12.

143 5 0
                                    

Obudziłam się z delikatnym uśmiechem na twarzy, czując przyjemne ciepło bijące z jego obecności obok mnie. Wciąż półprzytomna, przez krótką chwilę rozważałam, czy otworzyć oczy, czy jednak pozwolić sobie na jeszcze kilka minut odpoczynku. Gdy w końcu się zdecydowałam, poczułam, że Gavi leży tuż obok, obejmując mnie lekko ręką. Ciepło jego ramienia i spokojny oddech działały na mnie uspokajająco. Odruchowo spojrzałam na zegarek - już prawie dziewiąta. W pokoju panował przyjemny, poranny półmrok, który powoli rozpraszał się wraz ze wschodzącym słońcem. Ciepły blask słońca zaczął rozświetlać wnętrze, tworząc spokojną i leniwą atmosferę, która przypominała o weekendowych porankach bez pośpiechu.

Zwykle, gdy budzę się o tej porze, czuję impuls, by od razu wstać i rozpocząć dzień. Jednak dzisiaj... dzisiaj chciałam zostać w łóżku i nie opuszczać go aż do zmierzchu. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe - wieczorem czekał mnie mecz FC Barcelony z Realem Madryt, a moja obecność była nieodzowna.

Zerknęłam na Gaviego. Spał spokojnie, z twarzą pozbawioną zwykłego napięcia, tak typowego dla jego energicznego i żywiołowego charakteru. Rzadko widziałam go tak zrelaksowanego - zazwyczaj tryskał energią, nie potrafiąc usiedzieć w jednym miejscu, jakby wciąż szukał sobie zajęcia. Teraz jego twarz była spokojna, a oddech równomierny. Obserwując go, mimowolnie uśmiechnęłam się, przypominając sobie, jak jeszcze kilka miesięcy temu wywoływał we mnie zupełnie inne uczucia. Kiedyś, ten zadziorny Andaluzyjczyk, zdawał się robić wszystko, by wyprowadzić mnie z równowagi. Przekomarzaliśmy się i zaczepialiśmy przy każdej możliwej okazji, a niektóre z jego komentarzy doprowadzały mnie do furii. Ja również nie pozostawałam mu dłużna, odgryzając się z równą pasją.

A teraz? Leżał obok mnie, spokojny i uśmiechnięty, zupełnie odmieniony, jakby miniony czas i te niezliczone, pozornie nic nieznaczące momenty, zmieniły wszystko między nami. Poprzedniego wieczoru bawiliśmy się wspaniale, oglądając filmy, które Gavi, z charakterystycznym dla siebie humorem, określił mianem „beznadziejnych". Dla mnie były raczej zabawne, ale to jego towarzystwo czyniło je naprawdę wyjątkowymi.

Próbowałam delikatnie wysunąć rękę, by nie zakłócić jego snu. Nie chciałam go budzić, jednak zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Gavi lekko się poruszył. Przymknął oczy, jakby próbował zatrzymać sen na kilka dodatkowych sekund, po czym spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

- Buenos días, Rosie. - szepnął łagodnie, przerywając ciszę.

Odwzajemniłam uśmiech i odpowiedziałam żartobliwym tonem:

- Buenos días, śpiochu. Wyspany?

Chciałam wysunąć się z jego ramion, jednak Gavi przyciągnął mnie jeszcze bliżej, nie zamierzając wypuścić mnie z objęć. Z lekkością uśmiechnął się, wciągając mnie w swój uścisk.

- Wyjątkowo bardzo, ciekawe dlaczego? - rzucił, a jego oczy błyszczały ciepłem i rozbawieniem.

Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem, szturchając go lekko łokciem.

- Nie mam pojęcia, z czego to może wynikać. - odpowiedziałam z udawanym namysłem, starając się opanować śmiech, który groził wybuchem.

Gavi przewrócił oczami, po czym wybuchnął śmiechem, sprawiając, że ten cichy, poranny moment nabrał wyjątkowego, radosnego charakteru.

Jego śmiech był zaraźliwy, więc sama też się zaśmiałam, choć próbowałam ukryć, jak dobrze się czułam w tej chwili. Po chwili jednak musiałam wrócić do rzeczywistości - mecz zbliżał się nieubłaganie i wiedziałam, że czeka mnie sporo przygotowań.

- O której musisz być na Camp Nou? - zapytał, zmieniając temat, choć wciąż trzymał mnie w swoich ramionach.

- Mecz zaczyna się o 21:00, więc muszę być tam około 18:30, żeby przygotować wszystko w biurze, ustawić sprzęt w strefie fotograficznej i wrzucić kilka postów na Instagrama. - odpowiedziałam, przywołując w pamięci instrukcje, jakie przekazał mi meneger działu medialnego dzień wcześniej. Gavi kiwnął głową na znak, że rozumie.

Mi mariposa || Pablo "Gavi" GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz