi pędząc do ganku, ubierając buty. Nawet nie miałem czasu na kurtkę. Zacząłem biec w stronę domu Lydii.

Złapałem za klamkę i bez żadnego problemu otworzyłem drzwi, wbiegłem wpierw do salonu połączonego z kuchnią. Nie zastałem tam Lydii, lecz jej matkę leżącą na podłodze -Proszę Pani...- przykucnąłem przy niej -Chłopaku... Tam jest kij baseballowy... Lydia jest na górze, szybko...- mówiła ledwo ale wyraźnie. Posłuchałem się jej instrukcją i złapałem za kij. Popędziłem w miarę cicho na górę nasłuchując dźwięki. Uchyliłem drzwi, pierw widząc wysokiego mężczyznę patrzącego na moją przyjaciółkę -Zostaw ją!- krzyknąłem i uderzyłem nie hamując sił w mężczyznę, który zaraz po tym upadł z hukiem. Mój oddech bardziej przyśpieszył, po czym uderzyłem go jeszcze raz by upewnić się, żeby nie wstał.

Wiedząc że mężczyzna nie podniesie się przez najbliższe pół godziny zadzwoniłem z mojego telefonu na policję i karetkę, klękając przy poszkodowanej Lydii -Tak dwie osoby poszkodowane, jedna odpowiedzialna za to. Gustav Ahr, tak dobrze, czekam - skończyłem, przerzucając uwagę na Lydię -Gus... - wyszeptała w cierpieniu moje imię -Spokojnie słońce... Pomoc już jedzie -spojrzała na mnie słabym wzrokiem i nagle na moich rękach zemdlała, przez co się wystraszyłem i błagałem w myślach aby karetka się pośpieszyła. W pokoju było ciemno z powodu zmiany czasu na dworze i nie włączenia światła w pomieszczeniu.

Gdy karetka przyjechała na miejsce wraz z policją oni się wszystkim zajęli. Ratownicy medyczni weszli z noszami do domu, pierw zabierając matkę Lydii bo była najbliżej, po czym ja krzyknąłem z góry że jest jeszcze jedna poszkodowana osoba. Szybko weszli po schodach kierując się do pokoju, położyli nosze na podłodze zajmując się poszkodowaną, najpierw sprawdzając jej puls i podstawowe rzeczy po czym przenieśli ją na nosze. Wynosząc ją uważali na drzwi i schody. Wstałem z podłogi na proste nogi trzymając w jednej ręce swój telefon ze zmartwioną miną, to było przykre i okropne uczucie. Policja zaraz po tym zajęła się nie przytomnym zbrodniarzem, od razu zakuwając go w kajdanki i przenosząc do radiowozu. Obydwa wozy odjechały, a ja nie czekając dłużej wróciłem pod swój dom zabierając tylko ze środka kluczyki od samochodu. Wsiadłem wkładając kluczyki do stacyjki odpaliłem silnik i ruszyłem pod szpital. Zaparkowałem samochód na jakimkolwiek wolnym miejscu i wparowałem do szpitala, podszedłem pod recepcje by znaleźć salę, w której przebywa Lydia. Podchodząc pod jej salę zatrzymał mnie lekarz -Kim Pan jest? - spytał trzymając notes i długopis w rękach -Jestem Gustav, jej przyjaciel. Czy z Lydią jest dobrze?- lekarz tylko przeszył mnie wzrokiem, po czym wzdychnął -Na razie robimy jej badania, to może trochę potrwać i jeżeli Panu chce się czekać to radzę sobie usiąść w poczekalni - kiwnąłem głową i poszedłem za poradą lekarza. Każde minuty się dłużyły, jak nie wiem co. Próbowałem się zająć jakoś telefonem, ale bez skutecznie. W końcu minęła godzina. Podczas tej godziny zdążyłem już pochodzić po szpitalu, poczytać wiadomości i zmieniać pozy w siedzeniu.

 Lekarz wyszedł z sali w której przebywała Lydia i zauważając mnie podszedł do mnie -Panie Gustavie... Lydia jest w dość... Nie bezpiecznym stanie... - nie owijał w bawełnę -Jak poważne są jej obrażenia?... Mogę ją zobaczyć?... - Peep poczuł w sobie ukłucie złości i smutku -W porządku... Może Pan ją zobaczyć tylko nie za długo, dobrze? - Peep kiwnął głową na znak zgody. Gdy lekarz otworzył drzwi, w gardle Peepa zatrzymał się oddech. Widząc mnie podłączoną do przeróżnych kabli i monitorów całkiem nie przytomną, Peep znów poczuł smutek, bezradność i żal. Podszedł do szpitalnego łóżka, każdy krok zdawał się być coraz cięższy od poprzedniego, aż dotarł do mnie i usiadł na krześle obok łóżka. Jego wzrok padł na moją twarz pełną zmartwień -I tak jak mówię, nie za długo, Lydia musi dużo odpoczywać - przekazał lekarz po czym wyszedł z sali. Peep tylko kiwnął na znak gdy lekarz go ostrzegł. Siedział obok mojego łóżka, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. Widok kabli i maszyn podłączonych do mnie napełnił go poczuciem bezradności, ale starał się zachować dla mnie spokój i siłę. Delikatnie wyciągnął rękę i ujął moją dłoń, trzymając ją delikatnie i ostrożnie, jakby była bardzo wrażliwa. Gdy Peep chwycił mnie za dłoń, wszystkie moje siniaki i znaki od pobicia były bardziej ujawnione, ponieważ byłam przebrana w szpitalne ubranie. Ten widok sprawił Peepowi ból w sercu, wiedząc że musiałam przez te wszystkie lata kiedy go nie było, przechodzić przez takie cierpienia. Jego wzrok przesuwał się z ręki na rękę patrząc na te obrażenia, jego uścisk na mojej dłoni nieco się zacieśnił, a jego kciuk delikatnie gładził małe kółka na powierzchni mojej dłoni -Proszę... Obudź się wkrótce, słońce... Proszę... - Peep wyszeptał mając prawie już łzy w oczach, ale je powstrzymywał -Czas minął - do pokoju wszedł doktor, oznajmiając że już czas odwiedzin się skończył. Peep spojrzał na moją twarz ze zmartwieniem wypisanym na twarzy i wstał z krzesła -Trzymaj się... - wyszeptał i opuścił pokój.

Every Time I heard Your VoiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz